Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Rabiej się gotuje

Paweł Rabiej – były rzecznik Nowoczesnej. Od dziennikarza do polityka

Paweł Rabiej Paweł Rabiej Dariusz Golik / Forum
Paweł Rabiej nie chce być pokazowym gejem Nowoczesnej. Jednak zwłaszcza po tym, jak zadeklarował, że chciałby zostać prezydentem stolicy, porównań z Robertem Biedroniem raczej nie uniknie. W poniedziałek, 23 stycznia, zrezygnował z funkcji rzecznika prasowego Nowoczesnej.
Robert BiedrońLukas Plewnia/Wikipedia Robert Biedroń

[Tekst ukazał się w tygodniku POLITYKA 27 grudnia 2016 r.]

Swoje spotkanie z Ryszardem Petru określa jako historię nieco apostolską. Poczuł w nim lidera, rzucił wszystko i poszedł w politykę. Był w wąskim gronie założycieli Nowoczesnej. Ale posłem zostać nie chciał. – Pracowałem przy układaniu list wyborczych i proponowałem mu dobre miejsce – wspomina Adam Szłapka. – W pewnym momencie jednoznacznie stwierdził, że chce pozostać poza parlamentem, by tworzyć dla partii zaplecze eksperckie i koordynować prace merytoryczne. W ten sposób lepiej wykorzysta swoje doświadczenie.

Mimo że nie zasiada w ławach poselskich, nie tylko politycznie, ale i towarzysko wrósł w środowisko Nowoczesnej. – To człowiek otwarty, świetny dyskutant, lubi rozmowy i ucieranie stanowisk – mówi Szłapka. Mieszka niedaleko Sejmu, więc koleżanki i koledzy chętnie wpadają do niego po zakończonym posiedzeniu. Zwłaszcza że podobno fenomenalnie gotuje. Specjalizuje się w kuchni tajskiej. – Bardzo lubię te wieczory – deklaruje Joanna Scheuring-Wielgus. – Gotujemy wspólnie, to znaczy my jesteśmy podkuchennymi, a Paweł dyrygentem.

O jego orientacji część osób w partii wiedziała, a część nie. Tym, którzy pytali, odpowiadał wprost, tych, którzy nie pytali, nie informował na siłę. Wszyscy dowiedzieli się z programu telewizyjnego, gdy zapytany przez dziennikarkę Polsatu, dlaczego chodzi na Parady Równości, odpowiedział: dlatego, że jestem gejem.

Dzieciństwo spędził w Zwoleniu, niedużym miasteczku między Puławami a Radomiem, w gospodarstwie dziadków ze strony matki. Dziadek był pasjonatem sadownictwa, miał grusze, jabłonie, orzechowy zagajnik, który przyciągał wiewiórki. Dalej łąka i jezioro. Sielsko.

– To specyficzna część Polski; zawieszona między Wschodem a Zachodem, między tradycją a nowoczesnością – wspomina Rabiej. – Gospodarstwo było tradycyjne, takie z krowami, kurami, świniobiciem. Za to mama była dosyć wywrotowa. Jestem nieślubnym dzieckiem. Decyzja o urodzeniu dziecka z romansu w tamtych czasach, i to w środowisku wiejskim, wymagała odwagi.

Matka Pawła pracowała w Spółdzielni Inwalidów Jutrzenka, która produkowała m.in. podzespoły dla telekomunikacji. Jako dziecko chodził jej pomagać i – jak deklaruje – była to dla niego pierwsza lekcja empatii i wrażliwości, bo zakład zatrudniał mnóstwo osób z różnymi niepełnosprawnościami. Do liceum poszedł w Radomiu. Wybrał klasę biologiczno-chemiczną, bo przyroda to była jego pierwsza pasja. Ale zaczęła ją wypierać literatura. Czuł się trochę wyobcowany, bo wszyscy zakuwali do egzaminów na medycynę, a on urywał się na rowerowe wagary do Kazimierza Dolnego albo Janowca czytać Stachurę nad Wisłą. Próbował też pisać. Wygrał konkurs organizowany przez radiową Trójkę, „Wakacje na dwóch kółkach”, w którym trzeba było pojeździć po okolicy i napisać kronikę. Wspomina, że był akurat u stryjostwa na wakacjach, gdy przyszedł długi telegram, który zrobił furorę w całej wsi. Nagrodą była wycieczka do Bułgarii i Turcji.

Wachowski, Kaczyński...

Był 1990 r. W Polsce wszystko zaczynało się walić i budować na nowo. Już na pierwszym roku studiów na polonistyce w Warszawie zaczął myśleć o tym, jak się w tej rzeczywistości odnaleźć. W naszej części Europy sporo się wtedy działo. Media to był naturalny wybór. Zadzwonił do programu „Zapraszamy do Trójki”, kazali przyjść, zaproponowali staż.

– Odnalazłem się w radiu. Dziennikarstwo wymaga przebojowości i otwartości na ludzi, a ja jestem z natury powściągliwy i niewyrywny. Radio, które zapewnia kameralność i jest nastawione na uważne słuchanie drugiego człowieka, pomogło mi przełamać nieśmiałość – opowiada. – No i w Trójce było się wtedy od kogo uczyć. Grzegorz Miecugow, Monika Olejnik, Tomek Sianecki, Kuba Strzyczkowski. Świetne głosy, świetni rozmówcy. Tomek Beksiński prowadził w tym czasie swoje fenomenalne programy. Wsiąkłem w to od razu i na jakiś czas rzuciłem studia. Kończyłem je w trybie indywidualnym.

Oczytany, błyskotliwy, świetnie zdał testy Mensy, bardzo się starał być dobrym dziennikarzem – wspominają współpracownicy z tamtego czasu.

Jako 20-latek zaczął chodzić do Sejmu, relacjonował działalność rządu Jana Olszewskiego. Razem z inną stażystką z Trójki zaczęli pracować nad książką „Kim pan jest panie Wachowski?”. Siadywali w krzakach przed domem Mieczysława Wachowskiego z lornetką, patrząc, kto do niego przyjeżdża. Przeprowadzali dziesiątki rozmów z politykami. Rabiej wykorzystał kontakty, które udało mu się nawiązać podczas pracy nad biografią Anny Walentynowicz. Poznał wtedy całą czołówkę pierwszej Solidarności: Jacka Kuronia, Tadeusza Mazowieckiego, Bogdana Lisa, Andrzeja Gwiazdę, a także braci Kaczyńskich. Gdy książka się ukazała, narobiła sporo szumu, a Rabiej i Inga Rosińska musieli pożegnać się z Trójką.

Jak dziś zapewnia, nie traktuje tej historii jako kombatanctwa z gatunku „niepokornych”. Rozumieli z Ingą, że dla Trójki, która starała się zachować apolityczność, sytuacja była niefortunna.

Dla niego pokłosiem pracy nad książką była jeszcze inna przykra historia. Trwał konflikt ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy z braćmi Kaczyńskimi. W jednej z wypowiedzi Wałęsa stwierdził, że może zaprosić do rozmowy Lecha Kaczyńskiego z małżonką i Jarosława Kaczyńskiego z mężem. W tygodniku „Nie” ukazał się potem artykuł, w którym Jerzy Nasierowski stwierdził, że „mężem” Jarosława jest młody dziennikarz Paweł Rabiej. Plotka rozeszła się po mieście po tym, jak podczas pracy nad książką umawiał się z Kaczyńskim na długie rozmowy.

– To była obrzydliwa, świńska prowokacja, posklejana z bzdur, w której zgadzało się tylko jedno: moja orientacja – wspomina. – Wówczas, w wymuszony sposób, dowiedziała się o tym moja rodzina. Dziadkowie już nie żyli, a matka z ojczymem przyjęli rzecz spokojnie i zaakceptowali. Na zjazd rodzinny, na którym było kilkadziesiąt osób, zaprosili także partnera Pawła i wszyscy przyjęli go życzliwie.

W publikowanym niedawno wywiadzie, przeprowadzonym przez Roberta Mazurka, Rabiej przyznaje, że Jarosław Kaczyński w pewnym sensie zafascynował go intelektualnie, podzielał jego podejście do dekomunizacji i lustracji.

– Z tą fascynacją to lekka przesada. Mazurek wypytywał mnie głównie o Jarosława i stąd taki wydźwięk. Prawdziwe fascynacje to był Jacek Kuroń, Tadeusz Mazowiecki czy Lech Kaczyński, ciepły, otwarty, życzliwy ludziom człowiek, dużo mniej cyniczny niż brat. Przyznaję, że to bystry umysł, i faktycznie podzielałem jego diagnozy – wspomina Rabiej. – Jednocześnie dostrzegałem, że już wówczas miał obsesję Lecha Wałęsy. W ogóle to człowiek obsesyjnie podejrzliwy. Sami tego z Ingą doświadczyliśmy. Przychodzimy umówieni na kolejną rozmowę, a on naburmuszony atakuje od progu, że jesteśmy agentami Michnika. Mnie zamurowało, jak zwykle w takich sytuacjach, a Inga zrobiła awanturę.

Bo był za zielony

Po przygodzie z dziennikarstwem śledczym, jaką była książka o Wachowskim, Rabiej na krótko został korespondentem wojennym. Jeździł do byłej Jugosławii i Czeczenii. Raz ostrzelano samochód, którym jechał, ale nie dlatego zrezygnował. Uznał, że to płytki rodzaj dziennikarstwa, poza tym zafascynowała go ekonomia. Odpowiedział na ogłoszenie „Gazety Bankowej”, która szukała współpracowników.

– Fantastyczne miejsce – wspomina. – Wtedy to był niszowy, ale niezwykle wpływowy i opiniotwórczy tytuł. Zastanawiałem się nawet, czy nie zacząć studiować ekonomii, ale naczelny przekonał mnie, że więcej i szybciej nauczę się w praktyce. Powstawały wtedy zręby polskiej ekonomii, budowały się korporacje, tworzył system bankowy.

Sporo też wyjeżdżał za granicę, opisywać inne światowe gospodarki, zwłaszcza azjatyckie. Za reportaż o przejęciu Szanghaju przez Chiny dostał nagrodę Citibank Award for Exellence in Journalism. Był nią wyjazd na Columbia University w Nowym Jorku na studium dla dziennikarzy ekonomicznych. W jego ramach organizowano także wyjazdy do Waszyngtonu, do wszystkich kluczowych instytucji ekonomicznych, takich jak giełda czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Sam przyznaje, że patrzył już wówczas na media bardziej pod kątem biznesowym, a nie dziennikarskim. Dlatego wpadła mu w oko informacja, że Lot ogłosił przetarg na prowadzenie magazynu pokładowego „Kalejdoskop”. Projekt przygotował razem z graficzką Agatą Leman. Miał wtedy 26 lat i – jak wspomina – zabrakło mu odwagi, by założyć własną firmę. Podczas kolacji przy winie przekonał Grzegorza Lindenberga, szefującego wówczas wydawnictwu Business Press, by ich wziął pod swoje skrzydła.

– Nigdy tego nie żałowałem. Znałem i ceniłem jego teksty z „Gazety Bankowej”. Lubię współpracować z ludźmi, którzy są samodzielni i jednocześnie mają dobre pomysły. On to łączy. Przyszedł z gotowym projektem na bardzo wysokim poziomie – opowiada Lindenberg. – Świetnie łączył funkcje redaktorskie z menedżerskimi. Można powiedzieć, że jako szef wydawnictwa miałem „Kalejdoskop” z głowy. Czy przeszło mi przez myśl, że Rabiej pójdzie kiedyś w politykę? Wydawał się na to zbyt inteligentny.

Przed wejściem w politykę zaliczył jeszcze pracę w dużym konsorcjum, które na zlecenie Ministerstwa Spraw Zagranicznych odpowiadało za kampanię reklamową promującą Polskę przed przyjęciem do Unii Europejskiej, studia podyplomowe na Akademii Psychologii Przywództwa, członkostwo w Stowarzyszeniu Profesjonalnych Mówców, funkcję dyrektora ds. rozwoju w polskiej edycji magazynu „Harvard Business Review”, wreszcie był współwydawcą i dyrektorem ds. rozwoju magazynu THINKTANK.

– Na szczęście nie zaangażowałem się w politykę na początku lat 90., choć pojawiały się takie możliwości. Byłem wtedy zbyt zielony i nie miałem doświadczenia. Tym razem poczułem, że jestem gotowy – deklaruje Rabiej. – A polityka i tak okazała się bardzo ciężkim zajęciem, cięższym, niż się spodziewałem.

Nowoczesna Warszawa

Zaręcza, że jego coming out był całkowicie spontaniczny. Jednak według ekspertów od wizerunku ktoś, kto wie o marketingu tyle co Rabiej, nie podejmuje spontanicznie takich decyzji. Zdaniem jednych mogła to być próba wypromowania nazwiska, zdaniem drugich – uprzedzenie ataku, bo mogłoby to w sposób niekontrolowany wypłynąć w warszawskiej kampanii prezydenckiej.

Paweł Rabiej jasno deklaruje, że chce startować. Nowoczesna jeszcze nie podjęła decyzji o jego nominacji. Może się to stać w drugiej połowie roku.

– Wybór Roberta Biedronia w Słupsku pokazał, że orientacja nie musi być obciążeniem. Poza tym Warszawa to duże, tolerancyjne miasto – mówi Joanna Scheuring-Wielgus. – Z drugiej strony, o ile znam Pawła, on nie będzie chciał grać tą kartą.

Postawił bardzo szczelną granicę między działalnością publiczną a życiem prywatnym. Odmawia odpowiedzi na pytanie, czy jest w stałym związku. I dodaje, że chciałby dożyć czasów, gdy orientacja seksualna nie będzie miała w polityce żadnego znaczenia.

Polityka 1.2017 (3092) z dnia 27.12.2016; Polityka; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Rabiej się gotuje"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną