Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Macierewicz zwolnił generała od caracali. Tracimy dobrego specjalistę

Gen. bryg. Adam Duda Gen. bryg. Adam Duda Youtube
Generał brygady dr Adam Duda odpowiadał za zamówienia zbrojeniowe w najtrudniejszym politycznie czasie. I zapłacił za to cenę.

Antoni Macierewicz usunął generała Dudę, nawet nie wymieniając jego nazwiska.

Komunikat MON po prostu informuje o wyznaczeniu nowego szefa Inspektoratu Uzbrojenia, nie wspominając o odchodzącym ani nawet zdawkowo mu nie dziękując. Nowym będzie doświadczony logistyk, płk Dariusz Pluta. Ale to generał Duda koncentrował uwagę środowiska zbrojeniowego i wojskowego w czasie ostatniego półtora roku, więc należy mu się pożegnanie.

Żołnierz „Czarnej Dywizji” z Żagania

Czarny naramiennik nie pozostawia wątpliwości. Adam Duda to żołnierz „Czarnej Dywizji” z Żagania, specyficznego klanu pancerniaków, z którego wywodzi się część najwyższej kadry dowódczej wojska. Najbardziej wpływowi generałowie z 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej to m.in. Waldemar Skrzypczak, Paweł Lamla, obecny dowódca Jarosław Mika czy Mirosław Różański. Ten ostatni zresztą odszedł kilka dni temu.

Duda 15 lat temu był w Żaganiu szefem logistyki, a potem sztabowcem, wcześniej służąc przez 10 lat w pobliskim pułku i brygadzie zmechanizowanej w rodzinnych Żarach. Z Żagania, przez Irak, trafił do Waszyngtonu na studia podyplomowe w Narodowym Uniwersytecie Obrony, po których w 2011 r. został wiceszefem Inspektoratu Uzbrojenia.

Z tytułem doktora ekonomii w teczce, doświadczeniem wojskowym i zagranicznymi studiami miał się zmierzyć z najważniejszym zadaniem swej kariery – Planem Modernizacji Technicznej. W zapowiedziach wart 130 mld złotych program zbrojeń miał wprowadzić polską armię w XXI wiek i usunąć z niej poradziecki sprzęt.

Wtedy szefem Inspektoratu Uzbrojenia i bezpośrednim przełożonym Dudy był gen. dyw. Andrzej Duks – twórca tej nowej instytucji. Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku był taki trend, by wydzielać ze struktur wojska i resortu instytucje dedykowane poszczególnym zadaniom. Zlikwidowano wtedy Departament Zaopatrywania Sił Zbrojnych i podległe mu biura w nieco bardziej osobny Inspektorat, instytucję, która miała zyskać dzięki temu na profesjonalizmie.

Duksa wkrótce zastąpił były szef Departamentu – gen. bryg. Sławomir Szczepaniak – sztabowiec, a potem wojskowy urzędnik. Inspektorat Uzbrojenia odpowiada za zakupy nowego sprzętu i uzbrojenia wojskowego w dwóch początkowych fazach: analityczno-koncepcyjnej i procedury pozyskania. Innymi słowy: wraz z wojskiem i kierownictwem politycznym MON wybiera, jaki sprzęt i uzbrojenie najlepiej spełni potrzeby armii, a następnie w rozmaitych formach ten sprzęt próbuje kupić. 400-osobowa struktura odpowiada za budżet sięgający 10 mld złotych rocznie i musi przeprowadzić kilkaset postępowań, z których tylko część składa się na ów Plan Modernizacji Technicznej.

Płk Duda był prawą ręką Szczepaniaka, gdy PMT ruszał. I został naturalnym kandydatem na jego następcę, gdy generał –przyznajmy: w dość niejasnych okolicznościach – postanowił odejść akurat w czasie nasilenia debaty politycznej o modernizacji wojska i kiedy zapadały kluczowe w tej dziedzinie decyzje.

Wiosną 2015 r. dowiedzieliśmy się o wyborze śmigłowców Caracal jako wielozadaniowej „wspólnej platformy” mającej spełniać różne potrzeby wojska i o rozpoczęciu rozmów z Raytheonem i rządem USA w sprawie zakupu systemów Patriot na potrzeby obrony powietrznej i antyrakietowej. Oba programy miały być sztandarowymi projektami programu modernizacji i jak dowiodła historia, okazały się jednymi z najtrudniejszych.

Jeszcze zanim płk Duda objął szefostwo Inspektoratu w lipcu 2015 r., musiał zderzyć się z kontrowersjami. Często w zastępstwie Szczepaniaka wyjaśniał motywy podjętych decyzji, szczegóły przetargu śmigłowcowego, plany pozyskania głęboko zmodernizowanych – co podkreślał na każdym kroku – Patriotów. To na zewnątrz, bo dużo większą rolę odgrywał wobec potencjalnych dostawców w samych postępowaniach: osobiście prowadził kluczowe sesje negocjacyjne, podpisywał dokumenty i był „twarzą” Inspektoratu na branżowych konferencjach.

Wiele razy byłem świadkiem, gdy wprost nie mógł się opędzić od pytań producentów uzbrojenia. Ci wspominają go jako rzutkiego, dowcipnego profesjonalistę, przywiązanego do procedur. „Dobry człowiek od ciężkiej roboty” – wspomina jeden z byłych negocjatorów potężnego koncernu.

Ciężkie czasy dla modernizacji armii

Kiedy do władzy przyszedł PiS, już wtedy generał Duda przypuszczał, że nadchodzą ciężkie czasy dla modernizacji. Świadom słabości krajowego sektora zbrojeniowego, który znał na wylot, nie potrafił przyjąć na wiarę bombastycznych zapowiedzi Polskiej Grupy Zbrojeniowej, która poczuwszy polityczny wiatr w żaglach, ogłaszała się jedną z globalnych potęg w produkcji broni. Zresztą polska zbrojeniówka miała o Dudzie jednoznaczną opinię, że to szkodnik. Wiele razy zarzucała mu działanie na jej szkodę, niezrozumienie trudnej sytuacji zakładów, wygórowane wymagania i sknerstwo.

Związkowcy pisali listy o jego odwołanie, podobne żądania stawiali parlamentarzyści. Finał sprawy zakupu śmigłowców uderzył go najboleśniej. Za ten przetarg był gotów położyć głowę – mówił mi wiele razy, zastrzegając, że odnosi się do wyboru dokonanego na podstawie konkretnych wymagań z konkretnej oferty, a nie do np. offsetu, który go jako szefa Inspektoratu w ogóle nie dotyczył. Decyzje polityczne skasowały cztery lata pracy jego i jego ludzi, co przyjął jako osobisty cios. Od października nie miał już złudzeń i szykował się do odejścia.

Pomógł jeszcze ministrowi Macierewiczowi wyprostować jego zapowiedzi kupna Black Hawków z Mielca, poza jakąkolwiek procedurą. Według świadków miał powiedzieć, że pod czymś takim nigdy się nie podpisze, a jedyną szybką alternatywą jest procedura pilnej potrzeby operacyjnej. Szef MON posłuchał i w końcu uległ. Mało tego, Antoni Macierewicz miał osobiście prosić Adama Dudę o pozostanie na stanowisku, a Bartosz Kownacki wystawił generałowi w ramach rocznej oceny notę celującą. Było to w październiku, tuż po całym zamieszaniu z Caracalami.

Na odchodne Adam Duda – co może być paradoksem – podpisał jeden z największych kontraktów na rzecz polskiej zbrojeniówki. 96 samobieżnych armatohaubic Krab da Hucie Stalowa Wola i powiązanym z nią firmom 4,6 mld złotych. Duda jednak nie byłby sobą, gdyby nie zbił w negocjacjach ceny o kilkaset milionów, czego Huta mu pewnie nie daruje. Zostawił też swemu następcy gotowy do podpisania kontrakt na pociski Piorun, również krajowej produkcji, wart około miliarda złotych.

Do końca roku Inspektorat ma też kupić jeszcze pociski JASSM-ER i rakiety powietrze-powietrze dla F-16. To dzięki niemu minister Macierewicz już ogłosił, że wydał cały budżet na modernizację armii.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama