Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Przełomowy moment sejmowego kryzysu. Cztery tygodnie protestów od środka

W Sejmie zgaszone jest światło, lecz nie przeszkadza to w codziennej transmisji na żywo za pomocą tabletów i telefonów komórkowych. W Sejmie zgaszone jest światło, lecz nie przeszkadza to w codziennej transmisji na żywo za pomocą tabletów i telefonów komórkowych. Piotr Małecki / Polityka
Spór o okupację sali obrad dociera do punktu kulminacyjnego, ale wciąż trudno przewidzieć jak się skończy. Jak doszło do tego kryzysu?

Przyszli tu w piątek 16 grudnia. Najpierw posłowie. Mieli debatować i głosować m.in. nad ustawą budżetową.

Chcieli też rozmawiać o planach wyrzucenia z Sejmu części dziennikarzy, a później wrócić do domów na przerwę świąteczną. Ale marszałek Marek Kuchciński wykluczył z posiedzenia Michała Szczerbę z Platformy Obywatelskiej. W tym momencie zaczął się pisać inny scenariusz. Członkowie PO i Nowoczesnej zablokowali salę plenarną, żądając przywrócenia posła. Marszałek zdecydował o przeniesieniu obrad do Sali Kolumnowej. Tam – nie dopuszczając opozycji do debaty i odrzucając blokowo wszystkie jej poprawki – przegłosowano budżet.

Tego wieczoru pod Sejm przyszli ludzie. Tysiące. Zaprotestować przeciwko temu, co się działo w parlamencie. Demonstracja trwała do późnej nocy, była nawet próba uniemożliwienia posłom Prawa i Sprawiedliwości wyjazdu z terenu parlamentu. Kiedy tłumy się rozeszły, na Wiejskiej zostało kilkanaście osób. Obywatele RP. Ci sami, którzy od pewnego czasu każdego 10 dnia miesiąca pojawiają się przed Pałacem Prezydenckim. Sprzeciwiają się odprawianiu w tym miejscu miesięcznic smoleńskich, bo uważają je za hucpę i zawłaszczanie przestrzeni publicznej dla politycznych celów. Ci sami, którzy podczas Marszu Niepodległości 11 listopada stali przy trasie pochodu, aby wyrazić swoją niezgodę na szerzenie ideologii narodowców.

W sobotę i Obywatele RP, i posłowie opozycji wiedzieli już, że zapowiada się długie posiedzenie.

Tydzień pierwszy

Wieczorem, kiedy przed Sejmem trwa jeszcze kolejna duża demonstracja, na korytarzach parlamentu pojawia się strażnik z pękiem kluczy. Posłowie opozycji, którzy zdecydowali o pozostaniu na sali plenarnej, obserwują, jak zamyka kolejne drzwi i przejścia. Sejm jest jak labirynt, dużo tam rozmaitych łączników i korytarzy. I nagle sala plenarna, serce budynku, zostaje – na ile to możliwe – odcięta. Z otaczających ją kuluarów wciąż można przejść do hallu i stamtąd głównym wejściem wydostać się na zewnątrz. Ale już schody w dół prowadzą donikąd. Podziemny korytarz, którym można się dostać do Nowego Domu Poselskiego ma w połowie długości drzwi. One także zostają zamknięte.

To, że zniknęły cztery historyczne laski marszałkowskie, zawsze stojące w gablocie za szkłem u szczytu głównych schodów, zostanie zauważone dopiero po weekendzie. Piąta, będąca aktualnie w użyciu, przeniesiona przez straż marszałkowską do Sali Kolumnowej, jak dotąd nie wróciła do sali plenarnej.

Tymczasem przed Sejmem do Obywateli RP dołączają obywatele. Przychodzą pracownicy naukowi i historycy. Księgowa i producent telewizyjny. Dziennikarze i emeryci. Rolnicy i robotnicy.

Jak mnie prezes PiS tu wezwał w nocy, tak zostałem i będę trwał do końca pikiety – wtóruje mu pan, którego teściowa mieszka w miasteczku na Lubelszczyźnie, gdzie większość głosowała na PiS. – Nie ma tam lekko – mówi.

Chłopak z Rudy Śląskiej miał potrzebę zamanifestowania sprzeciwu, ale u siebie nie znalazł na to miejsca. – Kiedy dowiedziałem się o Obywatelach RP, natychmiast wsiadłem w pociąg i się doturlałem. Też czuję się obywatelem i chcę stać razem z tymi, którzy czują podobnie – tłumaczy.

Andrzej ze wsi pod Zieloną Górą, przyjechał zwiedzać Warszawę. Skierował pierwsze kroki przed Sejm i postał przez cały dzień, aż do powrotnego pociągu. Spacer po stolicy odłożył na inną okazję.

Krzysiek przyjechał rikszą z Kostrzynia. I został. Dali mu żółtą kamizelkę z napisem Obywatel RP i uznali za swojego. Krząta się, pomaga, porządkuje teren. Czuje się potrzebny. Rikszę zacumował obok koksownika. Kiedy nocami przychodzi mróz, kładzie się w kabinie rikszy, przykrywa kocami i zasypia jak w domu. Krzysiek jest nieugięty. Mówi, że dzięki Kaczyńskiemu będzie jeszcze twardszy. Przejechał na rowerze całą Europę, ale to żadne wyzwanie. Tu, przed Sejmem, ma prawdziwe zadanie. Być i protestować.

Wojtek przyszedł pierwszej nocy i wrósł w pejzaż. Nosił znaczek KOD, ale zaraz doczepił ten od Obywateli. Pracuje w biurze turystycznym, dlatego na kilka dni znikł. Pojechał do Londynu z wycieczką Hiszpanów. Obiecał, że zaraz po powrocie znów stanie przed Sejmem, bo uznał, że tu jest jego miejsce.

Któregoś wieczoru przychodzi nawet młoda Meksykanka. Prosi o mikrofon i przemawia łamiącym się ze wzruszenia głosem. Jej słowa są tłumaczone. Mówi, że wspiera ten protest i go rozumie. W moim kraju – opowiada – kilkudziesięciu lewicowych studentów protestowało, a później zniknęli. Prawdopodobnie zostali zamordowani, w czym udział miała lokalna władza. Po policzkach płyną jej łzy, a wraz z nią nad losem meksykańskich studentów płaczą ludzie przed polskim Sejmem.

O świcie we wtorek 20 grudnia policja spycha Obywateli RP na drugą stronę ulicy Wiejskiej. Strażacy gaszą koksowniki, a wejście do Sejmu odgradzają od ulicy metalowymi barierkami. By zapewnić samochodom parlamentarzystów możliwość wyjazdu.

Pomiędzy budynkami pojawia się ok. 2 tys. policjantów. Dziennikarze mogą już wejść do Parlamentu, ale żeby nie mogli pokazać protestujących, zamknięto prze nimi galerię. A na niej Bartosza Arłukowicza, który nad ranem poszedł tam w spokoju się zdrzemnąć.

W takich okolicznościach przez dwa dni obraduje Senat. Gdy kończy się jego posiedzenie, na sali plenarnej przestaje działać ogrzewanie. Marszałek decyduje o niewydawaniu mediom jednorazowych przepustek. Zamykanie kolejnych drzwi labiryntu odcina protestujące posłanki od najbliższej toalety. Po krótkiej naradzie przedstawiciele partii opozycyjnych uznają, że odtąd toaleta męska w kuluarach będzie koedukacyjna, żeby kobiety nie musiały biegać na piętro albo do łazienki obok szatni.

W środę znikają barierki, które ludzie zdążyli już nazwać płotem hańby i udekorować czerwonymi goździkami oraz naklejkami z hasłami opozycji. Między budynkiem administracyjnym Sejmu (tym gdzie jest Biuro Przepustek) a Nowym Domem Poselskim zostaje zamontowana przesuwna krata. Posłowie do swoich pokoi muszą odtąd iść przez Wiejską, Frascati i Senacką.

Jest tuż przed świętami, więc protestujący posłowie muszą się poważniej zorganizować w nowej sytuacji. Przede wszystkim robią grafik. 138 posłów z Platformy może mieć krótsze szychty – po 6–8 godzin. Tych z Nowoczesnej jest tylko 31, więc dyżurują po 12 godzin. Dlatego kolejne noce prześpią na sali plenarnej. Ustalają: 24 grudnia nie będzie kolędowania i opłatka.

Tydzień drugi

Rano w Wigilię posłowie z PO siadają do spisywania Dekalogu – listy 10 wartości, o które walczą i dla których zdecydowali się kontynuować protest. Jedną kopię zanoszą Obywatelom RP, dwie przyklejają na lustrach w kuluarach tuż przy wejściu na salę obrad, czwartą na drzwiach klubu PO, piąta stoi na sztalugach w korytarzu sejmowym na piętrze.

Wieczór i noc w Sejmie na ochotnika spędza m.in. Joanna Scheuring-Wielgus. Od taty dostaje ememesem zdjęcie: na krześle, na którym zawsze siedzi podczas wigilijnej wieczerzy, ojciec postawił jej plakat wyborczy. „Jesteś tu z nami” – napisał. Do Torunia pojedzie zaraz po Bożym Narodzeniu, bo zadzwoni najstarszy syn i powie: – Zanim cię wsadzą do więzienia, musisz mi jeszcze kupić garnitur na studniówkę.

Niektórzy zżymają się na nakrytą obrusem namiastkę wigilijnego stołu wystawioną w kuluarach przez posłanki Nowoczesnej. Na nim jednak stają w końcu ryby w galarecie i śledzie, które przynoszą przychodzący pod sejm ludzie. Darowany barszczyk posłanki zanoszą Obywatelom RP, którzy podgrzewają go na koksowniku. Protestującym towarzyszy około tysiąca ludzi.

Wśród protestujących na sali plenarnej posłów PO jest spora grupa weteranów, pamiętających strajki z lat 80., rzeczywistości nieporównanie brutalniejszej niż dzisiejsza. Dla nich ten protest to tzw. lajcik. Odnajdują się w nim najlepiej. Są świadomi, że po pierwszej fali entuzjazmu w naturalny sposób przychodzi znużenie. I tego, że choć wiadomo, że kiedyś musi nastąpić koniec protestu, do ostatniej chwili zwykle nie wiadomo jaki. I to męczy najbardziej.

Pozostający na sali plenarnej starają się w każdym razie trzymać zasad. Na przykład nie jedzą tam. Nowoczesna kanapki robi sobie w sekretariacie klubu, Platforma zamawia jakieś ciepłe jedzenie na wynos. Kawę i herbatę z termosów piją w kuluarach. Tam też ładują telefony i tablety, bo na sali plenarnej nie ma ani jednego gniazdka.

Siedzą zawsze na swoich miejscach, jakby trwało posiedzenie, tyle że owinięci kocami. Czytają w świetle małych chińskich lampek campingowych, podobnie jak okrycia kupionych przez klub PO. Światło wyłączono im razem z ogrzewaniem, więc nawet w dzień panuje tu półmrok. By temperatura się nieco podniosła, wpuszczają ogrzane powietrze z korytarza, blokując drzwi krzesłem.

Gdy posłanka Joanna Kluzik-Rostowska wpada któregoś dnia, i – jak zwykle zaaferowana – zaczyna coś mówić szybko i głośno, uciszają ją jak w bibliotece. Tak jakby na sali plenarnej wypadało mówić tylko szeptem.

Mają – nietypowo – nadmiar czasu. Mogą więc, głównie w kuluarach, po prostu pogadać do woli. Dzięki temu wreszcie tak naprawdę się poznali. Przede wszystkim międzypartyjnie. – Poznałam i polubiłam wiele osób z Nowoczesnej – mówi Joanna Kluzik. – To, że ich nie znaliśmy, to naturalne, oni w większości są nowi. Ale to, jak mało wiedzieliśmy o sobie nawzajem, jest zaskakujące.

Posłanka PO Kinga Gajewska kiedyś w klubie złożyła propozycję szkolenia z mediów społecznościowych dla tych, którzy jeszcze nie do końca sobie z tym radzą. Teraz może ją zrealizować.

A potem jest już tylko gorzej. Ktoś rzuca myśl, żeby rozruszać cowieczorną transmisję, która przybrała formę nudnych poselskich wystąpień (20 grudnia ruszył pierwszy wspólny projekt opozycji, transmisja „Tu jest Sejm”, na żywo, na Facebooku o 19.30). Posłanka Joanna Mucha z PO postanawia wierszem i piosenką zakpić z wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego o próbie puczu. Jeszcze nie zdąży przebrzmieć echo jej śpiewu, gdy internet obiega zdjęcie lidera Nowoczesnej Ryszarda Petru z wiceprzewodniczącą partii Joanną Schmidt na pokładzie samolotu lecącego w sylwestra do Portugalii.

W ostatni dzień roku pod Sejm przychodzi ok. tysiąca osób.

Tydzień trzeci

Od 16 grudnia do wieczór pod Sejm ściąga wiele osób. Rozmowy trwają długo w noc. Nad ranem jednak Obywatele RP są już sami. Marznąc, moknąc w deszczu i śniegu, kontynuują swój protest w ciszy.

Dyżurują rotacyjnie, bo taka jest reguła pikiety nazwanej zgromadzeniem ciągłym. Mają już dwa namioty, agregat i kilka nagrzewnic, dwa koksowniki, kuchenkę gazową, koce. Ostatnio także przyczepę kempingową. Wszystko w darze od obywateli.

Z przejeżdżających ulicą Wiejską aut dobiegają do nich pozdrowienia i wysuwają się dłonie z palcami ułożonymi w znak V. Widać jednak i oponentów. Czasem jakiś zwolennik PiS ze zwalniającego samochodu wykrzyczy w stronę Obywateli obraźliwe słowa – pajace albo durnie. W rewanżu usłyszy sympatyczną formułkę: „Miłego dnia panu życzymy”.

Jakoś od Wigilii stale pojawia się pan Zygmunt. Niebieski kubrak, na nim transparent z hasłem, że KOD, PO i Nowoczesna to Targowica. Trzyma dystans – stoi na chodniku, kilkanaście metrów od namiotów. Obywatele traktowali go przyjaźnie. Niech sobie kontestuje – mówili. Ale ostatnio podpadł Kindze, bo niekulturalnie wykrzyczał coś pod jej adresem. Wtedy mu powiedziała: „Panie Zygmuncie, zawiodłam się na panu. Koniec przyjaźni. Nie będzie już herbatek i niech pan zapomni o kluczu do toi toiki”.

Kinga jest wśród Obywateli najtwardsza. Przeszła szkołę konspiry z czasów stanu wojennego i wszyscy wiedzą, że nic jej nie złamie. Dyżuruje co drugą dobę ciągiem przez 24 godziny, nie śpiąc ani minuty. Jakiś nawiedzony uczestnik miesięcznicy smoleńskiej podczas protestu na Krakowskim Przedmieściu krzyczał do niej: „Ty ubeczko, zrywałaś paznokcie patriotom, ścigałaś ich”. I co miała mu powiedzieć? Że nie zrywała i nie ścigała, bo to ona była ścigana? I tak by nie uwierzył.

Posłowie rzadko uznają za stosowne, by podejść do namiotów Obywateli, pozdrowić ich, porozmawiać. Ożywiają się, kiedy przed Sejm ściąga Komitet Obrony Demokracji z Mateuszem Kijowskim. To okazja, by przemówić do tłumu i błysnąć. Obywatele RP, którzy nie dają tak efektownych możliwości, stworzyli nawet nieformalną listę posłów, z którymi sympatyzują, bo ci okazali im solidarność. Na pewno nie ma na niej przewodniczącego Nowoczesnej Ryszarda Petru. Bo raz pojawił się nagle obok namiotów, nawet się z Obywatelami nie przywitał, za to zrobił sobie na ich tle selfie i zniknął. Często zachodzi zaś wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Opowiada ludziom o zawiłościach życia politycznego. Jest miły i bezpośredni.

Tydzień czwarty

Pierwsze dni nowego roku przynoszą informację, że jest plan ogrodzenia całego kompleksu Sejmu wysokim na 2,2 m ażurowym ogrodzeniem z metalu.

Posłowie PO i Nowoczesnej czekają na wznowienie 33. posiedzenia Sejmu, które według nich nie zostało zamknięte.

Obywatele RP stoją pod parlamentem. Kinga, Paweł (kiedyś działał m.in. we wrocławskiej Pomarańczowej Alternatywie), Kajetan (były dziennikarz), Rafał (pracownik naukowy), Krzysiek Riksiarz, Wojtek od turystów i inny Wojtek (do niedawna redaktor), Bartek (pisarz), chłopak z Bemowa, licealista ze śródmieścia, dziewczyny z Czarnego Protestu, emeryt z południa Polski. Protestują przeciwko dewastacji Trybunału Konstytucyjnego, narzuceniu pozornej reformy oświaty, propagandowemu używaniu historii i pamięci narodowej oraz zniewalaniu obywateli. Inaczej mówiąc, przeciwko rodzącej się na oczach Polaków dyktaturze. Mają tu być przynajmniej do 11 stycznia.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną