Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Caracale: gęstnieją chmury nad MON

Berczyński, Nowaczyk i Misiewicz mieli dostęp do tajnych dokumentów przetargowych ws. caracali

Wacław Berczyński i Antoni Macierewicz Wacław Berczyński i Antoni Macierewicz Adam Chelstowski / Forum
Udostępniając dokumenty w sprawie postępowania na śmigłowce wielozadaniowe, MON odkrył niewygodne dla siebie fakty. Pytanie, czy zajmą się nimi odpowiednie instytucje i służby.

Nie tylko Wacław Berczyński, ale też Bartłomiej Misiewicz i Kazimierz Nowaczyk mieli dostęp do dokumentacji postępowania na pozyskanie śmigłowców wielozadaniowych. Miało to miejsce w czasie, gdy trwały jeszcze negocjacje między rządem RP a wybranym w przetargu dostawcą – Airbus Helicopters.

Jak twierdzi MON, osoby te posiadały stosowne upoważnienia, a dokumentacja miała charakter „archiwalny”, gdyż, jak twierdzi resort, postępowanie zostało zakończone we wrześniu 2015 r.

Postępowanie zamknięto wcześniej?

O ile MON należy się uznanie za dopuszczenie posłów opozycji do dokumentacji i podjęcie – jak się wydaje – merytorycznej dyskusji o stawianych resortowi zarzutach, o tyle trzeba zwrócić uwagę na nieścisłości i wątpliwości. Pierwsza dotyczy daty zamknięcia postępowania.

Wiceminister Michał Dworczyk na zaaranżowanej po wyjściu posłów opozycji z resortu konferencji mówił, że postępowanie zostało zakończone we wrześniu – na miesiąc przed wyborami i na dwa miesiące przed objęciem przez PiS rządów. Tyle że jak łatwo sprawdzić na stronach Inspektoratu Uzbrojenia MON, postępowanie to, noszące sygnaturę IU/36/IX-30/UZ/PRZ/DOS/S/2012, zostało zamknięte w październiku roku 2016, po wpłynięciu do Inspektoratu 5 października 2016 r. „korespondencji Ministra Rozwoju i Finansów, zawierającej informację o braku możliwości osiągnięcia porozumienia i zakończeniu negocjacji umowy offsetowej związanej z zakupem 50 szt. śmigłowców wielozadaniowych dla Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej”.

Zamknąć postępowanie ma prawo wyłącznie ten, kto je zaczął i prowadził – czyli Inspektorat Uzbrojenia jako zamawiający. MON nie przedstawił żadnych dokumentów na poparcie tezy o zamknięciu postępowania we wrześniu 2015 r. i zdaniem znawców tematu byłoby trudno taki dokument znaleźć.

Druga wątpliwość i niejasność dotyczy wspomnianego przez ministra Dworczyka „głównego problemu” w postępowaniu śmigłowcowym, jakim miała być „zmiana wymagań w toku jego trwania”. Minister wskazywał tu szczególnie na „niezrozumiałe obniżenie wymagań prędkości wznoszenia się” śmigłowca wielozadaniowego.

Dokumenty w tym obszarze nie są jawne, ale warto zajrzeć do procedur. Dostosowanie warunków zamówienia do oferty rynkowej nie jest niczym wyjątkowym. Choćby decyzja nr 367 MON o zasadach i trybie udzielania zamówień o podstawowym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa stanowi, że zamawiający ma za zadanie „prowadzenie negocjacji z wykonawcami ma na celu doprecyzowanie przedmiotu zamówienia i warunków umowy”. Również wdrożona obecnie procedura pozyskania śmigłowców na podstawie tzw. pilnej potrzeby operacyjnej uwzględnia możliwość negocjacji parametrów sprzętu.

Dopiero po tym etapie – dialogów technicznych – nastąpi złożenie ofert ostatecznych, zawierających cenę. Nie ma tu żadnego „problemu”, jest próba pogodzenia wymogów z rzeczywistością techniczną. Swoją drogą, warto będzie poznać prędkości wznoszenia morskich śmigłowców łączących funkcje zwalczania okrętów podwodnych z poszukiwawczo-ratowniczą... Taka konfiguracja oznacza bowiem mnóstwo zabudowanego na pokładzie sprzętu.

Macierewiczowi należą się podziękowania?

Trzecia wątpliwość dotyczy tajemnic. Postępowanie w części dotyczącej samego wyboru śmigłowca jest klauzulowane. Jak wyjaśniali przedstawiciele MON, pan Wacław Berczyński poświadczenie dostępu do informacji niejawnych ma od 21 marca 2017 r. Z tych samych oświadczeń MON – i z jego słynnego już wywiadu, w którym chwalił się, że „wykończył caracale” – wynika jednak, że musiał mieć dostęp do rzekomo archiwalnej dokumentacji przed tą datą. Trzeba zatem wyjaśnić, czy samo upoważnienie – nawet jeśli pochodziło od ministra Antoniego Macierewicza – ale bez certyfikatu, wystarczy do wglądu w takie tajne dokumenty. Zapewne ta kwestia znajdzie się w sferze zainteresowania szczecińskiej prokuratury, która bada sprawę.

Osobiście mam jeszcze największą wątpliwość. Po co MON ta akcja? Trudno bowiem oprzeć się wrażeniu, że im bardziej resort próbuje sytuację wyjaśnić, tym bardziej staje się ona niejasna, a przynajmniej dodaje wątków wymagających wyjaśnienia przez odpowiednie instytucje i służby. Chodzi mi po głowie interpretacja przewrotna: że być może dzisiejsza sytuacja jest doskonałym pretekstem do... podziękowania ministrowi Macierewiczowi.

Nie dziś, nie pojutrze i nie w atmosferze opozycyjnej nagonki. Ale jeśli pomysł wymiany ministra obrony zakorzenił się w kierownictwie PiS, to postępy i wyniki prokuratorskiego śledztwa, a nawet uprawdopodobnione podejrzenia nieprawidłowości, mogą być – i powinny przecież – doskonałym argumentem dla rekonstrukcji na szczytach kierownictwa resortu. Zwróćmy bowiem uwagę, że ministerstwa nie tłumaczył wczoraj (5 maja) jego szef, a wiceministrowie – w tym skierowany na odcinek obronny niezwykle dynamiczny Michał Dworczyk. Jego nazwisko w kontekście potencjalnych zmian już padało.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną