Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Lwiątka lewicy

Nowe strategie po lewej stronie sceny politycznej

Włodzimierz Czarzasty (SLD) i Adrian Zandberg (Razem) Włodzimierz Czarzasty (SLD) i Adrian Zandberg (Razem) Anna Abako, Kamil Piklikiewicz / EAST NEWS
Zepchnięta na polityczny margines lewica gorączkowo szuka pomysłu, jak wrócić do gry. Strategii jest kilka: na Gowina, na osobno, na dziada. Czy któraś okaże się skuteczna?
Grzegorz Napieralski (senator niezrzeszony) i Barbara Nowacka (Twój Ruch, Inicjatywa Polska)Kamil Piklikiewicz / EAST NEWS,Andrzej Hulimka/Reporter Grzegorz Napieralski (senator niezrzeszony) i Barbara Nowacka (Twój Ruch, Inicjatywa Polska)
Dariusz Joński (SLD, Inicjatywa Polska) i Krzysztof Gawkowski (SLD)Karol Serewis, Anna Abako/EAST NEWS Dariusz Joński (SLD, Inicjatywa Polska) i Krzysztof Gawkowski (SLD)

Artykuł w wersji audio

Jedna z ludowych mądrości krążących po sejmowych korytarzach głosi, że „aby założyć partię, trzeba mieć przynajmniej 30 proc. starych partyzantów”. – Dlatego – jak tłumaczy jeden z senatorów – KOD nie ma raczej szans jako formacja polityczna. Może pomóc na ulicy, ale wzmocnienia dla pozaparlamentarnej opozycji trzeba też szukać gdzie indziej. – Im bardziej PiS będzie dociskało i ograniczało wolność, tym większa przestrzeń otworzy się po lewej stronie. Według naszego rozmówcy nadzieją są otwarci, doświadczeni lewicowi działacze, wciąż popularni w swoich regionach, którzy na skutek splotu błędnych decyzji (wystawienie Magdaleny Ogórek; start w wyborach jako koalicja) i niefortunnych przypadków (wylansowanie Adriana Zandberga) znaleźli się w tej kadencji poza Sejmem.

Ma to o tyle sens, że opozycji spod znaku Platformy i Nowoczesnej trudno podnosić niektóre hasła. W przypadku Schetyny: obyczajowe, u Petru: socjalne – bo mogłoby to zrazić niektórych działaczy i elektorat. Do tego dochodzi kwestia Kościoła – z lewej flanki łatwiej atakować upolitycznienie tej instytucji i walczyć o świeckość państwa. Platforma i Nowoczesna mówią co najwyżej o „przyjaznym rozdziale Kościoła od państwa”. Dla wielu to za mało.

Widać to na przykładzie aborcji. To Barbara Nowacka i działacze jej lewicowego stowarzyszenia Inicjatywa Polska zaniepokojeni ofensywą środowisk prolife, które zabiegają o całkowity zakaz aborcji, ruszyli na ulice, aby zbierać podpisy pod przeciwstawnym projektem ustawy obywatelskiej. Projekt miał zablokować barbarzyńską w swym radykalizmie ustawę przygotowaną przez proliferów, jednak PiS, wbrew obietnicom, odrzuciło go w pierwszym czytaniu. To sprowokowało czarne marsze. Teraz lewica może znów o sobie przypomnieć, broniąc tzw. konwencji antyprzemocowej, którą PiS chce wypowiedzieć, oraz prawa dostępu do antykoncepcji awaryjnej, które również obecna władza chce ograniczyć.

PiS i Kościół nie akceptują konwencji zapobiegającej przemocy wobec kobiet, bo dopatrują się w niej promocji „genderyzmu” oraz „afirmacji związków homoseksualnych”; natomiast „pigułka po” to w ich przekonaniu element „cywilizacji śmierci” i promocja rozwiązłości. Na sprzeciwie wobec takich klerykalnych pomysłów chce zapunktować Inicjatywa Polska. To stowarzyszenie powołane przede wszystkim przez byłych (i obecnych) polityków SLD oraz Twojego Ruchu – działają w nim m.in. była wiceprzewodnicząca SLD Paulina Piechna-Więckiewicz, Dariusz Joński, były szef łódzkich struktur Sojuszu, Grzegorz Gruchalski, były przewodniczący Federacji Młodych Socjaldemokratów, czy Kazimiera Szczuka, była działaczka TR. Inicjatywie szefuje Barbara Nowacka, współprzewodnicząca TR i jedna z twarzy Zjednoczonej Lewicy – koalicji SLD, TR i pomniejszych lewicowych partii, która w ostatnich wyborach otarła się o próg wyborczy.

W ostatnią sobotę spotkali się, aby dyskutować o programie, który zaprezentują 4 marca w Warszawie. – To było robocze spotkanie, gdzie naradzaliśmy się, jak w fajny sposób, obrazowy, jednoznaczny i nawet kontrowersyjny przedstawić na konwencji nasze postulaty tak, aby zostały zapamiętane – opowiada Joński. Stowarzyszenie ma zainicjować zbiórki podpisów pod różnymi projektami. Pod czym konkretnie? To na razie tajemnica – Inicjatywa obawia się, że pomysły mógłby „podkraść” Włodzimierz Czarzasty, szef SLD.

Na Gowina

W tę sobotę wyjdą natomiast na ulice kilku polskich miast, aby demonstrować przeciwko polityce PiS: próbom ograniczenia wolności zgromadzeń oraz wypowiedzenia konwencji antyprzemocowej. Działacze Inicjatywy są otwarci na współpracę z różnymi środowiskami, w tym przede wszystkim z opozycją parlamentarną, bo coraz częściej słychać głosy, że „poza Sejmem trudno robić politykę”.

Patronem porozumienia młodych lewicowych działaczy z Platformą Obywatelską chce być Grzegorz Napieralski – kiedyś szef SLD, obecnie senator niezrzeszony (do Senatu wszedł jednak z listy PO), który obok Marka Borowskiego jest jedynym reprezentantem lewicy w parlamencie.

Choć formalnie nie dołączył do Inicjatywy, spotyka się z jej liderami, rozmawia. Podobnie jak z władzami PO. Jak sam mówi: – Dziś po przeciwnej stronie PiS musi powstać blok podobny do tego, jaki zbudował Kaczyński [Zjednoczona Prawica – red.]. On się nigdzie nie przesuwał programowo, tylko dogadał się z Gowinem. I Schetyna też nie musi iść na lewo, bo konserwatywna część jego partii miałaby z tym problem. Ale może skorzystać z ciekawych nazwisk, które są na lewicy.

Śmieje się, że mógłby być takim quasi-Gowinem. Jeden z członków zarządu PO zdradza: – Napieralski od pierwszego dnia w Senacie mówi, że buduje ekipę, którą będzie można dołożyć do Platformy na podobnej zasadzie, jak Kaczyński wziął Gowina i jego ludzi. To możliwy scenariusz. Sam Schetyna, który kilka miesięcy temu ogłosił zarzucanie w PO „konserwatywnej kotwicy”, w wywiadzie dla POLITYKI mówił, że nie wyklucza jednocześnie koalicji z „normalną, demokratyczną, otwartą lewicą”. Ale nie spod znaku Millera i Czarzastego, bo ci wypowiadają się, „jakby byli zdeklarowanymi sojusznikami PiS”.

Na dziada

Te nazwiska stanowią problem nie tylko dla Schetyny. Również w samym SLD słychać głosy, że dopóki to oni będą twarzami ugrupowania, nie uda się go reanimować. Ciąży także postać Magdaleny Ogórek, promowanej przez Leszka Millera kandydatki SLD na prezydenta, która po sromotnej porażce przeszła na pozycję pisowskiej neofitki i obecnie jest jedną z „gwiazd” rządowej telewizji. Również była „lwica lewicy” Aleksandra Jakubowska dała się poznać jako sympatyczka PiS i przeciwniczka prawa do aborcji. W sukurs partii rządzącej przychodzi także dr hab. Kazimierz Kik, politolog do niedawna związany z lewicą. To „nawracanie się” na PiS niektórych polityków związanych z SLD z satysfakcją odnotowały prawicowe media.

Partia, która kiedyś była u władzy i cieszyła się ponad 40-proc. poparciem, dziś oscyluje wokół 5–6 proc. wskazań w sondażach. – Włodek nie potrzebuje więcej. Dla niego liczy się tylko to, żeby SLD dostał pieniądze z subwencji, więc nawet 3 proc. wystarczy – mówi jeden z polityków Sojuszu. To takie polityczne „dziadowanie”, szczątkowe istnienie. Pieniądze to zresztą lejtmotyw konfliktów w SLD. Od narzekań na wysokie wynagrodzenia partyjnych działaczy; przez obmawianie Czarzastego, że wybory na szefa Sojuszu wygrał, ponieważ tak jak PiS obiecał 500 zł, tyle że na każde… biuro partyjne (potem okazało się, że partii na to nie stać i zamiast rozdawania pieniędzy na utrzymanie siedzib zarządzono sprzedaż kilku z nich).

Do tego dochodzą osobiste animozje i wzajemny brak zaufania działaczy – podważanie przywództwa Czarzastego i przekonanie, że jest on nie tyle następcą Millera, co jego zastępcą. W Sojuszu nie brakuje także polityków młodego pokolenia, którzy mniej lub bardziej jawnie sympatyzują z konkurencyjną Inicjatywą Barbary Nowackiej. Dla Czarzastego to dodatkowy kłopot.

Władze SLD postanowiły więc uciec do przodu i kolejny raz zjednoczyć lewicę. Służyć miał temu II Kongres Lewicy, który odbył się 19 listopada w Warszawie (pierwszy był w 2013 r.). Zapraszano wszystkich, ale pojawiły się głównie kanapowe partie i organizacje, o których istnieniu niewielu już pamięta – jak Wolność i Równość, Partia Regionów czy Dom Wszystkich Polska. Zabrakło natomiast przedstawicieli Inicjatywy Polskiej i partii Razem, a także wielkich nazwisk kojarzonych z lewicą: Kwaśniewskiego („zobowiązania zagraniczne”), Belki, Cimoszewicza, Kalisza czy Napieralskiego – obecny był za to Jerzy Urban.

Ryszard Kalisz, który w tym czasie przebywał w szpitalu, podkreśla, że chciał wziąć udział w Kongresie. Zwraca uwagę na międzynarodowy wymiar wydarzenia – organizację Kongresu współfinansowała Partia Europejskich Socjalistów. – Oczywiście nie poszedłbym tam, żeby wskrzeszać SLD. Ale uważam, że z racji członkostwa Polski w UE i tego, że PES bardzo interesuje się sytuacją polskiej lewicy, należało tam być – podkreśla.

Na osobno

Na Stadion Narodowy ściągnięto aż 3 tys. działaczy. Były przemówienia, panele, zagraniczni goście. Jednak mimo nowoczesnej oprawy całość sprawiała wrażenie wycieczki z domu seniora. Średnia wieku 60+, na powitanie wystąpienie przewodniczącego PPS Bogusława Gorskiego, przypominające przemowy peerelowskich dygnitarzy, w kuluarach wspomnienia o dawnej świetności: czasach, kiedy SLD rozdawał karty, kiedy były pieniądze i prestiż. – Na Kongresie byli też młodzi – prostuje Leszek Aleksandrzak z SLD. Ale przyznaje: – Takie masowe wydarzenia mają to do siebie, że nie wszyscy są mocno zainteresowani samą ideą. Pewnie z 50–60 proc. uczestników przyjechało, bo była okazja do fajnej wycieczki. Ale ważne jest to, że udało nam się pokazać – także europejskim socjalistom – że SLD funkcjonuje.

Nieco leniwą atmosferę próbował podgrzać wiceszef Sojuszu odpowiedzialny za organizację Kongresu. Jednak kiedy Krzysztof Gawkowski wykrzykiwał, że trzeba rozliczyć PiS, można było usłyszeć ciężkie westchnięcia i komentarze: „No i po co, niepotrzebne to”. Podobnie podczas mocno feministycznego przemówienia Zity Gurmai. Przewodnicząca PES Women przyszła ubrana na czarno – jak podkreślała, utożsamia się z kobietami z Czarnego Protestu; mówiła o prawach reprodukcyjnych kobiet, seksizmie, godności człowieka i „faszystowskich działaniach polskiej prawicy”. Jednak jej wystąpienie niespecjalnie zainteresowało starszych działaczy. Nie ten target.

W tym czasie w Krakowie intronizowano Chrystusa, a na ulicach Warszawy nauczyciele protestowali przeciwko reformie edukacji. Byli z nimi m.in. członkowie Inicjatywy. I w najbliższą sobotę lewica podobnie zręcznie będzie się mijać – Inicjatywa wraz z partią Razem będą demonstrować przeciwko polityce PiS, zaś SLD debatować o programie na wybory samorządowe i parlamentarne. Sojusz na swoją Radę Krajową zaprosił także przedstawicieli środowisk, które wzięły udział w Kongresie (m.in. PPS, UP, DWP Kalisza). – Chcemy pokazywać, że jest ciągłość współpracy – tłumaczy Gawkowski. Bo krążyły plotki, że Kongres niewiele po sobie pozostawił.

Nasi rozmówcy w większości nie mają złudzeń – na szerokie lewicowe porozumienie nie ma co liczyć. Lewica nie pierwszy raz próbuje się jednoczyć przez dzielenie. SLD do wyborów pójdzie sam, podobnie partia Razem, w przypadku której – jak śmieją się niektórzy – bardziej adekwatna byłaby nazwa Osobno. Młodzi idealiści forsujący projekt socjalistycznej utopii, w której odbiera się bogatym i rozdaje biednym, utknęli na poziomie 2–3 proc. sondażowego poparcia. Mają pomysły na ciekawe internetowe i wielkomiejskie eventy (jak np. wyświetlanie wyroku TK na gmachu Kancelarii Premiera), ale nie są już tak przekonujący na prowincji. Uchodzą za partię hipsterów – po Facebooku krąży nawet mem zestawiający ilość kawiarni Starbucks w danym województwie z poparciem dla Razem (przoduje mazowieckie, listę zamyka woj. podlaskie, gdzie sieciówki nie ma).

Lewica w Polsce, i nie tylko, w sprawach społecznych podporządkowała się prądowi neoliberalnemu. Partią lewicową, może trochę lewacką, jest Razem – mówi Ryszard Bugaj, niegdyś przywódca Unii Pracy. – Niepokoję się jednak o nich, bo wydaje mi się, że – może trochę na własne życzenie – znaleźli się w niszy, z której niełatwo będzie im się wydobyć. Są w niej ze względu na bardzo radykalne postulaty, jak 75-proc. podatek dla najbogatszych. Dzisiaj to pomysł na podatek konfiskacyjny, to wywołuje negatywne reakcje. Poza tym mają status młodych inteligentów z wielkich miast. Trochę tak jak lewackie inicjatywy na Zachodzie. Podejmują różne szlachetne działania w obronie praw pracowniczych, ale one mają mały rezonans. Dariusz Joński dostrzega jednak pewne subtelne zmiany w nastawieniu razemowców: – Rzeczywiście, w sobotę gwizdki w rękę i idziemy razem. Wydaje mi się, że coś się tam powoli zmienia: zaczęli dostrzegać, że stanie z boku im nie służy, że w regionach łatwiej współpracować, tak jak choćby u mnie, w Łodzi.

Również SLD chce bronić konwencji antyprzemocowej, ale po swojemu (konferencje, działania na forum europejskim). Podobnie zresztą było w przypadku prawa do aborcji. Sojusz nie wsparł Inicjatywy Nowackiej w zbieraniu podpisów pod obywatelskim projektem liberalizującym obowiązujące przepisy antyaborcyjne i wystosował własną propozycję: referendum. Podpisy wciąż są zbierane. Tymczasem Inicjatywa wraz z Federacją na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny pracują nad nowym projektem – tym razem Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej, gwarantującej kobietom prawo do godności, a w razie konieczności – do aborcji. (EIO daje możliwość składania petycji do Komisji Europejskiej – warunkiem jest zebranie w ciągu roku miliona podpisów w co najmniej 7 krajach UE; głosy można zbierać też internetowo).

Na przetrwanie

W tym deptaniu sobie po piętach SLD zaskoczył hasłem legalizacji medycznej marihuany. Walkę o nią sygnuje ciężko chory Tomasz Kalita. Niedługo po tym, jak były rzecznik SLD ujawnił, że zmaga się ze złośliwym guzem mózgu, Czarzasty na wspólnej konferencji ogłosił, że SLD będzie zabiegać o dopuszczenie leczenia medyczną marihuaną oraz substancjami zawierającymi olej konopny. – Mało kto pamięta, że to Włodek trzy lata temu wpadł na pomysł akcji: „Książka zamiast marihuany”. SLD rozdało wtedy 100 tys. książek – przypomina jeden z członków SLD. To był element walki z Ruchem Palikota, który szedł z postulatem: „Sadzić, palić, zalegalizować!”.

Dziś SLD, chcąc nie chcąc, musi sięgać do tych samych haseł co lewicowa konkurencja. Obrona praw pracowniczych pozostaje ważna, jednak to walka o świeckie i postępowe państwo może pomóc polskiej lewicy odzyskać znaczenie. Z PiS trudno się licytować na socjalne hasła, ponieważ partia Kaczyńskiego na rozdawnictwie publicznych pieniędzy oparła całą swoją strategię polityczną i dopóki nie doprowadzi kraju do ruiny, będzie na tym ciągnąć. Dołączenie do budowy antypisowskiego bloku ma dla lewicy wymiar nie tylko polityczny, ale i egzystencjalny. Jest jedynym sposobem przetrwania.

Polityka 51.2016 (3090) z dnia 13.12.2016; Polityka; s. 22
Oryginalny tytuł tekstu: "Lwiątka lewicy"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną