Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Lech Wałęsa kolejny już raz został użyty jako narzędzie trwającej w Polsce wojny

Radek Bet / Flickr CC by 2.0
Rzucenie w obieg publiczny kolejnej porcji oskarżeń wobec tak znanej postaci jak Wałęsa znakomicie odwraca społeczną uwagę od kluczowej dla przyszłości ustrojowej kraju sprawy.

Prezes IPN Jarosław Szarek na specjalnej konferencji prasowej (z udziałem m.in. korespondentów zagranicznych) ogłosił, że wobec ustaleń krakowskiego Instytutu Ekspertów Sądowych oraz wcześniejszych ustaleń samego IPN „nie ma żadnej od dnia dzisiejszego wątpliwości na temat współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa”. Dodał, że „sprawa jest zakończona”.

Otóż prezes Szarek jest w błędzie.

Ekspertyza krakowskich biegłych to tylko opinia

Po pierwsze, z procesowego punktu widzenia ekspertyza krakowskich biegłych jest tylko jedną z wielu opinii w materiale dowodowym. Zawsze mogą pojawić się inne – w tym takie, które zawierać będą argumenty świadczące o tym, że przynajmniej niektóre z badanych materiałów zostały sfałszowane.

Po drugie, z punktu widzenia nauk historycznych wywody prezesa Szarka są żenujące z racji pominięcia kontekstu, w jakim swego czasu przyszło żyć Lechowi Wałęsie (i milionom innych Polaków). Chodzi realia PRL-u, a w tym zwłaszcza metod ówczesnej policji politycznej oraz wyjątkowości, nie zaś powszechności (tak, tak!) postaw opozycyjnych. Szarek za wzór naukowej rzetelności stawia przy tym wydaną pod logo IPN książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka „SB a Lech Wałęsa”, która również kompletnie od tego abstrahowała, kreując skrajnie uproszczoną, czarno-białą wizję, a więc kompletnie fałszywą wersję rodzimych dziejów – i właśnie dlatego stała się obiektem krytyki ze strony wielu historyków.

Obrzydliwe są też sugestie prezesa IPN (ujęte oczywiście – zgodnie z metodą wypróbowaną przez Jarosława Kaczyńskiego – w bezpieczną w formę rzuconego ot tak sobie pytania), jakoby „to, że Lech Wałęsa podjął realnie tę współpracę na początku lat 70., determinowało jego decyzje w późniejszym czasie; w czasach pierwszych 16 miesięcy Solidarności, później w latach 80., a także po 1989 roku”.

Wystarczy – któryż to już raz? – przypomnieć choćby niezłomną postawę Wałęsy w czasie samotnego, co też ważne, internowania.

Chodzi o narzucenie nowej wersji historii – zwłaszcza z własnymi jej bohaterami

Z kolei groźby prokuratury, że Lechowi Wałęsie – jako że zanegował autentyczność dokumentów SB na swój temat – może zostać postawiony zarzut składania fałszywych zeznać, są już, po czwarte, zwyczajnie żałosne.

Warto wreszcie zauważyć, że rewelacje IPN-u zostały ogłoszone akurat wtedy, gdy koalicja sprawująca władzę próbuje w ekspresowym tempie i bezpardonowym stylu podporządkować sobie Krajową Radę Sądownictwa, a ostatecznie jeden z niewielu niezależnych jeszcze filarów demokratycznego państwa prawa, czyli sądy. Rzucenie w obieg publiczny kolejnej porcji oskarżeń wobec tak znanej postaci jak Wałęsa znakomicie odwraca społeczną uwagę od kluczowej dla przyszłości ustrojowej kraju sprawy.

Tymczasem walny udział w batalii mającej skolonizować sędziów ma minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Ba, można bez kłopotów zauważyć, że jest w nią osobiście, ambicjonalnie wręcz, zaangażowany. Równocześnie tak się składa, że krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych jest placówką właśnie jemu podlegającą. Już to powinno skłaniać do wzmożonej ostrożności odnośnie do aktualnych ustaleń dotyczących akt Wałęsy.

Tym bardziej warto bez końca powtarzać, że to właśnie Lech Wałęsa jako działacz opozycji demokratycznej i przywódca „Solidarności” (tej autentycznej, z lat 1980–89) przyczynił się do obalenia komunizmu. Wtedy zwyciężył. Czy dziś ma przegrać? I to z kim?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną