Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wywiad na tacy

IPN demaskuje polskich szpiegów. To groźny ruch

IPN udostępnił kolejną partię najwrażliwszych danych wywiadu Rzeczpospolitej. IPN udostępnił kolejną partię najwrażliwszych danych wywiadu Rzeczpospolitej. Krzysztof Żuczkowski / Forum
IPN udostępnił kolejną partię najwrażliwszych danych wywiadu Rzeczpospolitej. To kolejne uderzenie obecnej ekipy w bezpieczeństwo państwa.

Oczywiście Instytut jak zawsze powoła się na ideę dążenia do „prawdy historycznej” oraz usprawiedliwi tym, że jedynie wykonuje rozkazy – przepraszam: zapisy – ustawy uchwalonej przez parlament.

Na stronach tzw. inwentarza archiwalnego IPN każdy może oto znaleźć teraz dane prawie tysiąca oficerów i współpracowników wywiadu, którzy pracowali w czasach PRL, a potem często pełnili służbę w strukturach wolnej Polski. Podane są nie tylko ich rodowe nazwiska, ale w wielu przypadkach także te „legalizacyjne”, czyli takie, pod którymi pracowali za granicą. Są ponadto daty i miejsca urodzenia, imię rodzica oraz daty wytworzenia dokumentów (a więc najprawdopodobniej rozpoczęcia służby). Jest opis zawartości teczki (czy są w niej fotografie czy tylko dokumenty, z ilu tomów się składa i ile kart zawiera). A wreszcie sygnatury, pod jakimi akta figurują w zbiorach IPN.

W ramach mocno nagłaśnianego udostępniania dotąd zastrzeżonego – właśnie ze względu na swoją wagę – zbioru IPN już wcześniej ujawniono dane osób zarejestrowanych jako współpracownicy wywiadu, w tym pozwalające zidentyfikować m.in. „nielegałów”, czyli najtajniejszych i najcenniejszych często agentów oraz zwerbowanych cudzoziemców!

Co najgorsze – oraz szokujące w swej nieodpowiedzialności czy po prostu zbrodniczej głupocie – IPN ujawnił również dane osób, które, sądząc po metrykach, mogą nadal żyć. Niewykluczone zresztą, że wciąż w krajach, w których działały! To zaś może oznaczać dla nich co najmniej infamię, jeśli nie taki czy inny wyrok.

Złamanie żelaznej we wszystkich służbach zasady

Problem także w tym, że takie posunięcie jest złamaniem żelaznej we wszystkich służbach zasady nieujawniania swoich źródeł. Nie mówiąc już o naruszeniu składanej zwykle agentom obietnicy, że współpraca będzie pilnie strzeżoną tajemnicą. Te właśnie reguły są warunkiem reputacji i wiarygodności każdego wywiadu – oraz, po prostu, podstawą skuteczności jego pracy. Małe są przecież szanse na pozyskanie źródła, jeśli potencjalny kandydat nie będzie miał pewności zachowania dyskrecji, a więc bezpieczeństwa. Równocześnie wywiad, który nie szanuje standardów, nie może liczyć na poważne traktowanie przez sojuszników.

Dlatego śmieszne jest tłumaczenie, że o tym, czyje teczki stały się jawne, zdecydowały komisje złożone z funkcjonariuszy samych służb. Sama ich zgoda, by ujawniać niektóre ze zgromadzonych w IPN danych, świadczy tyleż o braku kompetencji, co o politycznej jedynie motywacji i zacietrzewieniu.

Wreszcie, co też znamienne, operacja ta wpisuje się w ciąg samobójczych strzałów. Równie groźna była choćby ustawa nazywana obłudnie „deubekizacyjną”, a odbierająca część uposażeń emerytalnych m.in. właśnie tym oficerom wywiadu, którzy zostali pozytywnie zweryfikowani i wysłużyli je już wolnej Polsce. Znowu bowiem było to nie tylko złamanie umowy, jaką państwo polskie z nimi zawarło, ale i znakomite ułatwienie roboty wrogim służbom, też przecież próbującym pozyskiwać agentów w Polsce.

Zerwano pakt z oficerami

Wszystkie te działania dowodzą ponadto kompletnej zmiany podejścia do służb specjalnych w porównaniu do tego, któremu hołdowali ich Ojcowie Założyciele z początków III RP.

Niespełna trzy tygodnie temu stało się to tematem dyskusji, zorganizowanej w Krakowie w rocznicę śmierci Krzysztofa Kozłowskiego, pierwszego szefa Urzędu Ochrony Państwa w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Na sali był m.in. Andrzej Milczanowski (kolejny szef UOP) oraz sześciu generałów służb (zarówno z biografiami sięgającymi PRL, jak i z „solidarnościowego” już naboru), nie licząc wielu zasłużonych oficerów.

To Andrzej Milczanowski przypomniał dwa przyjęte po 1989 r. założenia. Po pierwsze, uznano, że bezpieczeństwa państwa, w tak skomplikowanych i trudnych warunkach jak ówczesne, nie da się zapewnić bez udziału funkcjonariuszy dawnych, peerelowskich służb. Dlatego poddano ich weryfikacji i wyznaczono nowe zadania, równocześnie zawierając niepisane, acz poparte ustawą porozumienie, że za profesjonalizm i lojalność wobec państwa przysługują im takie prawa jak innym służbom „mundurowym”. Po drugie, założono, że archiwa służb nie mogą służyć walce politycznej i mogą być wykorzystywane najwyżej do sprawdzania przeszłości kandydatów na ważne stanowiska państwowe.

Tymczasem teraz zerwano pakt z oficerami, a zwyczajem niemal uczyniono grę teczkami, przeciekami i dezinformacją. Proceder ten doskonale uosabia Antoni Macierewicz. Nie tylko przez to, że od lat (niegdyś w resorcie spraw wewnętrznych, teraz w ministerstwie obrony) najbliższych podwładnych dobiera ostentacyjnie pod kątem politycznym. Ale zwłaszcza przez podejście do zasobów służb. Tu symbolem może być przeprowadzona przez niego operacja przejęcia archiwów Wojskowych Służb Informacyjnych w 2007 r. (ujawniona niedawno w POLITYCE). Wiele wskazuje na to, że części z nich Macierewicz do dziś nie zwrócił, nie mówiąc o tym, że całość skopiował i gdzieś przechowuje. Nie sposób zaś zagwarantować, że dane te po drodze nie wpadły w ręce innych służb.

Dlatego pewnie pojawiła się teza, że wprawdzie polskie służby – w tym wywiad – zostały już zniszczone, ale i tak na nic by się one zdały, skoro są tacy ministrowie i taki rząd.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną