Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Stołeczna policja poszukuje 21 osób protestujących pod Sejmem. Każdą z nich PiS surowo ukarze?

Piotr Małecki / Polityka
Zwraca się z apelem: kto ich rozpoznaje, niech doniesie.

Sprawa jest niejasna, bo jak wynika z komunikatu, osoby pokazane na zdjęciach zamieszczonych na stronie KSP to jeszcze nie podejrzani, ale ci, którzy „mogą mieć związek z wydarzeniami”.

Owe wydarzenia to naruszenia porządku prawnego, do jakich miało dojść przed parlamentem. Naruszeniem porządku, według prokuratury, prawdopodobnie było już samo zgromadzenie, bo doszło do niego spontanicznie, bez formalnej zgody władz. Obywatele nie mogą protestować nieformalnie, zdaje się sugerować prokuratura.

Uczestnikom wydarzeń sprzed Sejmu grożą zarzuty z art. 191 i 224 kk, które mówią o karze do 3 lat więzienia wobec osób stosujących przemoc lub groźby bezpośrednie w celu zmuszenia innych osób do określonego działania. W zasadzie każdy uliczny protest jest formą zmuszania decydentów do określonego działania, czyli na przykład zmiany złych decyzji. Protest jest uliczną formą demokracji.

Co takiego stało się nocą z 16 na 17 grudnia?

Kilka tysięcy obywateli po obejrzeniu telewizyjnych relacji z buntu posłów opozycji na sali plenarnej samorzutnie ruszyło przed parlament, aby zaprotestować przeciwko sejmowej większości. Minister Mariusz Błaszczak nazwał ich spontaniczną reakcję podjęciem próby wywołania zamieszek. Stwierdził, że zidentyfikowano już 80 takich wichrzycieli. A było ich, jako się rzekło, przynajmniej kilka tysięcy.

Trudno wyzbyć się wrażenia, że oto mamy do czynienia z déjà vu. To wszystko już było. Oto pod koniec czerwca 1976 r. w Radomiu, Płocku, Ursusie i innych miastach na ulice wylegli robotnicy, aby zaprotestować przeciwko podwyżkom cen. Ówczesna milicja szukała potem uczestników, organizatorów i inspiratorów zamieszek, nazwanych próbą naruszenia porządku publicznego. Namawiano społeczeństwo do donoszenia na innych, preparowano dowody i szukano winnych. Przynajmniej kilkuset, jak wtedy mówiono, warchołów i wichrzycieli, czyli uczestników protestów, skazano na kary więzienia i aresztu oraz grzywny.

Czym PRL z czasów Gierka różni się od IV RP?

I teraz pytanie za dziesięć punktów – czym PRL z czasów Gierka różni się od IV RP kierowanej z tylnego siedzenia przez Jarosława Kaczyńskiego? Wtedy protesty przeciwko władzy były naruszaniem ustalonego porządku. Podobnie jak dzisiaj. Wtedy kto był przeciwko władzy, ten warchoł. Podobnie jak dzisiaj. Wtedy warchołów surowo rozliczono. Podobnie próbuje się dzisiaj.

Ktoś powinien się teraz zawstydzić, ale wstyd to uczucie płynące z wrażliwości. Obawiam się, że wrażliwość panów Kaczyńskiego, Błaszczaka, Ziobry i ich urzędników z prokuratury i policji pojęcia wstydu nie obejmuje. Każdy, kto nie z nimi, ten wichrzy i warcholi. Puczysta jednym słowem.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną