Nie ten poziom obycia międzynarodowego, sprawności językowej, szerokości horyzontów i niezależności sądów. Wywiad Morawieckiego dla kanału TV Deutsche Welle nie wnosi niczego nowego, świeżego, oryginalnego, tylko powtarza oficjalną pisowską narrację o sytuacji politycznej w Polsce.
Widz poza Polską utwierdzi się w przekonaniu, że obecny rząd w Warszawie nie jest gotowy na poważną dyskusję na ten temat ani z polską opozycją, ani z merytorycznymi krytykami polityki PiS w Europie.
Obraz demokracji i praworządności jak z pisowskiej broszury wyborczej
Nie tylko, że nie jest gotowy. Nie jest także chętny. Morawiecki zajmuje postawę defensywno-ofensywną. Próbuje zbyć prowadzącego wywiad Tima Sebastiana frazesami o tym, że Unia Europejska nie rozumie i źle interpretuje sytuację w Polsce pod rządami PiS.
W istocie – przekonuje polityk, były bankowiec średniego szczebla – wszystko jest w najlepszym porządku. Europejska krytyka postępowania nowej władzy, które doprowadziło do likwidacji niezależności Trybunału Konstytucyjnego, jest zdaniem Morawieckiego pozbawiona podstaw i wynika z kompletnego niezrozumienia sytuacji.
Ale przecież takie same obiekcje zgłasza Polak, Adam Bodnar, rzecznik praw obywatelskich – naciska dziennikarz. No tak, ale to całkowicie stronniczy politycznie przedstawiciel starego establishmentu odsuniętego przez PiS od władzy – znów broni się przez atak Morawiecki.
Tą samą metodą Morawiecki odrzuca zarzuty o podporządkowaniu sobie przez PiS mediów publicznych. Media w Polsce – twierdzi wicepremier – są w rękach jednej grupy, nie ma równowagi. Mimo to nic im nie zagraża, tak jak wolności demonstracji. Są one dowodem, że demokracja w Polsce działa prawidłowo.
Podobnie z zarzutami o brak solidarności z Europą w kwestii migrantów. Jak to?! – odpowiada Morawiecki – przecież Polska przyjęła setki tysięcy uchodźców z Ukrainy, przyjmujemy też muzułmanów. Zresztą polityka polskiego rządu ma poparcie społeczeństwa, bo czuje się ono dzięki niej bezpieczniej, czego nie można powiedzieć o społeczeństwach Niemiec, Francji czy Włoch. Najważniejsze jest bezpieczeństwo.
Ważniejsze od prawa? – indaguje dziennikarz. Oczywiście, że ważniejsze – odpowiada bez wahania Morawiecki. Wdaje się przy tym w dywagacje o sytuacji w hitlerowskich Niemczech. Ma to być argument za tym, że prawo nie jest najważniejsze, bo na prawo powoływali się naziści, uzasadniając nim swoje zbrodnie.
Morawiecki dokłada do tego dodatkowy argument: są w Europie renomowani prawnicy, którzy apelują, by nie uprawiać kultu prawa stanowionego. Wicepremier, jak widać, nie odróżnia prawa stanowionego i wykonywanego w państwach totalitarnych od prawa państw demokratycznych. To drugie jest fundamentem otwartego i wolnego społeczeństwa.
Obraz demokracji i praworządności roztoczony przez Morawieckiego jest jak z pisowskiej broszury wyborczej. Nikt lepiej zorientowany się na niego nie nabierze. Nawet w „nic nierozumiejącej” Europie.