Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Walcz jak dziewczyna

Zwycięstwo czarnych marszów to przebudzenia się obywatelskiej współodpowiedzialności za rzeczywistość, w której żyjemy, za świat, który przekażemy dzieciom.

Dzień Kobiet. Kwiatkiem sprawy nie załatwimy. „Jak o tym napisać?” – zaczyna zmartwiona Grażyna. „Żeby nie strzelić sobie w kolano” – Sylwia chwyta w pół słowa. „Bo kim tak naprawdę jesteśmy?”.

Między pierwszym czarnym marszem a Dniem Kobiet 2017 minęło prawie pięć miesięcy. Jak grzyby po deszczu wyrosły grupy kobiece, oddolne, niehierarchiczne; powstały też organizacje z wyraźniejszą strukturą. Te, które maszerowały parasolka w parasolkę, chcą zostać razem, żeby stać murem wobec zagrożeń dzisiejszego świata. Dla idei, a przede wszystkim dla własnego bezpieczeństwa, swojego, córek, matek, przyjaciółek, ciotek, babek, sąsiadek. Narasta przyzwolenie na przemoc, nie tylko fizyczną, ale i werbalną. Frustratom wszelkiej maści w to graj, już podnoszą łby. Dlatego w środę kolejny protest.

W ciągu tych kilku miesięcy wiele rzeczy się zmieniło, z wyjątkiem tej, że mamy wspólny cel. Wciąż, niestety! – chciałoby się westchnąć. Prawa kobiet prawami człowieka, o tym w XXI w. już nie powinno się dyskutować, tymczasem nam przyszło o to walczyć. Będzie co opowiadać wnukom! Ale wpierw trzeba się zorganizować. Kiedy opada adrenalina ulicznych protestów, zostaje odwieczne pytanie wielkich ruchów obywatelskich: quo vadis?

„Kim jesteśmy?” – pyta Grażyna. „Strasznie różne jesteśmy” – mówi Sylwia i ma rację. I bardzo dobrze, dodaje. Nie da się na siłę szukać jedności poglądów i charakterów. To nie jest tak, że protestujące kobiety tworzą jednolitą masę partyjną skandującą to samo. I znów dobrze. Pochodzimy z różnych środowisk, mówimy różnymi rejestrami, każda z nas ma swój charakter, temperament, maniery.

Polityka 10.2017 (3101) z dnia 07.03.2017; Felietony; s. 95
Reklama