Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Mija 10 lat od śmierci Barbary Blidy. W tej sprawie wciąż dużo niewiadomych

Akta sprawy Barbary Blidy Akta sprawy Barbary Blidy Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta
Wszystko wskazuje na to, że prawdę o Barbarze Blidzie mógłby teraz pomóc wyjaśnić tylko Zbigniew Ziobro. Żeby raz na zawsze odsunąć od siebie podejrzenia

Dla nich świat rozpadł się tego wiosennego ranka na kawałki. Inni zatrzymali się na chwilę i poszli dalej.

Dekada minęła, a wygląda, jakby dramat rodziny Blidów rozegrał się parę dni temu. Dekada minęła i niewiele więcej wiemy o tragedii niż wtedy, kiedy krótko po szóstej rano – 25 kwietnia 2007 r. – do ich domu w Siemianowicach Śląskich weszli funkcjonariusze ABW. To ode mnie rzut kamieniem.

Trzech do środka, a dwóch z kamerami na zewnątrz, gotowych do skoku. Nie wolno stracić ani chwili z tego spektaklu. A już na pewno nie tego, jak śląska ikona lewicy – była posłanka i minister budownictwa – opuszcza w zbrojnej asyście bezpieczny dom. Koniecznie w kajdankach, bo przecież ta drobna, wiotka blondynka mogłaby stanowić poważne zagrożenie dla policyjnego szwadronu. A na to minister sprawiedliwości nie mógł pozwolić. Wszak mafia to mafia – a Blida to w mafijnych układach węglowych element wyjątkowo niebezpieczny. W świetle prawa i sprawiedliwości, w świetle postawionych zarzutów – Barbara Blida była przestępcą groźnym i nieprzewidywalnym. Trzeba było zachować wszelkie środki ostrożności i bezpieczeństwa. Poza tym, jak wszyscy pamiętamy, w IV RP wszyscy byli równi wobec prawa. Tego ranka minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro pewnie zacierał ręce w domowych pieleszach. Wszak wraz ze swoimi kolesiami z prokuratury i ABW rozbił następny układ. Kolejny przestępca trafi za kratki. Wszak takimi sukcesami chełpił się niemal każdego dnia. Prezes będzie zadowolony. Może nawet pochwali...

Barbara Blida. Co poszło nie tak?

Blida nie dopasowała się do scenariusza. Bezczelnie popełniła samobójstwo – trzymajmy się tej wersji, bo innej nie ma, choć gwoli prawdy „samobójstwo” należałoby ubrać w cudzysłów, a przynajmniej stawiać przy nim znak zapytania. Zamiast świateł jupiterów zaczęły migać sygnały karetki pogotowia. Blida popsuła spektakl!

Ostatni akord tej sprawy zabrzmiał w połowie czerwca 2016 r.: prawomocnym uniewinnieniem Grzegorza S., w chwili tragedii porucznika ABW, który dowodził akcją zatrzymania przestępcy. W 2013 r. skazany na 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu – za niedopełnienie obowiązków, bo nie nakazał podwładnym przeszukać łazienki, o skorzystanie z której poprosił rozdygotany rannym najściem mafijny przestępca. Jego ekipa nie wywęszyła, że Blida ma zezwolenie na broń i raz w roku zjawia się u niej policja, żeby sprawdzić gdzie, ją przechowuje, i policzyć amunicję.

Sąd Okręgowy w Katowicach uchylił skazujący wyrok Sądu Rejonowego w Siemianowicach Śląskich, a sprawę zwrócił do ponownego rozpoznania. W drugiej odsłonie oficer ABW został uniewinniony.

Odwołanie od tego wyroku złożyła Prokuratura Apelacyjna w Łodzi, która prowadziła śledztwo w sprawie działań ABW w domu Blidów. Mając takiego sojusznika, rodzina Barbary Blidy, jako oskarżyciele posiłkowi, swojej apelacji nie składała, tylko poparła prokuraturę. A ta w czerwcu ubiegłego roku – już pod rządami wszechobecnej dobrej zmiany – zmieniła front. „Prokuratura wykorzystała procesowe możliwości cofnięcia apelacji” – uzasadnił wówczas Aleksander Dębski z łódzkiej prokuratury. Dla rodziny Blidów terminy odwoławcze już dawno minęły i było, jak to się mówi na Śląsku, po ptokach!

Tyle i tylko tyle można powiedzieć, bo wszystkie procesy w sprawie działań ABW w domu Blidy były utajnione.

Dlaczego Zbigniew Ziobro nie stanął przed Trybunałem Stanu?

Zupełnie niczym zakończyła w 2011 r. pracę sejmowa komisja ds. zbadania i wyjaśnienia okoliczności śmierci byłej posłanki SLD. A miała przecież, przy okazji, dokładnie rozliczyć IV RP z jej działań łamiących standardy demokratycznego państwa. Kto to obiecał? – już nie pamiętam. Wnioskowano wprawdzie o Trybunał Stanu dla Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobry, ale polityczna wola wykonania tego zalecenia była żadna – a sam obecny minister sprawiedliwości mówił, jak ujawnił mi jeden ze znajomych prokuratorów, że ogarniał go pusty śmiech na widok skuteczności w tej mierze koalicji PO–PSL.

W tej mierze i w innych sprawach. Pamiętacie wniosek z sierpnia 2015 r. o postawieniu Zbigniewa Ziobry przed Trybunałem Stanu? W Sejmie zabrakło 5 głosów. A nie głosowało 9 posłów z PO (w tym premier Ewa Kopacz, Radek Sikorski i Piotr Biernat), 4 z SLD i 4 z PSL. To wtedy Ziobro trzymał się za brzuch ze śmiechu: „Nieudacznicy w każdym calu, w każdej dziedzinie, w każdej sprawie. Nawet Zbigniewa Ziobry nie potrafili postawić przed Trybunałem Stanu...”.

Miał rację. Gdyby Ziobro zamienił się miejscami z koalicyjnymi nieudacznikami, to sądzę, że dla jego ekipy casus Blidy byłby bułką z masłem na drodze wyciągnięcia politycznych konsekwencji.

Blida nie mogła działać według scenariusza Ziobry

I tak się mają sprawy posłanki Barbary Blidy po dziesięciu latach… Wtedy na odstrzał IV RP wystawiła ją śląska Alexis, Barbara Kmiecik, która wydawała się sprawdzoną przyjaciółką – mieszkały tuż obok siebie. W 2005 r. Alexis znalazła się w areszcie w związku z podejrzeniami o przestępczy handel węglem i kilka innych, równie niecnych spraw. Kiedy za kratami wylądowała też jej córka, a i mąż, trzymany na policyjnej krótkiej smyczy, poczuł na karku oddech sprawiedliwości – Alexis, z wpojoną już filozofią aresztu wydobywczego, zaczęła sypać… Co tylko chciano. I na kogo chciano. Na lewo i prawo: od Blidy po Wassermana.

Warto o tym pamiętać. Podaj nazwisko, a my dopiszemy resztę. Podała więc przyjaciółkę Barbarę Blidę, a był to bardzo dobry adres do wskazania lewicowych koneksji i podejrzanych węglowych układów. Mówiono: wchodzimy na lewicę.

Późniejsze śledztwa wykluczyły Blidę z przestępczych podejrzeń, ale wówczas… 25 kwietnia 2007 r. miała być główną bohaterką przedstawienia. Scenariusz nie przewidywał służbowego wezwania na przesłuchanie. Blida zwyczajnie by przyszła i złożyła zeznania. I co by to było za przedstawienie – marne! Bez publiczności. Bez bisów. Minister Ziobro nie mógłby wyjść przed kurtynę i kłaniać się raz po razie. Nie byłoby aplauzu i koszy z kwiatami. Scenariusz przewidywał konfrontacyjne spotkanie byłych przyjaciółek. Z nieodzownymi rekwizytami: obstawą, kajdankami i policyjną suką. Z mediami i okoliczną gawiedzią. A potem zarzutami, aresztem i więzieniem. Ale Basia pokazała gest Kozakiewicza.

Jacek Blida, syn Barbary, opowiedział kilka dni temu „Dziennikowi Zachodniemu” o swojej pamięci tych wydarzeń, które rozegrały się rankiem w domu mamy, a szczególnie w łazience, gdzie padł samobójczy strzał. Dom jego mamy to dom wielopokoleniowy, który w tradycji śląskiej trwał w duszach, meblach i we wszystkim, co w nim było. A był w nim i śląski honor, wyrażony dawno temu przez ojca Barbary, kiedy dopiero co wchodziła na warszawskie polityczne salony: „dzioucha, jeno mi z tej Warszawy wstydu nie przynoś”.

„Ona za żadne skarby świata nie wyszłaby z tego rodzinnego domu w kajdankach w na rękach – mówi syn. – Nie dopuściłaby do tego, żeby z jej zatrzymania zrobiono propagandową hucpę. Znając mamę i pamiętając słowa dziadka, wiem, że musiała wybrać inny scenariusz. Nie mogła działać w myśl scenariusza napisanego przez ministra Ziobrę”.

Wszyscy umyli ręce

Scenariusz Ziobry, czy cholera wie kogo, ma wiele białych, dziś już wyblakłych plam. Do łazienki razem z Barbarą Blidą weszła funkcjonariuszka ABW. Co tam się stało? W 2010 r. Piotrek Pytlakowski konsultował z ekspertami od broni sprawę jej użycia: „Kąt, pod którym kula weszła w ciało ofiary, praktycznie wykluczał naturalne ułożenie dłoni trzymającej rewolwer. W ten sposób nikt nie próbuje się zastrzelić. Ręka trzymająca broń była wykręcona w ekwilibrystyczny sposób. Według ekspertów prawdopodobne jest, ze ktoś wykręcał dłoń Barbary Blidy. Być może próbował wyrwać jej rewolwer i w czasie tej szamotaniny padł strzał”.

Mogło tak być… Po strzale mąż Blidy, jedyny świadek, poproszony został o wyjście na zewnątrz domu, bo podjedzie karetka pogotowia. Co się działo wewnątrz przez co najmniej pół godziny? Znane są tylko wyniki oględzin późniejszych czynności kryminalistycznych: na broni nie znaleziono odcisków palców, nawet samobójczyni. Badania rąk agentki nie wykazały śladu prochu, bo nieopatrznie – pewnie pod wpływem stresu – je umyła. Pozostali funkcjonariusze także, przed przyjazdem karetki, umyli ręce. Mówi się, bo to wszystko tajne, że błyskawicznie wymieniono im kurtki z mundurów, na których mogły być ślady prochu.

I takie realnie i symbolicznie czyste ręce ekipa ABW wysłana na tzw. realizację Barbary Blidy (tak się mówi o takich czynnościach) ma do dzisiaj. Pewnie awansują, bo z takim rękami zajść można daleko. Jak ich ówcześni mocodawcy. A u Blidów? Cóż… mija kolejna wiosna, potem lato, jesień… Jakoś żyją. Są może bledsi, bardziej milczący, nie potrafią od razu zasnąć. Lecz widać można żyć bez powietrza.

Cóż… Wszystko wskazuje na to, że prawdę o Barbarze Blidzie mógłby teraz pomóc wyjaśnić tylko Zbigniew Ziobro – minister sprawiedliwości i prokurator generalny. Żeby raz na zawsze odsunąć od siebie podejrzenia – i przy okazji obśmiać nieudaczników z PO!

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną