Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Nieobecny

Prezydent nieobecny w ważnych sprawach

Prezydent Andrzej Duda z małżonką Agatą Kornhauser-Dudą oraz członkowie Kancelarii Prezydenta Prezydent Andrzej Duda z małżonką Agatą Kornhauser-Dudą oraz członkowie Kancelarii Prezydenta Mateusz Jagielski/East News, Getty
Wkrótce minie rok współrządzenia PiS i Andrzeja Dudy. W trójkącie partia–rząd–prezydent Andrzej Duda miał być postacią znaczącą, bo nieodwoływalną. A jest elementem najsłabszym.
Prezydent na mszy w Katedrze Gnieźnieńskiej z okazji 1050. rocznicy Chrztu PolskiP.Tracz/Wikipedia Prezydent na mszy w Katedrze Gnieźnieńskiej z okazji 1050. rocznicy Chrztu Polski

Mieliśmy w historii Polski Sejm niemy, teraz mamy niemego prezydenta. Nie dlatego, że rzadko się odzywa – tego akurat zarzucić mu nie sposób – ale dlatego, że wiele ważnych tematów przemilcza, a to, co mówi, nie ma mocy sprawczej ani nie układa się nawet w spójną całość.

Przemilczenia? Gdzie był Andrzej Duda, gdy wybuchł skandal z Bartłomiejem Misiewiczem, 26-letnim asystentem Antoniego Macierewicza, który bez wymaganych kwalifikacji wszedł do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej?

Dlaczego przemilczał Czarny Protest, gdy 100 tys. osób (a zapewne kilkaset tysięcy) w ponad 100 miejscowościach i tysiącach zakładów pracy manifestowało przeciw zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego?

Brak mocy? Już prawie rok leżakuje w Sejmie prezydencki projekt ustawy podwyższającej kwotę wolną od podatku. Podobnie sprawa pomocy dla frankowiczów czy obniżenie wieku emerytalnego. To były ważne obietnice w kampanii prezydenckiej, a wychodzi na to, że PiS wymaga od Dudy taśmowego podpisywania własnych ustaw, a do projektów z Pałacu podchodzi lekceważąco. Nie chodzi zresztą tylko o ustawy, lecz i o miękką politykę. 10 kwietnia Duda w szóstą rocznicę katastrofy smoleńskiej wzywał do „wzajemnego wybaczenia”, żeby po paru godzinach usłyszeć od Jarosława Kaczyńskiego, że nie ma o tym mowy. Z prezydenckiej zapowiedzi rozwiązania kryzysu konstytucyjnego przy udziale Narodowej Rady Rozwoju też nic nie wyszło, Duda ani o piędź nie odstępuje od linii PiS.

Niespójność? „O ile do 1989 r. można powiedzieć, że rządził ustrój tych samych zdrajców, którzy zamordowali »Inkę« i »Zagończyka«, to przecież po 1989 r. teoretycznie nie” – mówił prezydent pod koniec sierpnia na pogrzebie żołnierzy wyklętych, kładąc akcent na słowie „teoretycznie”. A w październiku na uroczystościach z okazji ćwierćwiecza giełdy słychać było inną melodię: „Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie jest symbolem polskiego sukcesu przemian”. I tak jest w niemal każdej sprawie: chaos, miękkość, niepowaga.

„Zwracamy się do Pana, jako reprezentanta godności naszej ojczyzny. Chcemy wierzyć, że znajdzie Pan w sobie siłę i stanie Pan ponad podziałami, że podejmie Pan działania, które sporom politycznym przywrócą cywilizowane ramy” – napisało 32 byłych znanych działaczy opozycji (z KOR i Solidarności) do Dudy. Jednak prezydent nie odpowie na list – jak stwierdził jego rzecznik – zawierający sformułowania „odbiegające od norm cywilizowanej debaty”; Pałacowi nie spodobało się porównanie rządów PiS do faszyzmu. Duda będzie więc milczał, tak jak w kwestii zawłaszczania apeli poległych przez PiS czy w sprawie mordu w Jedwabnem. Prezydent nic nie powiedział po głośnym wywiadzie minister edukacji Anny Zalewskiej, która w „Kropce nad i” udawała, że nie wie, co zdarzyło się w Jedwabnem.

Czy jest z nami prezydent

Prof. Jan Zimmermann, promotor pracy doktorskiej Dudy, kilka miesięcy temu mówił w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej”: „Prezydent ma taki charakter, że kiedy przyjdzie mu o czymś rozstrzygać, woli ustąpić, nie chce lub nie umie wiązać się odpowiedzialnością”. Wspomniał też o kunszcie prezesa PiS, „że człowieka o takich predyspozycjach przewidział na prezydenta”. Zimmermann bezskutecznie namawiał Dudę w prywatnych rozmowach, aby zachował się jak należy, by przestał łamać konstytucję. – Po tamtym wywiadzie napisałem do prezydenta kilka maili, ale nie odpisał. Trudno dziś mówić o nadziei – mówi prof. Zimmermann.

Na niedawne uroczystości rocznicowe KOR do Pałacu nie przyszło wielu opozycjonistów, którzy dziś są przeciwnikami rządzącej partii. Jednym z nielicznych obecnych był Zbigniew Janas. – Prezydent miał dobre przemówienie, w duchu KOR. Pogratulowałem mu tego wystąpienia. Dodałem, że ma olbrzymi wpływ na język debaty, że od niego wiele zależy. Wysłuchał, ale nie skomentował – mówi Janas.

Kaczyński na lipcowym kongresie PiS nazwał się „realnym liderem obozu zmian” i nie ma wątpliwości, że do tego obozu zalicza także mieszkańca Pałacu Prezydenckiego. Jeśli PiS wyciągnął lekcję z klęski Bronisława Komorowskiego, to taką, że bez realnego wsparcia partii nie da się wywalczyć reelekcji. Prezydent, jak się zdaje, też to dostrzega. Dlatego unika gestów, które mogłyby dowodzić nielojalności wobec Nowogrodzkiej, dlatego zaczął prezydenturę od hołdu dla prezesa: „Jest pan wielkim człowiekiem, politykiem, strategiem”.

Współpracownicy Dudy bagatelizują pytania o podporządkowanie prezydenta PiS. Wojciech Kolarski, prezydencki minister: – Sukces tego obozu, którego częścią jest prezydent, zależy od współpracy, od zachowania jedności. Małgorzata Sadurska, szefowa Kancelarii: – Pan prezydent nie ma powodu rywalizować z rządem i partią, z której się wywodzi. To komfortowa sytuacja, że reprezentujemy ten sam obóz. To zwiększa skuteczność funkcjonowania państwa. A co z reprezentacją tych, którzy na PiS i Dudę nie głosowali? Przecież im też przysięgał służyć, po to właśnie prezydent oddaje partyjną legitymację.

Wyrazem uległości wobec Nowogrodzkiej jest brak ambicji budowy prezydenckiego ośrodka politycznego. Lech Wałęsa (wprawdzie pod inną konstytucją) i Aleksander Kwaśniewski starali się rozpychać na urzędzie, Lech Kaczyński robił, co mógł, żeby obalić Kazimierza Marcinkiewicza i posadzić brata w fotelu premiera, nawet Komorowski tworzył wokół siebie środowisko niechętne wobec PO i potrafił kierować ustawy do Trybunału Konstytucyjnego.

A obecny prezydent? Z prawa weta nie korzysta, do Trybunału niczego nie posyła, sprawia wrażenie nieustannie zadowolonego z działań partii i rządu.

To, że niewiele wiadomo o spotkaniach zaplecza z prezydentem, poczytuję za atut. odbywają się one regularnie, są bardzo merytoryczne. Zajmujemy się rzetelną pracą, a nie rozgrywkami politycznymi – mówi Sadurska. Inny uczestnik pałacowego życia mówi, że to spotkania raczej organizacyjne i urzędowe, a nie takie, na których planuje się polityczne ruchy i omawia wizje.

Ulubieńcy szefa

Sadurska, szefowa Kancelarii, kiedyś posłanka z pierwszego szeregu PiS, po ogłoszeniu wyników audytu, który miał skompromitować poprzednich lokatorów Pałacu (śledztwo w prokuraturze trwa), praktycznie zniknęła z mediów. Sprawnie kieruje kancelaryjnymi papierami, ale nie wyznacza kierunków prezydentury. Jej relacje z prezydentem nasz rozmówca określa jako zaledwie poprawne: – Może dlatego, że była kandydatką na szefa Kancelarii drugiego wyboru, z rekomendacji partyjnej. Szefem miał zostać Adam Kwiatkowski.

Jego przyjaźń z Dudą rozwinęła się, gdy pracowali w Pałacu za Lecha Kaczyńskiego. Jednak w PiS, z epizodem w Unii Wolności w życiorysie, zawsze był traktowany jako ciało obce. Nie pomagał mu też konflikt z wiceprezesem partii Mariuszem Kamińskim. Zamiast kierować więc całą administracją pałacową, został szefem gabinetu Dudy. Wcześniej prezes powrót na to stanowisko obiecał Maciejowi Łopińskiemu (jak za czasów Lecha Kaczyńskiego), ale Łopiński zadowolił się kierownictwem w zespole prezydenckich doradców.

Prezydenccy ministrowie chodzą do mediów, ale trudno powiedzieć, by w nich brylowali. A jeśli nawet powiedzą coś oryginalnego, to prezes szybko reaguje. Tak jak na wypowiedź rzecznika prezydenta Marka Magierowskiego, o tym, że nie ma potrzeby, by Sejm pracował do trzeciej w nocy nad ustawą o Trybunale. Kaczyński przywołał Magierowskiego do porządku słowami, że „chyba późno wstał i nie wiedział, że tempo prac nie wynikało z żadnych planów PiS, tylko z tego powodu, że KOD wycofał swój projekt”. – To był wyraźny znak dezaprobaty prezesa – mówi polityk PiS.

Prezes nie pała może sympatią do Magierowskiego, ale w Pałacu mówią, że były dziennikarz władający pięcioma językami jest dla nich błogosławieństwem, bo opanował informacyjny chaos. Magierowski przyszedł tu jako ekspert do spraw dyplomacji. Poleciał z Dudą na kilka zagranicznych wizyt, złapali dobry kontakt i z doradcy został rzecznikiem. Media nie mogą narzekać na kontakty z samym rzecznikiem, ale Magierowski nie zdołał – albo nie chciał – przekonać Dudy, że warto rozmawiać również z tymi dziennikarzami, którzy mogą zadać mu kilka niewygodnych pytań. W klubie PiS nie jest szczególnie lubiany, ktoś wypomina mu nadaktywność, a inny nasz rozmówca mówi, że z roli rzecznika wchodzi w polityka i zbyt często zdarza mu się zaczynać zdanie od „ja myślę”, a powinien od „prezydent uważa”.

Następca Dudy

W tym ostatnim wyspecjalizował się za to prezydencki minister Andrzej Dera. To on wziął na siebie obwieszczenie decyzji o ułaskawieniu byłego szefa CBA, bo jak mówił „w odczuciu prezydenta sprawa Mariusza Kamińskiego miała wymiar polityczny”. Zdał w ten sposób test u prezesa. – Kaczyński nie był zachwycony, że ziobrysta zostaje ministrem u prezydenta, ale Dera zachowuje się lojalnie – ocenia polityk PiS. Także wobec Dudy, bo jako jedyny wziął go w obronę, gdy „Super Express” podał, że Morawiecki jest szykowany na zastępcę Dudy w kolejnej kampanii prezydenckiej (ten przeciek wiele zresztą mówi o relacjach PiS z Pałacem). U Moniki Olejnik Dera interpretował: „Prezydent jeszcze ma przed sobą 9 lat i już w tej chwili trzeba myśleć, kto będzie następnym kandydatem po Andrzeju Dudzie”.

Również Narodowa Rada Rozwoju nie wzmacnia tej prezydentury. Prezydent był chwalony za powołanie pluralistycznej Rady. Ale dziś słychać o Radzie tylko przy okazji głośnych odejść. Ryszard Bugaj i Adam Rotfeld szybko się zorientowali, że zasiadając w Radzie, mają taki wpływ na politykę co prezydent, czyli nikły.

Nawet na polach, na których prezydent powinien mieć coś do powiedzenia, Duda odpuścił, dał się sprowadzić do roli reprezentacyjnej. Krzysztof Szczerski miał odpowiadać za politykę zagraniczną, a oddał pole szefowi MSZ Witoldowi Waszczykowskiemu. – Szczerski i Waszczykowski się nie znoszą, ale nawet to nie zmobilizowało Szczerskiego do zaznaczenia swoich wpływów – mówi poseł PiS. – Proszę spojrzeć na nominacje ambasadorskie; na komisji spraw zagranicznych, która je przegłosowuje, chyba ani razu nie stanęła kandydatura od Dudy, tylko ludzie Waszczykowskiego.

Podobnie z obronnością – Biuro Bezpieczeństwa Narodowego właściwie nie zabiera głosu. Temat zawłaszczył Antoni Macierewicz, a nawet za sukces szczytu NATO prezes PiS w pierwszej kolejności dziękował szefowi MON.

A czy ktoś bez korzystania z internetu umiałby powiedzieć, jak się nazywa prezydencka prawniczka? Jej kompletna anonimowość budzi zdumienie w czasie wojny o Trybunał Konstytucyjny. Ministra ds. gospodarczych prezydent zaś do tej pory nie powołał.

Do najbliższych ludzi głowy państwa należą natomiast Marcin Kędryna, przyjaciel z podstawówki i harcerstwa, oraz Wojciech Kolarski, kiedyś szef biura poselskiego Dudy. O ile status w Kancelarii tego drugiego jest jasny – minister od kultury, to Kędryna jest uważany za szarą eminencję. – Pan Kędryna jeździ z prezydentem, nagrywa wystąpienia i publikuje na Facebooku, ludzie bardzo nam za te relacje dziękują – mówi szefowa Kancelarii. Kędryna odpowiada za komunikację w mediach społecznościowych, ale nie podlega Magierowskiemu, usytuowany jest w gabinecie prezydenckim. I nie chodzi tylko o to, że między panami Kędryną i Magierowskim nie ma sympatii, ale raczej o to, że Kędryna jest dla Dudy kimś bardzo zaufanym.

Przed rokiem można się było zastanawiać, czy Duda nie będzie próbował stworzyć jakiejś przeciwwagi dla prezesa w sojuszu z Szydło, z którą miał świetne relacje z czasów kampanii. Ale złudzenia prysły tuż po wyborach do Sejmu, gdy z Nowogrodzkiej zaczęły dochodzić sygnały, że Szydło niekoniecznie zostanie premierem. Jej otoczenie zachęcało Dudę, by przeciął te spekulacje oświadczeniem, że zgodnie z zapowiedziami z kampanii desygnuje Szydło na premiera. Duda nie chciał jednak zadrzeć z Kaczyńskim i milczał, czego premier mu nie zapomniała. – Premier nie ufa Dudzie, wie, że jeśli Kaczyński podsunie mu wniosek o jej odwołanie, to ręka mu nie zadrży – opowiada polityk PiS.

Prezydentura bez pomysłu

Można by rzec, że dziś prezydent i premier, jednakowo osłabieni, jadą na jednym wózku, ale to tylko część prawdy – premier ma mimo wszystko więcej władzy, ale można ją łatwo odwołać; prezydentura Dudy jest ceremonialna, ale przez najbliższe cztery lata jest nie do ruszenia.

Jego kapitałem pozostają notowania, które są nawet nieco lepsze niż na początku prezydentury. Duda prowadzi w sondażu zaufania do polityków (we wrześniowym badaniu CBOS miał 59 proc. wskazań), a Polacy raczej go chwalą (53 proc. aprobaty, 37 proc. krytyki, także CBOS). Z sondaży wynika zarazem, że prezydent jest najlepiej oceniany przez mieszkańców wsi i małych miast, słabiej wykształconych i mniej zamożnych. A im większe miasto, lepsze wykształcenie i wyższy dochód, tym z notowaniami prezydenta gorzej.

Może dlatego Duda najlepiej czuje się podczas wizyt w mniejszych ośrodkach, gdzie witają go uśmiechnięte twarze i ręce wyciągnięte do uścisków. Dobrze odnajduje się w kontaktach z ludźmi, z uśmiechem pozuje do zdjęć i co rusz przypomina o programie 500 plus.

O sukcesy Dudy pytamy w PiS. – Poprawa relacji z Chinami i nawiązanie przyjaznych kontaktów z prezydentami państw Europy Środkowej – wylicza nasz rozmówca.

Prezydent poświęcił się też relacjom polsko-żydowskim, ale będzie mu coraz trudniej osiągać sukcesy na tym polu, gdy szefem IPN zostaje człowiek podważający ustalenia śledztwa Instytutu w sprawie polskiego sprawstwa pogromu w Jedwabnem.

Trudno nie odnieść wrażenia, że z tej prezydentury niewiele wynika, że dorobek Dudy w tej roli jest niewielki i że nie znalazł żadnej niszy, w której odgrywałby naprawdę ważną rolę; że był znacznie lepszym kandydatem na najwyższy urząd niż jest prezydentem. Tyle że zabezpiecza PiS na odcinku prezydentury. Jest i ma godnie stać, żeby użyć określenia prezesa.

Jeśli ta prezydentura się nie zmieni, trudno będzie za kilka lat twierdzić, że to ważny urząd, o który powinni walczyć najwięksi w polskiej polityce.

Polityka 42.2016 (3081) z dnia 11.10.2016; Polityka; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Nieobecny"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną