Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Wywiad Morawieckiego (juniora) poraża. Wicepremier najwyraźniej propaguje lekceważenie prawa

Mateusz Morawiecki Mateusz Morawiecki Flickr CC by 2.0
Argumentacja Morawieckiego wygląda tak: skoro prawo było skrupulatnie przestrzegane w nazistowskich Niemczech i doprowadziło to do ustawowego bezprawia, to trzeba być ostrożnym ze skrupulatnym przestrzeganiem prawa w obecnej Polsce.

Wywiad, o którym mowa, miał miejsce 14 lutego 2017 r. w Deutsche Welle, a pytania zadawał Tim Sebastian. Prasa polska zamieściła jedynie fragmenty, ale całości (w języku angielskim) można posłuchać w internecie. Warto byłoby to przetłumaczyć i udostępnić w całości w języku polskim, ponieważ jest to dokument znakomicie przedstawiający polityczne zasady dobrej zmiany.

Pytania dotyczyły rozmaitych spraw, m.in. stosunków Polski z UE, kwestii polityki wewnętrznej czy problemu imigrantów. Pan Morawiecki (junior) grał typową piosenką. Jesteśmy niezrozumiani w UE, trzeba wszystkie kraje członkowskie traktować na równi, jesteśmy otwarci na uchodźców, bo przecież zarejestrowaliśmy milion uchodźców z Ukrainy, głównie z terenów objętych wojną (nieprawda, bo zdecydowana większość Ukraińców przebywających w Polsce przyjechała do pracy lub na studia, niekoniecznie z terenów walk), a to przyczynia się do zmniejszenia napięć w Europie. Muzułmanów też przyjmujemy, chociaż mniej niż np. Niemcy.

Mateusz Morawiecki tłumaczy dobrą zmianę

Dowiadujemy się, że Polska jest wyjątkowo bezpiecznym krajem (gdzie indziej też biją, i to bardziej). W tej kwestii p. Morawiecki (junior) miał sporego pecha, ponieważ niedługo po jego pieniach na temat polityki, jaką współrealizuje, kibole, grupa wyjątkowo chwalona przez p. Błaszczaka i zakonników z Jasnej Góry, zdemolowali klub Chmury w Warszawie, gdzie bawili się kibice Ajaxu Amsterdam, przybyli na mecz swej drużyny ze stołeczną Legią.

Kiedyś warszawski klub dotarł nawet do półfinału Pucharu Europy (poprzednik Ligi Mistrzów) i grał tam z Feyenoordem Rotterdam. Kibice Legii śpiewali: „Chłopcy z kraju tulipanów biorą lanie od ułanów”. Wtedy skończyło się na słowach, a teraz słowo stało się ciałem, by tak rzec.

Panuje u nas wolność, o czym świadczą demonstracje, oczywiście niewielkie, wycofaliśmy się z projektu ograniczeń obecności mediów w parlamencie (czyżby? – a nawet jeśli tak, to chyba nie bardzo z własnej woli). Propozycja obostrzenia prawa antyaborcyjnego nie wyszła od rządu, aczkolwiek p. Morawiecki (junior) przeoczył sprawę pigułki „dzień po”, rolę tzw. czarnego protestu i los projektów liberalnych.

I oczywiście winni są oni, tj. opozycja, zwłaszcza p. Rzepliński („to bardzo interesująca osoba, tak naprawdę to polityk”) i p. Bodnar (Rzecznik Praw Obywatelskich), o którym p. Morawiecki (junior) rzekł: „Jeśli zapyta pan każdego, kto rozumie Polskę, czy Bodnar jest politycznie skażony, 99 proc. powie, że oczywiście. Pochodzi z poprzedniego establishmentu, jest lewicowy”.

Panowie Bodnar i Rzepliński bronią starego układu i np. nie protestowali, kiedy drzewiej wybierano sędziów konstytucyjnych niezgodnie z prawem. Pan Morawiecki (junior) nie dostrzegł, że wybierano zgodnie z obowiązującą ustawą, która została potem uznana za sprzeczną z ustawą zasadniczą.

Natomiast niektórzy sędziowie wybrani głosami PiS przez Sejm VIII kadencji na pewno zostali powołani niezgodnie z prawem. Ponadto w Polsce trwa układ postkomunistyczny, co jest m.in. wynikiem braku dekomunizacji polskich uniwersytetów w przeciwieństwie do tego, co stało się w Czechosłowacji i Niemczech.

Nie wchodząc w szczegóły, w obu tych krajach chodziło tyle o dekomunizację, ile pozbawienie pracy agentów odpowiednich służb specjalnych, przy czym był to proces dość cząstkowy (w Niemczech nie dotyczył profesorów pracujących w zachodnich landach). W Polsce przeszkodą była głupia ustawa lustracyjna, przygotowana przez PiS i nakładająca obowiązek „skarżenia” naukowców na samych siebie i dlatego oprotestowana przez środowisko akademickie.

Co jest sprawiedliwe, a co nie jest?

Gdyby rzecz sprowadzała się tylko do streszczonych punktów, może nie byłoby sensu zwracać uwagi na wynurzenia p. Morawieckiego (juniora), które zresztą nie za bardzo przekonały dziennikarza prowadzącego wywiad. Wszelako p. Morawiecki (junior) nie tyle rozwinął, ale wyraźnie zaznaczył zasady funkcjonowania państwa i prawa. Jego bezpośredni przodek, mianowicie p. Morawiecki (senior), oświadczył kiedyś w Sejmie: „Prawo, które nie służy narodowi, to jest bezprawie”. Od razu przypomniano mu (nie tylko lewacy to zrobili, ale także p. Korwin-Mikke), że deklaracja ta przypomina znane słowa Hitlera: „Mnie nie interesuje prawo, ale sprawiedliwość”. Pan Morawiecki (senior) chyba nie przejął się zbytnio tym porównaniem i nadal rozwijał podobne poglądy (o narodzie, suwerenie i prawie). Dał też dowód implementacji tych zasad, godząc się na to, aby p. Zwiercan (posłanka z jego ugrupowania) głosowała na „cztery ręce”, tj. za niego i za siebie, a nawet broniąc tego nadużycia.

Jeszcze raz okazało się, ze jabłko niedaleko pada od jabłoni, bo p. Morawiecki (junior) twórczo rozwinął idee swego protoplasty. Prawił tak: „Prawo nie jest najważniejsze” w porównaniu z życiem ludzi i bezpieczeństwem. Posłużył się też przykładem mającym uzasadniać jego wizję. Raczył zauważyć, że „w nazistowskich Niemczech prawo było przestrzegane […] w latach 30. i 40.”.

P. Morawiecki (junior) chyba nie bardzo rozumie, że odwoływanie się do porządku prawnego III Rzeszy jest delikatną sprawą. Po II wojnie światowej uznano, że szereg aktów prawnych przestrzeganych w III Rzeszy było ustawowym bezprawiem (tzw. formuła Radbrucha). Może zresztą od razu lepiej nawiązać do p. Morawieckiego (seniora) i po prostu powiedzieć, że prawo nie jest najważniejsze, gdy koliduje ze sprawiedliwością.

Byłoby to oczywiście zgodne z formułą Radbrucha, gdyby nie jeden istotny drobiazg. Mianowicie dodatek, że prawo jest niesprawiedliwe, jeśli nie służy narodowi, bo wtedy jest bezprawiem. Dlatego właśnie po to ustanowiono rozmaite mechanizmy kontroli prawa, np. przez sądy, aby wykluczyć arbitralną interpretację tego, co jest sprawiedliwie, a co nie. Pan Morawiecki (junior) dość energicznie przekonywał p. Sebastiana, że w wielu krajach, np. w Holandii, sądy nie mogą dokonywać kontroli legalności prawa, ale najwyraźniej wziął swoje fantazje za rzeczywistość.

Morawieckiego „pozytywny” stosunek do krytyki

Tak czy inaczej argument p. Morawieckiego (juniora) wygląda tak: skoro prawo było skrupulatnie przestrzegane w nazistowskich Niemczech i doprowadziło to do ustawowego bezprawia, to trzeba być ostrożnym ze skrupulatnym przestrzeganiem prawa w obecnej Polsce, ponieważ może to kolidować ze służbą narodowi.

Jest jednak pewna luka w takim rozumowaniu, mianowicie brak przesłanki stwierdzającej, że prawo III RP jest podobne prawu Trzeciej Rzeszy. Gdyby p. Morawiecki (junior) zauważył, że chodzi mu raczej o analogię pomiędzy nazizmem a postkomunizmem (w jego rozumieniu), to wypada tylko zauważyć, że dotychczasowe poczynania dobrej zmiany w zakresie prawa przypominają PRL, np. takie konstruowanie ustaw o Trybunale Konstytucyjnym, aby w końcu wygenerowały mgr Przyłębską jako prezesa Trybunału Konstytucyjnego, i takie poczynania śledcze, aby osoba podejrzana o spowodowanie wypadku komunikacyjnego mogła zostać sędzią konstytucyjnym.

A jeśli ktoś domaga się skrupulatnego przestrzegania ładu konstytucyjnego, to zaraz pojawi się p. Kempa i wyjaśni, że to ona jest władna oceniać, co jest zgodne z prawem, a co nie, a jeśli i to nie pomoże, p. Ziobro i jego drużyna wykażą, że p. Kempa nie zastosowała się do prawa, aby chronić przed bezprawiem. I pełna akceptacja tego stanu rzeczy przez wicepremiera rządu RP, a nawet dawanie temu teoretycznego uzasadnienia, jest czymś porażającym.

Pan Morawiecki (junior) zadeklarował pozytywny stosunek do krytyki. Stwierdził, że demokracja to otwartość na krytykę. Wcześniej jednak wyjaśnił, że jest otwarty na słuszną (legitimate w oryginale). Przypomina to jako żywo słynne odróżnienie krytyki (słusznej) od krytykanctwa. Ci, którzy krytykują słusznie, to przyjaciele demokracji (być może jest ich 99 proc., podobnie jak w PRL), a ci, co niesłusznie – jej wrogami.

Parafrazując Saint Justa: nie ma demokracji dla wrogów demokracji. Co też ekipa mająca w swoim składzie p. Morawieckiego (seniora) i p. Morawieckego (juniora) realizuje z autentycznym entuzjazmem. Oczywiście sprawiedliwie, czyli zgodnie z wolą narodu.

Reklama
Reklama