Stowarzyszenia sędziowskie i KRS szacują, że zebrania sędziów odbyły się w zeszły czwartek w co najmniej 70 proc. polskich sądów. Jeśli się to potwierdzi, to byłaby to klęska PiS, który z sędziów uczynił sobie wroga numer jeden i zastrasza ich groźbami weryfikacji. Przez ostatnie tygodnie PiS zohydzał sędziów jak mógł przy pomocy swoich polityków i dziennikarzy. Władza nazwała półgodzinne zebrania „strajkiem sędziów”, którym ta „kasta” demonstruje swoje lekceważenie dla „prawa Polaków do sądu”. Wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, sędzia, w liście apelu „do koleżanek i kolegów sędziów” porównał zebrania – na których obecność mieliby wymuszać niektórzy prezesi sądów – do „masówek partyjnych aktywistów w czasach PRL”. Z racji wieku nie pamięta tamtych czasów, bo inaczej musiałyby mu się z PRL skojarzyć raczej działania jego własnego resortu, zmierzające do przejęcia politycznej kontroli nad sądami i sędziami. Dowodem tych zamiarów są ujawnione już projekty zmian w ustawach o Krajowej Radzie Sądownictwa i ustroju sądów powszechnych.
Na zebraniach sędziowie wybrali delegatów do samorządu sędziowskiego, który powstanie, w razie gdyby władza wprowadziła w życie swój plan zmiany Krajowej Rady Sądownictwa w ciało składające się w stu procentach z partyjnych nominatów. To znaczy, że przygotowują się do obrony swojej niezawisłości. A więc plany PiS, by rozbić środowisko sędziowskie i część kupić za awanse lub ich obietnicę, niekoniecznie muszą się powieść. Co PiS zresztą chyba przewiduje, bo nowym projektem zmiany ustawy o ustroju sądów powszechnych gwarantuje, że prezesi sadów będą posłuszni ministrowi.