Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Gogolizacja

Prowincja nie jest dziś określeniem geograficznym, tylko mentalnościowym.

Dzień po słynnym meczu San Escobar–Polska, 27:1, Grażyna jedzie brukselskim autobusem. Naraz ruch staje, rozdzierają się syreny, błyskają niebieskie koguty. Policyjne motocykle śmigają we wszystkich kierunkach, na ulicy mrowi się od czarnych aut. Oblegają je mężczyźni o wygolonych czaszkach, stroje pod kolor samochodów. Z przejęciem nadają coś do własnych rękawów. Pasażerowie autobusu przyklejają nosy do okien. Z pobliskiego hotelu wynurza się świta – ktoś z laptopem, parę osób ze smartfonami przy uchu, kilku osiłków taszczy stroje w celofanowych pokrowcach. Upychają je do samochodów, które odjeżdżają pod eskortą patroli na motocyklach. Z hotelu wychodzi ktoś z teczką. Chyba ważną, jakiś przechodzień zatrzymuje się i robi zdjęcie jego przejętej twarzy.

Naraz poruszenie. Men in black roją się jak osy, które poczuły smugę dymu. Świta przygładza żaboty, napięcie rośnie. Z hotelu wychodzi... kto? Odpowiemy rebusem: zazwyczaj wychodzi z worka.

Smaku scenie dodawał fakt, że paradny odjazd kolumny aut rządowych do budynków Rady Europejskiej oddalonych od hotelu o jakieś 700 m ubezpieczał helikopter. Dla porównania: brytyjski premier Cameron przebywał zwykle tę odległość na piechotę, jak każdy przeciętnie sprawny fizycznie osobnik. Tymczasem czarne auta skierowały się do nowego budynku Rady Europejskiej, od niedawna zwanego w Brukseli potocznie – jak na złość – Tusk Tower. Skąd ta nazwa? Wbrew pozorom, to nie spisek, tylko żart. Po wyborze Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych żartowano ze wzrostu liczby Donaldów w światowej polityce. Ktoś rzucił, że europejski Donald też ma swoją wieżę – nowy budynek Rady oddany właśnie do użytku. To w nim 9 marca zebrali się premierzy państw Unii, żeby ponownie wybrać Donalda Tuska na przewodniczącego Rady.

Polityka 12.2017 (3103) z dnia 21.03.2017; Felietony; s. 105
Reklama