Krok do przodu, krok do tyłu
Dziennikarze mieli wrócić do Sejmu na dotychczasowych zasadach. Ale obietnice zostały złamane
Miało być tak, że wracają wszystkie wcześniej obowiązujące zasady pracy dziennikarzy w Sejmie. Okazało się, że tak, ale tylko dla tych dziennikarzy, którzy dysponują akredytacją stałą lub roczną.
Do Sejmu nie są wpuszczani ci, którzy chcą posłużyć się przepustką jednorazową, wcześniej przyznawaną niejako z automatu.
Tylko część dziennikarzy może wejść do Sejmu
Takich chętnych bywało wielu, zwłaszcza gdy działo się coś ważnego w parlamencie, na sesji czy w komisjach. Nie ma się co dziwić, że wszelkie obietnice marszałka Karczewskiego w ogóle są teraz traktowane jako jakiś pozór, jako gra, jako początek przecherek politycznych.
Akurat teraz dzieje się na Wiejskiej dużo, no bo Senat, w którym większość ma oczywiście władza, kontynuuje – mimo awantur i sprzeciwów opozycji oraz manifestacji przed Sejmem – zatwierdzanie ustaw przyjętych wcześniej przez Sejm w trybie ekstraordynaryjnym, z pogwałceniem – wedle dość powszechnej opinii – demokracji, konstytucji i regulaminów.
Napięcie jest olbrzymie, jako że kordon policji oraz postawione w nocy ogrodzenie, poza które usunięto obecnych tam protestujących, zwiększa wrażenie jakiejś grozy, stanu podwyższonej czujności, jakiejś ponurej determinacji władzy, by osiągnąć swoje, nawet z użyciem siły. Zresztą senatorzy udający się na swoje obrady skarżyli się, że byli legitymowani po drodze przez policjantów i musieli się między nimi przeciskać.
Wiemy to, gdyż ci dziennikarze, którzy dostali się do wnętrza dzięki stałym przepustkom, mogli to pokazać i zarejestrować. Chociażby to. I jak na razie.