W Ewangeliach Żyd Jezus i Żydówka Maria nie roszczą pretensji do tronu polskiego. Tron taki zresztą w ich czasach nie istniał. Dziś też nie istnieje. Polska jest republiką świecką, a konstytucja wciąż jeszcze mówi o wzajemnej autonomii państwa i Kościoła. To nie Chrystus ani jego Matka życzą sobie ziemskiego tronu i ziemskich tytułów, tylko ludzie projektują na nich swoje dążenia do władzy nad innymi ludźmi. I w te ziemskie gry o panowanie wplątują sacrum. – Zgodnie z Biblią królestwo Jezusa jest pośród nas i w nas – przypomina ojciec Wacław Oszajca, jezuita i poeta. – My, ludzie, jesteśmy Jego królestwem, Jego ciałem, jak mówi Paweł apostoł. A jeśli Jezus przebywa gdzieś w sposób niepodlegający dyskusji, to w ludziach cierpiących. Mówiąc za papieżem Franciszkiem, dzisiaj Syn Boży staje się Synem Ludzkim w uchodźcach. Tymczasem my o czymś takim nawet nie chcemy słuchać. Marzy nam się wszechpotężny król-czarnoksiężnik, który sam jeden, po złożeniu hołdów, zaradzi wszelkim biedom.
Tron konfrontacji
We współczesnej Polsce hasłu intronizacji nadano treść konfrontacyjną: walczmy o tron dla Chrystusa przeciwko tym, którzy Chrystusa chcą detronizować. Intronizacja ma być odpowiedzią na domniemaną detronizację chrześcijaństwa i Kościoła. Popierający intronizację Marcin Majewski z Papieskiego Uniwersytetu Jana Pawła II nie pozostawia wątpliwości, że chodzi tu także o politykę: „Intronizacja to żądanie, by państwo zrzekło się roli suwerena, roli boga społecznego, a przyjęło jako ostateczny paradygmat Objawienia. Liberalizm i państwo nowoczesne wyczuwają autentycznego wroga w teologii intronizacji, gdyż czują polityczny i wywrotowy potencjał twierdzeń intronizacyjnych”.
Przykład teologii intronizacji odnajdziemy u księdza prof.