Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Czy Polska jest krajem bezpiecznym?

Bezpieczeństwo od terroryzmu nie oznacza bezpieczeństwa w ogóle. Bezpieczeństwo od terroryzmu nie oznacza bezpieczeństwa w ogóle. smif / Flickr CC by 2.0
Minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak twierdzi, że Polsce jest bezpiecznie i nic nam nie zagraża. Ale wcale tak nie jest.

Pan Błaszczak odpowiada twierdząco na tytułowe pytanie i przeciwstawia stan rzeczy u nas „temu, co dzieje się u zachodnich sąsiadów”. Nawet pobieżna analiza oznajmień p. Błaszczaka od razu pokazuje, że ma on na myśli typowe ataki terrorystyczne. Faktem jest, że w Polsce jak dotychczas nikt nie porwał ciężarówki, nie zabił jej kierowcy i nie wjechał nią w tłum, zabijając kilkanaście osób. Nikt też nie wszedł do klubu nocnego, nie otworzył ognia z broni maszynowej i nie pozbawił życia około 40 osób.

Wypada mieć nadzieję, że takowe wydarzenia w Polsce nie będą miały miejsca. To, czy dlatego, jak uważają niektórzy, że ewentualni terroryści nie mają interesu dla swych ataków w Polsce, albo dlatego, że polskie służby specjalne całkowicie panują nad sytuacją, nie ma większego znaczenia. Ważne jest bowiem to, że Polakom nie zagraża terroryzm, a przynajmniej że zagrożenie to nie ujawniło się w sposób taki jak u naszych zachodnich sąsiadów.

Czy w Polsce można czuć się bezpiecznie?

Bezpieczeństwo od terroryzmu nie oznacza jednak bezpieczeństwa w ogóle. To drugie obejmuje minimalizację zagrożeń mieszkańców Polski i tych, którzy przyjeżdżają do naszego kraju, zarówno w celach turystycznych, jak i innych, np. jako imigranci czy osoby poszukujące pracy. Kategorie te nie wykluczają się, albowiem mieszkaniec Polski to zarówno Polak z krwi i kości, by tak rzec, jak i posiadacz podwójnego obywatelstwa, np. Algierczyk, Izraelczyk czy Amerykanin. A z drugiej strony bywają imigranci, którzy poszukują pracy.

Napisałem o minimalizacji zagrożenia, a nie o całkowitej eliminacji, ponieważ to drugie jest niemożliwe. Zawsze może zdarzyć się pijany kierowca, rodowity Polak lub np. Ukrainiec mający dwa promile alkoholu we krwi, który straci panowanie nad samochodem i uśmierci przypadkowych ludzi. Żadne środki ostrożności nie zapobiegną takim zdarzeniom. Niemniej jednak tragedia w postaci śmierci dwóch dziewczyn, zabitych przez pijanego kierowcę, jest nieszczęśliwym wypadkiem nieco innego rodzaju niż zabójstwo mieszkańca Ełku. To drugie zdarzenie ma inny kontekst, nawet jeśli to był tylko przypadek, jak utrzymuje p. Błaszczak.

Jak działa prokuratura? Studium przypadku

Swego czasu zająłem się kwestią systematycznego naruszania zasad ruchu drogowego przez rowerzystów poruszających się między Jastarnią a Juratą. W przywołanym tekście opisałem swoje interwencje w różnych agendach w celu spowodowania stosownych zmian, np. wprowadzenia specjalnego oznakowania, informującego, że poruszanie się rowerzystów po trakcie dla pieszych jest zabronione.

Nie będę szczegółowo relacjonował, co wydarzyło się potem. Sprawę zgłosiłem do prokuratury w Pucku, wnosząc o ustalenie winnych zaniedbania działań w kierunku zapewnienia bezpieczeństwa pieszych na odcinku Jurata-Jastarnia. Okazało się również, że burmistrz Jastarni skierował sprawę do Zarządu Dróg Wojewódzkich w Gdańsku. Stamtąd nadeszła wielce krzepiąca odpowiedź, że wszystko jest OK, a zarząd sumiennie czuwa nad tym, aby tak było. Potem odezwała się Komenda Powiatowa Policji w Pucku i poinformowała, że umorzono sprawę potrącenia mnie przez rowerzystę z powodu niewykrycia sprawcy. To jest wręcz komiczna sytuacja, ponieważ nie wnosiłem o wszczęcie jakiegokolwiek postępowania w tej materii. Owszem, poinformowałem policję w Juracie, że omal nie zostałem potrącony, ale na pytanie, czy życzę sobie wszczęcia sprawy, odpowiedziałem przecząco, ponieważ i tak nie rozpoznam sprawcy. Jak widać tamtejsza policja nie zraziła się tym, sprawę rozpatrzyła i umorzyła. To pozorowane działanie najwyraźniej jest potrzebne dla poprawienia statystyki policyjnych osiągnięć.

Z jakichś nieznanych powodów prokuratura w Pucku okazała się niewłaściwa i sprawą zajął się urząd prokuratorski w Wejherowie. 15 grudnia ubiegłego roku zostałem przesłuchany w moim miejscu zamieszkania, 18 grudnia złożyłem kopie pism, jakie otrzymałem i jakie dostałem, a zaraz po Nowym Roku otrzymałem zawiadomienie, że po wnikliwej analizie odmówiono wszczęcia śledztwa. Pismo nosi datę 22 grudnia. Materiały zostały wysłane do Wejherowa najwcześniej 18 grudnia po południu i zapewne dotarły do miejsca przeznaczenia 19 lub 20 grudnia. Odpowiedni pan prokurator przeprowadził wnikliwą analizę między 20 i 22 grudnia.

Przypuszczam jednak, że żadnej analizy nie wykonał, ponieważ pismo miał gotowe jeszcze przed otrzymaniem materiałów z przesłuchania – faktycznie, w treści odmowy wszczęcia śledztwa nie ma żadnego śladu wyjaśnień, jakie złożyłem w trakcie rzeczonego przesłuchania. Pismo odmawiające wszycia śledztwa wskazuje, że wszystkie organy, mianowicie władze Jastarni, straż miejska, zarządy dróg i komendy policji, zachowały się prawidłowo, w szczególności dołożyły wszelkich starań (wręcz wychodziły ze skóry, aby zapewnić bezpieczeństwo pieszych na odcinku drogi publicznej Jastarnia-Jurata). Kolokwialnie rzecz ujmując, dano mi do zrozumienia, że niesłusznie się czepiam. W szczególności pan prokurator wyjaśnił, że z braku zauważenia przeze mnie żadnego patrolu sprawdzającego zachowanie się rowerzystów między Jastarnią a Juratą nie wynika, że takowych kontroli nie było. Faktycznie nie wynika, aczkolwiek rzecz w tym, że to, co łatwo było ustalić, to, że jeśli nawet patrole energicznie działały, nie przyniosło żadnego rezultatu.

Tak oto podwładni p. Błaszczaka i p. Ziobry dbają o nasze bezpieczeństwo, o ile nie są zajęci wycinaniem konfetti dla p. Zielińskiego.

W Polsce wciąż atakuje się słabszych

Prasa codzienne donosi o rozmaitych faktach świadczących o tym, że jednak w Polsce nie jest tak bezpiecznie, jak p. Błaszczak zapewnia. A to ktoś zepchnął staruszkę z peronu na dworcu kolejowym, a to napadnięto na niepełnosprawnego, a to rozbił się przeładowany bus, a to samochody zablokowały karetkę pogotowia, a to przejechano kogoś na pasach, a to wrocławianie uważają, że ich miasto nie jest bezpieczne, a to zakatowano psa, kota lub konia, a to młody człowiek zapytany, dlaczego nie ustępuje miejsca starszej sobie w tramwaju, odpowiada, że dziadyga winien siedzieć w domu, a nie łazić po mieście, a to nikt nie chce ustąpić miejsca ciężarnej kobiecie, a to barmanka wyprosiła gości z lokalu, bo rozmawiali o Żydach, a ona sobie tego nie życzy.

Ta ostatnia historia akurat sama się naprawiła, ponieważ dwóch obywateli ubrało jarmułki, udało się do rzeczonego lokalu (nie byle jakiego, bo Kawiarni Foksal w stolicy), zaczęło rozmawiać o Żydach, a wzruszona barmanka tym razem nie miała nic przeciwko rozmowom o pejsatych i nawet postawiła kolejkę gorzały.

Problem jednak w tym, że kieliszek wódki jest wprawdzie dobry na wszystko, ale częściej jego wypicie następuje na stypie po kimś zadźganym nożem lub przejechanym na drodze niż z okazji pojednania w luksusowej knajpie. To, co jest może najpoważniejsze i najsmutniejsze, to wzrost agresji wobec słabszych, już nie tylko ciapatym czy pejsatym, ale także seniorom, niepełnosprawnym lub ciężarnym.

Ale jak ma być inaczej, skoro blogi są pełne niewyszukanego hejtu, a prokuratura na serio przekonuje, że krzyż celtycki to nic złego, a tylko protest przeciwko mieszaniu ras?

Ciekawe, co p. Ziobro powie, gdy Kawalerowie Krzyża Celtyckiego bardziej dobitnie udokumentują, że mieszanie ras nie może być tolerowane. Powiecie, że przesadzam, że agresja wobec ciapatego (pejsaci jakby mieli okazjonalnie lepiej) to nie to samo co zepchnięcie z peronu starszej pani. Otóż nie, bo agresja jedno ma imię, niezależnie od tego, wobec kogo jest demonstrowana. Dopóki stosowne władze tego nie zrozumieją, nikt nie może czuć się w Polsce w pełni bezpiecznym.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną