Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Efekt Szyszki

Polacy na potęgę wycinają drzewa w miastach. Czy uda się uratować choć skrawek zieleni?

Przyszłość milionów polskich drzew jest już tylko w rękach obywateli. Przyszłość milionów polskich drzew jest już tylko w rękach obywateli. aaron gilson / Flickr CC by 2.0
Po zmianie przepisów autorstwa PiS przyspieszyło wycinanie drzew na prywatnych posesjach. Czy obywatele uratują choć kawałek miejskiej zieleni?

Efekt Szyszki to gwałtowne znikanie drzew z prywatnych posesji. Najgłośniej o przypadku warszawskim: wygoleniu do gołej ziemi zielonego skweru przed urzędem dzielnicy Śródmieście, gdzie nie oszczędzono nawet niewysokich żywopłotów. Od 1 stycznia każda osoba fizyczna może na swojej działce ciąć, co chce, byle wycinanki nie miały związku z prowadzeniem działalności gospodarczej, a drzewa lub krzewy nie podlegały dodatkowej ochronie, np. jako pomniki przyrody.

Wcześniej trzeba było od lokalnych władz uzyskiwać pozwolenia. Obowiązek ten posłowie PiS znieśli podczas niesławnego posiedzenia Sejmu w Sali Kolumnowej w grudniu, gdy m.in. znowelizowali ustawę o ochronie przyrody. Promotor zmian, minister środowiska Jan Szyszko, argumentuje, że nowela zmniejsza biurokrację, bo dotychczas niemal wszystkie wnioski o wycinkę i tak były rozpatrywane pozytywnie. Po drugie, to właściciel najlepiej wie, jak rozporządzać swoją nieruchomością i swoim drzewem, które często sam zasadził.

Dlaczego Szyszko pozwala na wycinkę drzew?

Z punktu widzenia PiS puszczenie wycinki na żywioł to świetne posunięcie, przy zachowaniu wszystkich proporcji, drzewne 500+. Nowe rozwiązania szanują święte prawo własności, decyzją centralnej władzy zmniejszają samowolę lokalnych urzędników, wybijają zęby ekoterrorystom i wytrącają z rytmu mające zapędy ochroniarskie „ruchy lewacko-liberalne”, na które minister Szyszko lubi polować. Prawdopodobnie właściciele działek i drzew, nie tylko najwierniejsi wyborcy PiS, będą zadowoleni i zrobią z nowych przepisów użytek.

W dużych miastach skorzystają deweloperzy, którzy nie będą mieli już kłopotu z budową na zadrzewionych parcelach, ogołocenie swoich działek objaśnią celami innymi niż działalność gospodarcza. Na przykład na skwerze przed urzędem warszawskiego Śródmieścia ma powstać biurowiec. Przypadek? Zgoda na wycinkę związaną z celami gospodarczymi to droga impreza, stawka opłaty może wynieść do 500 zł za każdy centymetr obwodu pnia w pierśnicy (130 cm nad powierzchnią gruntu), maksymalnie wychodzi więc 50 tys. zł za każdy metr obwodu.

Coraz mniej drzew w miastach

Kogo efekt Szyszki oburza, niech pamięta, że dla miejskich drzew ostatnie lata, jeszcze sprzed ery PiS i sprzed nadchodzącego pisowskiego zamachu na samorządy, były katastrofalne. Warszawscy aktywiści miejscy dowodzą, że tylko miedzy 2009 a 2014 r. wyrżnięto w stolicy 147 tys. drzew, policzyli, że odpowiada to 16 Parkom Łazienkowskim. Zasadzono znacznie mniej, sadzonki dorosłe rozmiary osiągną za kilkadziesiąt lat. Tymczasem teraz na skwerze pod śródmiejskim ratuszem wycięto drzew 5. Pięć sztuk.

Przewrotnie rzecz ujmując, powinniśmy być wdzięczni ministrowi o mentalności drwala za zwrócenie uwagi na wartość drzew, zwłaszcza w miastach. Nawet gdy są własnością prywatną, korzystamy z nich wszyscy, a jakie przynoszą korzyści, wie każde dziecko. Przyszłość milionów polskich drzew jest już tylko w rękach obywateli. Owszem, wcześniej też była, ale konieczność uzyskania zgody, nawet przewidywalnie pozytywnej, wielu zwyczajnie zniechęcała.

Dziś można sobie wyobrazić, że przez całe lata prawo się już nie zmieni, PiS się nie cofnie, nie ma impulsu. Ewentualny zwycięzca przyszłych wyborów z niepisowskiego obozu też pewnie nie będzie sobie zawracał głowy drzewami. A co, gdyby rozwinął się jakiś czarny scenariusz, jakichś ogromnych cięć, czy można je powstrzymać?

Zaniepokojonym nauka o zarządzaniu dobrem wspólnym nie przynosi zbyt wielu dobrych wiadomości. Podpowiada, że do czasu zmiany prawa szansą uratowania czegoś wspólnego (wartości wnoszonych przez drzewa) jest oddziaływanie na bliźnich nieformalnymi regułami. Od edukacji, przez wytworzenie mody na niewycinanie i zbudowanie koalicji naturalnych rzeczników niewycinania, po piętnowanie cięć nadmiernych. Sięgnięcia po środki, które skłaniałyby do nienadużywania prawa o wycinaniu i przyjęciu za oczywistość, że uchodzi wycinać tylko te drzewa, których usunięcie jest niezbędnie konieczne.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną