Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Macierewicz chce wysyłać ochotników na Specnaz. U wojskowych – konsternacja

Forum
Jest ryzyko, jeśli plan ministra się nie powiedzie lub zostanie zrealizowany w części, wojska OT nie będą kopią sił specjalnych, a ich karykaturą.

Wojska Obrony Terytorialnej jako pierwsze spotkają się ze Specnazem – powiedział w Sejmie minister Antoni Macierewicz, budząc osłupienie u nawet najbardziej zagorzałych piewców obrony terytorialnej. U wojskowych osłupienia nie ma, jest konsternacja.

Antoni Macierewicz nie pozostawił wątpliwości – to żołnierze-ochotnicy Wojsk Obrony Terytorialnej, a nie regularna armia mają jako pierwsi stawić czoło ewentualnemu atakowi hybrydowemu ze strony Rosji, w którego pierwszym rzucie zawsze działają wojska specjalne, określane mianem Specnazu. Minister wyjaśniał, że właśnie dlatego polskie WOT mają być maksymalnie upodobnione do sił specjalnych i dlatego na czele tymczasowego dowództwa postawił doświadczonego komandosa, płka Wiesława Kukułę, dotychczas dowódcę Jednostki Wojskowej Komandosów w Lublińcu.

„Pierwszą fazą konfliktu hybrydowego (...) jest atak sił specjalnych na inne państwa” – mówił Macierewicz, przytaczając przykład Ukrainy i tłumacząc, że jakkolwiek nie nazywać użytych w taki ataku sił – mianem zielonych ludzików czy żołnierzy samozwańczych republik ludowych – i tak jest to po prostu rosyjski Specnaz.

„Wojska Obrony Terytorialnej właśnie z nimi spotkają się jako pierwsi”, ale zdaniem ministra bezwzględnym i świetnie wyszkolonym rosyjskim komandosom przeciwstawią się skutecznie, mając równie dobre wyszkolenie, świetny sprzęt, a przede wszystkim doskonale znając teren i „będąc zakorzenionymi w lokalnej społeczności”. Macierewicz dodał, że taki właśnie pomysł na ochotniczą formację terytorialną przyświecał mu od dawna, od początku przygotowań do objęcia funkcji ministra obrony, które – jak przyznał – zaczął jeszcze w 2014 r.

Specnaz to nie jakaś konkretna jednostka, ale generalna nazwa, jaką w Rosji i krajach b. Związku Sowieckiego, w tym na Ukrainie, określa się pododdziały sił specjalnych różnych rodzajów wojsk, policji, straży granicznej i innych formacji umundurowanych. Rosja nie ma jednego Specnazu, ale każdy rodzaj wojsk ma swój Specnaz.

Do najlepiej wyszkolonych, wyposażonych i „zasłużonych” w walce należą siły specjalne wojsk spadochronowych, zgrupowane w 45 Gwardyjskiej Brygadzie Specjalnego Przeznaczenia (słowo specnaz pochodzi od specjalnowo naznaczienija czyli specjalnego przeznaczenia) z kwaterą główną w podmoskiewskiej Kubince. Najbliżej Polski z kolei zlokalizowana jest 2. brygada specnazu wojsk lądowych w Pskowie, użyta m.in. na wschodniej Ukrainie. Ale i w Obwodzie Kaliningradzkim znajdują się kompanie specnazu rosyjskiej piechoty morskiej. Ogółem siły specjalne Rosji liczą około 15 tys. żołnierzy. Dla porównania, polscy specjalsi to siła ok. 3 tys. żołnierzy. Wojska Obrony Terytorialnej liczyć mają w sumie 35 tys., pierwsze trzy brygady na ścianie wschodniej – 3 tys.

Specnaz obrósł legendą i legenda ta stanowi po części element rosyjskiej walki propagandowej. Bardzo przyczyniła się do tego wydana w 1998 r. w Londynie książka pisarza, publicysty i byłego oficera wywiadu wojskowego GRU Wiktora Suworowa, zaczynająca się od słynnego opisu związku żołnierza specnazu z jego... saperką, której w razie potrzeby jest w stanie użyć niemal do wszystkiego.

Współczesne metody szkolenia specnazu uwzględniają wszystkie obszary użycia wojsk specjalnych i z pewnością nie polegają na saperkach. Rosjanie wyciągnęli wnioski z użycia specnazu w wojnach w Czeczenii, operacji w Budionnowsku, odbijania zakładników w teatrze na Dubrowce. Błyskawiczne zajęcie Krymu w marcu 2014 r. pokazało, że obecny Specnaz potrafi działać „cicho i skutecznie” – co jest hasłem używanym też przez polskich specjalsów. W głębi ukraińskiego terytorium tak łatwo już nie było, a wojsk Specnazu Rosja używała tam zarówno do działań na froncie, jak i organizowania i szkolenia sił separatystycznych. Co istotne, w początkowej fazie konfliktu kiedy ukraińska regularna armia zawiodła, na pierwszej linii frontu przeciw Specnazowi stanęły ochotnicze bataliony gwardii narodowej.

Czy powierzenie wojskom OT misji powstrzymania „zielonych ludzików” wynika z przekonania MON, że polska armia regularna też miałaby zawieść w potencjalnym konflikcie? Chciałbym wierzyć, że chodzi raczej o dowartościowanie żołnierzy OT, przez powierzenie ich formacji najbardziej odpowiedzialnych zadań i – przynajmniej w obecnych zapowiedziach – zorganizowanie dla nich możliwie najlepszego systemu szkolenia.

Polskie siły specjalne są cenione w NATO, funkcjonują de facto wedle standardów sił operacji specjalnych USA, posiadają bardzo podobny – a czasem nowocześniejszy od nich sprzęt i są w stanie wspólnie wykonywać zadania bojowe. Byłoby marzeniem, gdyby 35 tys. ochotników w wojskach OT miało uzyskać podobny status. Wtedy mielibyśmy prawdopodobnie najliczniejsze siły specjalne świata i żaden wróg nie byłby nam straszny.

Tyle że to mrzonka. Pomijam fakt, że selekcja do Specnazu – i do każdych na świecie sił specjalnych – to morderczy wysiłek nie tylko fizyczny, ale intelektualny na który stać naprawdę nielicznych. Bo gdy ciało zawodzi – a zawodzi każdego kandydata przechodzącego koszmar selekcji – mięśniami kieruje już tylko głowa.

Tymczasem do polskiej OT dopuszczeni mają być kandydaci z kategorią zdrowia D – niezdolny do służby wojskowej w czasie pokoju – rezerwiści po 12 letniej służbie jako szeregowi kontraktowi, czy w ogóle ludzie nie służący wcześniej w wojsku. Porównywanie 14-dniowego wstępnego przeszkolenia i weekendowych wypadów na strzelnicę ze szkoleniem sił specjalnych to kpina z tych drugich, rzekomo tak cenionych przez kierownictwo MON.

Innym czynnikiem uniemożliwiającym stworzenie z obrony terytorialnej wojsk specjalnych są ograniczone zasoby: funduszy, sprzętu i kadry szkoleniowej. Nie podejmę się precyzyjnego oszacowania, ile kosztuje wyszkolenie i wyposażenie operatora GROM-u, Formozy czy JWK, ale są to koszty idące w miliony złotych.

Stąd zresztą zauważalna w „zielonym wojsku” rezerwa wobec specjalsów, którzy po prostu mają lepiej pod każdym względem, i to widać. Nie ma też w Polsce kadry do wyszkolenia w trybie sił specjalnych nawet 3 brygad OT (zresztą trzykrotnie mniej licznych niż brygada wojsk regularnych), a co dopiero myśleć o 35 tys. całości wojsk OT.

Cały czas przyjmuję bowiem założenie, że słowa ministra Macierewicza należy traktować poważnie i że to co mówi, ma być realnie wcielanym w życie, starannie przemyślanym planem. Jeśli nie, tym gorzej, bo w dyskusji o sprawach najważniejszych jakimi bez wątpienia są kwestie bezpieczeństwa i obrony państwa, nie powinno się zbyt łatwo składać obietnic ani rzucać porównań.

Jest ryzyko, jeśli plan ministra się nie powiedzie lub zostanie zrealizowany w części, wojska OT nie będą kopią sił specjalnych, a ich karykaturą. Że brzuchaty i kulawy „komandos” z kategorią D, który zaciągnął się dla kilkuset złotych comiesięcznego dodatku za gotowość, co najwyżej postrzela sobie raz w miesiącu, a jego znajomość terenu ograniczy się do drogi do sklepu. I nie daj Boże, by kiedyś spotkał dwumetrowego osiłka ze Specnazu.

Jeśli jednak poważnie traktować słowa ministra, to jest w nich coś znacznie bardziej niepokojącego od roli wojsk OT. To dające się wyczuć przekonanie o nieuchronności konfliktu zbrojnego z Rosją, w którym polska ludność – a nie profesjonalna armia – będzie na pierwszej linii.

Wielu nazwie to trzeźwym geostrategicznym realizmem: tak, wiemy że Rosja jest agresywna i zdajemy sobie sprawę, że wcześniej czy później nas zaatakuje. Ale jest to zarazem przekonanie, że środki odstraszania, jakie mamy do dyspozycji w ramach NATO i własnych sił – nie tylko zbrojnych – kompletnie zawiodą a wojsko i politycy całego sojuszu nie będą w stanie w porę dostrzec i powstrzymać agresji. Czy powstrzymają ją komandosi z OT?

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną