Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

O dialektycznym rozumieniu (pro)europejskości

Beata Szydło w otoczeniu przywódców UE Beata Szydło w otoczeniu przywódców UE Kancelaria Prezesa RM
Polski separatyzm w UE jest dostrzegany od razu i nie dziwota, że Marine Le Pen zakwalifikowała Jarosława Kaczyńskiego jako swego potencjalnego sojusznika.

Unia Europejska jest bezprecedensowym projektem politycznym w historii ludzkości. Nie jest ani federacją, ani konfederacją. Trudno ją scharakteryzować przy pomocy pojęć używanych w tradycyjnej teorii państwa. Nie ma nic zadziwiającego, że ta wspólnota państw ma swoje problemy wypływające z faktu, że grupuje państwa różnej wielkości, zróżnicowane politycznie, ekonomicznie i militarnie, o odmiennych tradycjach światopoglądowych, mające różne aspiracje i potrzeby itd.

W tej sytuacji muszą pojawiać się sytuacje kryzysowe. Nie tak dawno była groźba Grexitu, zażegnana ustępstwami na rzecz Grecji, natomiast wystąpienie Wielkiej Brytanii z UE stało się faktem na mocy decyzji Brytyjczyków, bezwarunkowej w tym sensie, że uzależnionej od jakichkolwiek unijnych ustępstw na rzecz Zjednoczonego Królestwa. Pani Le Pen obiecuje Frexit, o ile wygra wybory prezydenckie we Francji, a tzw. eurosceptyków nie brak w każdym państwie należącym do UE.

Wspólnota ta ma potężnego wroga, czyli Rosję, a USA, drugie supermocarstwo, nie wydaje się nadmierne zainteresowane przyszłością swego europejskiego partnera. Eurosceptycy powiadają, że obecny kryzys UE będzie się pogłębiał, natomiast eurooptymiści wierzą, iż zostanie zażegnany.

Osobliwa polityka PiS wobec UE

Obecny rząd polski prowadzi, by tak rzec, dialektyczną politykę wobec UE. Z jednej strony deklaruje niezłomną wolę pozostania w strukturze kierowanej z Brukseli, ale z drugiej strony czyni wiele dla osłabienia zjednoczonej Europy. W samej rzeczy trudno oceniać niedawne groźby p. Szydło, że nie podpisze Deklaracji Rzymskiej (patrz niżej) inaczej niż działanie przeciw jedności UE, a to samo można powiedzieć o wycieczce szeregowego posła p. Kaczyńskiego do Londynu dla omówienia aktualnej sytuacji na linii UK–UE, aczkolwiek większość przywódców europejskich jest przeciwna dwustronnym rokowaniom poszczególnych państw członkowskich.

Polski separatyzm w UE jest dostrzegany od razu i nie dziwota, że p. Le Pen zakwalifikowała p. Kaczyńskiego jako swego potencjalnego sojusznika.

Dość dobitnym wyrazem rodzimych ambicji wobec UE jest niedawno wydana książka K. Szczerskiego (od niedawna szefa Kancelarii Prezydenta RP i nadal głównego specjalisty od polityki zagranicznej w tymże gremium) „Utopia Europejska. Kryzys integracji i polska inicjatywa naprawy”. Autor wzywa do przebudowy UE na fundamentach chrześcijańskich. Na s. 23 czytamy: „(…) to ważne zadanie dla nas – Polaków, którzy mamy tu szczególną rolę do odegrania i nie powinniśmy od niej uciekać ani jej poniechać w imię poprawności politycznej czy wytwarzanego przez media lęku. Odnosi się nawet wrażenie, że wiele krajów czeka na nas, na ojczyznę św. Jana Pawła II, by wskazała na nowo drogę. Drogę poszanowania ojczyzn i tradycji. Jesteśmy do tego predestynowani nie tylko z racji przekazania światu wielkiego syna naszego narodu, świętego Papieża. Predestynuje nas do tego położenie geograficzne oraz nasz potencjał terytorialny i ludnościowy. My nikomu nie zagrażamy: nie zdominujemy małych i nie powalimy dużych. Nas nie trzeba się bać. To nasz wielki atut”.

Hegel uczył, że rzeczywistość jest syntezą przeciwieństw. Dokładniej dialektyczny rytm świata przebiega tezę, antytezę i ich syntezę. Najogólniejsza triada zaczyna się duchem obiektywnym (przyrodą) jako tezą, duchem subiektywnym (historią ludzkości) jako antytezą, a oba te stadia dają ducha absolutnego, wyrażającego się w religii, filozofii i sztuce. Coś podobnego, aczkolwiek na niższym stopniu abstrakcji, proponuje p. Szczerski. Twórcy UE działali w imię ducha obiektywnego (chrześcijańskie korzenie całego projektu), zapomnianemu przez ducha subiektywnego, tj. praktykę brukselskich eurokratów. Potrzebna jest synteza, kontynuująca, z jednej strony, obiektywne korzenie europejskie, a z drugiej strony nierezygnująca z tego, co dobre w zarządzaniu UE. Wtedy osiągnie się stan ducha absolutnego, oczekiwany prze wiele krajów, a zrealizowany przez Polaków wcielających w europejskie życie nauki św. Jana Pawła II.

Jeśli ktoś zauważy, że dworuję sobie z bardzo poważnych rzeczy, odpowiem: „Nie ma sprawy. Mogę zrezygnować z heglowskiej otoczki pojęciowej i powiedzieć, że Polska ma do spełnienia szczególną rolę, mianowicie wskazania drogi, którą ma kroczyć zjednoczona Europa”. Wszelako nie jest to nic innego niż sugestia, że instrukcje formułowane na ul. Nowogrodzkiej w Warszawie mają absolutnie obowiązywać w UE.

Twarde negocjacje sprawy polskiej

Wracając do dialektyki, polscy politycy z obozu rządzącego rozumieją europejskość właśnie jako twórczą syntezę (pro)europejskości i (anty)europejskości. Ponieważ jednak logika wyklucza, że A i nie-A mogą współistnieć w jednym zjawisku, europejskość jako rzeczona jedność przeciwieństw musi być czymś szczególnym, dialektycznym właśnie. Rzecz można wyjaśnić tylko na przykładach, bo dialektyka nie dopuszcza precyzyjnej reguły ogólnej.

Jak dobrze wiadomo, Polska, a dokładnie jej wcielenie w Komitecie Politycznym PiS, odniosła wielki sukces w związku ze swą akcją przeciwko wyborowi p. Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Zgrabnie ujęła to p. Szydło w słowach: „Nie było owacji, nie było fety. Całkowita cisza, gęsta atmosfera. Jakby wszyscy zdawali sobie sprawę, że coś poszło nie tak”, dodając, że tylko ona zabierała głos w tej sprawie. Zostawmy owację i fetę na boku, aczkolwiek godzi się przypomnieć, że obie celebry odbyły się po na lotnisku im. Fryderyka Chopina po powrocie p. Szydło z Brukseli. Trudno się dziwić, że miała miejsce cisza, skoro tylko polska premier zabrała głos. Wszelako z tego właśnie powodu nie mogła być to cisza całkowita. Można tedy powiedzieć, że w głosie p. Szydło przejawił się duch absolutny jako synteza (w tym wypadku) świadomości (w gęstej atmosferze), że coś poszło nie tak (duch subiektywny), i tego, że faktycznie coś poszło tak, jak poszło (duch obiektywny).

Powrót p. Szydło z Rzymu do Warszawy nie był jednak tak spektakularny jak jej przylot z Brukseli. Nikt na nią nie czekał z kwiatami i nie gratulował podpisania rzymskich ustaleń. Wszelako okazuje się, że polska premier odniosła kolejne zwycięstwo, mianowicie twardo negocjowała i wywalczyła to, że Deklaracja Rzymska zawiera polskie postulaty, tj. jedność Europy, jej bezpieczeństwo, integralność wspólnego rynku i współpraca z parlamentami narodowymi. Potem okazało się jeszcze, że polska premier odegrała ważną rolę we wpisaniu do Deklaracji postulatów socjalnych oraz pominięcie wzmianki o Europie dwóch prędkości, natomiast nie zgodziła się, bo przecież nie mogła, na regulacje w sprawie gender. Opozycja argumentowała, że nie trzeba było niczego negocjować, ponieważ o tej ostatniej sprawie w ogóle nie było mowy, a inne zostały sformułowane jeszcze przed oświadczeniami p. Szydło, co może podpisać, a czego nie.

Ponieważ nie znam proponowanego tekstu Deklaracji Rzymskiej i poprawek zawartych w wersji podpisanej, nie wypowiadam się w sprawie tego, czy twarde negocjacje strony polskiej miały jakikolwiek wpływ na ostateczny kształt omawianego dokumentu. Wprawdzie p. Czarnecki (Richard, skądinąd) uważa, iż negocjowano do ostatniej chwili, ale zważywszy na charakter tej niezwykle ważnej osobistości (jeden z siedemdziesięciu kilku wiceprzewodniczących Parlamentu Europejskiego), jestem skłonny mniemać, że równie dobrze mógłby opowiadać, że treść Deklaracji Rzymskiej negocjowano jeszcze po jej podpisaniu.

Niezależnie od negocjacji, ich chronologii i rezultatu – wygląda na to, że bez p. Szydło i jej konsultacji z Komitetem Politycznym PiS i p. Dudą nikt w Europie nie wpadłby na to, że jedność Europy, jej bezpieczeństwo, charakter wspólnego rynku, stosunek do parlamentów narodowych czy prawa socjalne, są fundamentalnymi kwestiami dla całej UE. Tak więc, zgodnie z tezami p. Szczerskiego, Polska wskazuje drogę Europie, zgodnie ze swoją misją, oczekiwaną przez wiele krajów. Jak to ujął jeden z doradców rządowych, Polska jako lider pewnej (nie znalazłem bliższej charakterystyki) grupy państw musiała postawić warunki i dopilnować ich spełnienia. Szkoda, że p. Szydło zapomniała zażądać, aby wpisano do Deklaracji Rzymskiej to, że po dniu następuje noc, a po nocy dzień – lub że kosmos ma cztery strony. Bez tych informacji trudno prowadzić politykę na poziomie lidera.

PiS proeuropejski czy antyeuropejski?

Demonstracja europejskich muskułów, z których jeden jest (pro)europejski, a drugi (anty)europejski przez rząd PiS ma znamiona groteski. Panu Szczerskiemu mogę powiedzieć, co następuje. Nic nie wskazuje na to, aby ktokolwiek w Europie czekał na Polskę jako lidera przemian dokonywanych w kierunku duchowości reklamowanej w książce „Utopia Europejska”, niezależnie od naszego potencjału terytorialnego, ludnościowego i innych atutów, o których prawi prezydencki minister. Mówiąc brutalnie, nawet ościenni sojusznicy (oczywiście nie ci z Zachodu) mają nasze przewodzenie w tzw. dużym poważaniu. Nie wykluczam, że w stosunkowo nieodległym czasie Polska nie będzie traktowana nie tylko jako absolutny, ale nawet bardzo względny duch naprawy Europy – ale raczej jako zabawny kraj, w którym obowiązuje zakaz handlu w niedzielę, ale z dopuszczeniem sprzedaży dewocjonaliów jako wyjątku najważniejszego, czy też państwo, którego parlament dyskutuje o objawieniach fatimskich, a członkini komisji obrony zgłasza wniosek, aby posiedzenie tego gremium zostało odwołane z powodu rekolekcji.

Z drugiej strony, (pro)europejskie nastawienie Komitetu Politycznego PiS jest na pewno szczere, wszelako z zastrzeżeniem, że ma ono walor do czasu. Wprawdzie partia dobrej zmiany zastała kraj w ruinie, ale była ona możliwa dzięki rozmaitym funduszom wartko płynącym z brukselskiego skarbca. Bywa, że ten lub ów rodzimy sceptyk europejski zaznacza, że my też wpłacamy do budżetu UE, ale szczegóły tej niemalże dobroczynności nie są bliżej znane. Może się oczywiście zdarzyć, że UE ograniczy kasę przeznaczoną dla Polski lub zażąda, aby kraj między Odrą i Bugiem płacił więcej, skoro reklamuje się jako jeden z europejskich liderów europejski.  Można przewidywać, że wtedy Komitet Polityczny PiS rozpocznie od razu procedurę Polexitu z uwagi na wierność swoim pryncypiom moralnym.

Pewnym znakiem w tym kierunku jest zaskarżenie przez rząd kierowany przez p. Szydło norm czystości powietrza wprowadzonym przez UE. Jest bowiem tak, że polski węgiel truje mniej, jak prawi p. Szyszko, a zagrożenie smogiem jest teoretyczne, jak poucza książę (ludzki) pan Radziwiłł. Nie będzie nam Unia Europejska (z Niemcem na czele) pluła w twarz i psuła nam wszelakiej atmosfery. Pytanie tylko, co wtedy, gdy Unia Europejska przestanie istnieć – niewykluczone, że również z powodu dialektycznej (pro)europejskości czasowych władz polskich.

PS Pozwolę sobie przytoczyć dwa sformułowania osób blisko związanych z dobrą zmianą. Pani Dudziak, dr hab. i profesor uczelniany KUL, specjalistka od teologii pastoralnej, określiła dzieci z in vitro „mrozakami”. Pan Chazan, też profesor, ba, nawet tytularny i zwyczajny, określił metodę in vitro „produkowaniem dzieci i metodą weterynaryjną”. Aby było jasne, p. Dudziak i p. Chazan mają prawo do swoich poglądów i ich publicznego głoszenia. Wszelako język, jakim to czynią, jest czymś wyjątkowo obrzydliwym.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama