Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Oksfordzkie emocje pana Morawskiego

Lech Morawski Lech Morawski Krystian Maj / Forum
Niektórzy uważają p. Morawskiego za dublera, tj. osobę bezprawnie zastępującą sędziego legalnie wybranego, ale bezprawnie niezaprzysiężonego.

Pan Lech Morawski jest uważany za sędziego TK m.in. przez p. Dudę, mgr Przyłębską oraz samego siebie. Wiele innych osób jest przeciwnego zdania. Przypomnę okoliczności wyboru p. Morawskiego na sędziego TK. Został powołany w miejsce jednego z tych, których wybrał Sejm VII kadencji, a Sejm obecny uchylił wcześniejsze decyzje. Pan Duda przyjął ślubowanie od p. Morawskiego 3 grudnia 2015 r., zapewne wiedząc, że za parę godzin odbędzie się posiedzenie TK, które może zakwestionować rzeczony wybór.

Tak też stało się, co znaczy, że akt ślubowania p. Morawskiego stał się bezprzedmiotowy, czyli nieprawomocny. Pan Duda powinien zrezygnować z zaprzysiężenia p. Morawskiego także z tego powodu, że przeciwko temu drugiemu toczyło się postępowanie o spowodowanie wypadku drogowego, ale być może stanął na stanowisku, że jakby co, to i tak skorzysta z prawa łaski. Chyba nie będzie musiał, bo prokuratura uznała opinię biegłego uznającą p. Morawskiego za winnego za niepełną i zamówiła nową. Podobno nadeszła, ale na razie jej szczegóły są utajnione.

To sprawa p. Dudy i p. Morawskiego, że pierwszy zdecydował się na zaprzysiężenie kogoś, kto jest podejrzany o spowodowanie wypadku, a drugi – zgodził się na złożenie ślubowania w sytuacji, w której się znalazł. Decydujące jest jednak to, że p. Morawski nie był prawomocnie wybrany, czyli akt jego wyboru w ogóle nie miał miejsca już przed tym, gdy p. Duda go zaprzysięgał.

Osobliwe poglądy Lecha Morawskiego

Niektórzy uważają p. Morawskiego za dublera, tj. osobę bezprawnie zastępującą sędziego legalnie wybranego, ale bezprawnie niezaprzysiężonego. To, że p. Morawski, skądinąd profesor teorii prawa, godzi się na taką rolę, jaką odgrywa, świadczy o tym, że homo philosophicus został w nim zastąpiony przez homo politicus. Ta zamiana znalazła potwierdzenie w wystąpieniu p. Morawskiego w konferencji na Uniwersytecie Oksfordzkim 9 maja, dotyczącej polskiego kryzysu konstytucyjnego.

Pan Morawski wygłosił m.in. następujące tezy: 1. Czołowi polscy politycy, a także sędziowie, w tym TK i Sądu Najwyższego, są skorumpowani, biorą łapówki i są na to niezbite (non-disputable) dowody; 2. Polski rząd jest przeciwko homoseksualistom (against homosexuals), ale nie są oni ścigani prawnie (prosecuted); ma to być przejaw konserwatyzmu, ale na gruncie tolerancji; 3. Komisja Wenecka składała się z kolegów p. Rzeplińskiego, a więc nie warto brać pod uwagę jej ustaleń; 4. Polska konstytucja jest dramatem legislacyjnym i można ją interpretować w dowolny sposób; 5. PiS reprezentuje pasywizm interpretacyjny polegający na literalnym rozumieniu przepisów – w przeciwieństwie do opozycji hołdującej tzw. aktywizmowi, tj. wykładni prawa zależnej od okoliczności; ta postawa była reprezentowana przez poprzedni skład TK; 6. TK ma jedynie prawo do orzekania o zgodności aktów prawnych z ustawą zasadniczą, a nie do ich wykładni, bo nasza konstytucja nie przewiduje powszechnie obowiązującej interpretacji prawa; 7. Polski rząd nie jest popierany przez elity, w tym akademickie, ale ma za sobą większość zwykłych ludzi.

Krótko: 1. jest poważnym oskarżeniem, wręcz zawiadomieniem o przestępstwie; 2. wywołało powszechną wesołość na sali; 3. jest zwyczajnie zabawne; 4. przypomniana wyżej droga p. Morawskiego do TK jest falsyfikacją tezy, jakoby PiS reprezentował pasywizm interpretacyjny; 5. jest częściowo trafnym spostrzeżeniem, ale dramat polega nie tyle na treści konstytucji, ile na stosunku polityków PiS do jej treści; 6. jest horendum teoretyczno-prawnym, bo p. Morawski jako profesor prawoznawstwa winien wiedzieć, że w fundamentalnych sprawach ustrojowych orzekanie wymaga na ogół zabiegów interpretacyjnych; nawiasem mówiąc, wykładnia dokonywana przez TK nie jest powszechnie obowiązująca; 7. dokładniej mówiąc: PiS wygrał wybory, ale to nie znaczy, że ma za sobą większość zwykłych ludzi – ostatnie sondaże nie potwierdzają tej oceny.

Partia kieruje, rząd rządzi

Wywody p. Morawskiego były otoczone rozmaitymi teoretycznymi dywagacjami. W szczególności założył on trafność tzw. republikanizmu i odrzucił liberalizm. Trudno tutaj zajmować się szczegółami. Stronniczo rzecz upraszczając, republikanizm w rozumieniu p. Morawskiego jest poglądem podpierającym jego tezy, natomiast liberalizm służy oponentom PiS.

Bardziej właściwa charakterystyka doktrynalnej postawy p. Morawskiegom (tj. republikanizmu w jego wydaniu) mogłaby polegać na określeniu jej jako dialektyki prawniczej, dzięki której pasywizm swobodnie przekształca się w aktywizm i na odwrót, a raz zdobyta władza toruje sobie drogę poprzez nieodwoływalne poparcie zwykłych ludzi.

Znaczy to między innymi, że jeśli ktoś wygrał wybory, to ma prawo do powoływania się na poparcie większości zwykłych ludzi w każdej sprawie, niezależnie do tego, czy suweren (tj. owa większość) sobie tego życzy czy nie. Byłem recenzentem pracy doktorskiej (1978 r.) p. Morawskiego oraz jego habilitacji (1988 r.), prac spełniających zwyczajowe kryteria akademickie. Ich autor deklarował dość bezkompromisową krytykę tzw. realnego socjalizmu, głównie z tego powodu, że musiał mieszkać w PRL przez czterdzieści lat, ale czynił to (krytykował) otwarcie i odważnie dopiero po 1989 r. Obecnie jakby wrócił do żargonu, którego głównym hasłem było: „Partia kieruje, rząd rządzi”, ale za to może podróżować po świecie, np. do Oksfordu. Nazwa „demokracja republikańska” jest na pewno poręczniejsza od frazy „demokracja socjalistyczna”, ale obie de facto oznaczają rzeczy bardzo podobne. Tak to bywa, gdy dialektyczny werbalizm zastępuje realizm w postrzeganiu rzeczywistości. Okoliczność ta dobrze ilustruje wspomnianą już przemianę, oczywiście dialektyczną, p. Morawskiego z homo philosophicus w homo politicus.

Sędzia konstytucyjny powinien być apolityczny

Tezy wygłoszone przez p. Morawskiego w debacie oksfordzkiej stały się przedmiotem wielu komentarzy, zarówno krytycznych, jak i biorących go w obronę. Kontrowersje dotyczą m.in. tego, w jakiej roli p. Morawski wystąpił na Oksfordzie. Oto wyjaśnienie Biura TK:

„TK informuje, że nie jest prawdą, jakoby sędzia TK prof. dr hab. Lech Morawski reprezentował polski rząd na konferencji naukowej na Uniwersytecie Oksfordzkim. Sędzia Lech Morawski był uczestnikiem konferencji naukowej (…) jako zaproszony przedstawiciel Trybunału Konstytucyjnego. (…) Trybunał z zażenowaniem i przykrością przyjmuje medialne zarzuty, jakoby sędzia Trybunału mógł się podjąć funkcji reprezentanta rządu”.

Biuro obsługujące mgr Przyłębską dezinformuje. W samej rzeczy nikt nie twierdzi, że p. Morawski reprezentował rząd RP. Natomiast tenże jegomość zaczął od stwierdzenia, że podejmuje próbę reprezentowania pozycji i opinii rządu. Dalej często powiadał o „naszych oponentach”, niedwuznacznie wskazując, kim oni są oraz przeciwko komu i czemu się opowiadają.

Kropkę nad i postawiła odpowiedź p. Morawskiego na pytanie, kogo reprezentuje, rząd czy TK. Rzekł „both”, co znaczy, że i rząd, i TK. Zatem rola, w jaką p. Morawski się wczuł, nie jest wymysłem mediów, ale została wykoncypowana przez niego samego. Tak więc biuro obsługujące mgr Przyłębską powinno być zażenowane nie z powodu medialnych zarzutów, ale własnej niewiedzy co do faktów.

Niemniej jednak, stajemy przed poważną kwestią. Sędzia konstytucyjny ma być apolityczny. Pan Morawski wyjaśnił w Oksfordzie, że apolityczność sędziów jest iluzją. Pojawia się zatem pytanie, jak p. Morawski będzie orzekał (zgodnie ze statusem nadanym mu przez p. Dudę i mgr Przyłębską) w sprawach kontrowersyjnych pod względem politycznym. Jego wynurzenia nie pozostawiają wątpliwości, że zgodnie ze swoimi republikańskimi przekonaniami, których istotnym elementem jest sytuacja, że wszystko dzieje się w kontekście przyjaciół (tj. zwolenników PiS) i wrogów (tj. liberałów) – odpowiedź, czyją należy brać stronę, jest już retoryczna.

Co o Morawskim sądzą PiS i prawicowe media?

Jak zapatrują się prawicowi politycy i komentatorzy na oksfordzki performance p. Morawskiego? Pan Żalek, elokwentny poseł PiS, utrzymuje, że p. Morawski przejęzyczył się, przedstawiając się jako reprezentant rządu polskiego. Nie uwierzył też w to, że p. Morawski obwieścił, jakoby rząd polski był przeciwko homoseksualistom. Gdy p. Olejnik pokazała nagranie, p. Żalek oświadczył, że słychać tłumaczenie, a nie oryginalną wersję.

Pani Zwiercan, posłanka znana z tego, że głosowała za p. Morawieckiego (seniora) i nie widzi w tym nic nagannego, stwierdziła, że oznajmienia p. Morawskiego być może zostały zmanipulowane przez wyrwanie ich z kontekstu. Taka opinia jest ferowana przez zdecydowaną większość krajowych speców od republikańskich pryncypiów, w tym także przez p. Ziobrę, który został zapytany, czy jako prokurator generalny zajmie się tym, co ujawnił p. Morawski – odparł, że po pierwsze, musi zapoznać się z całą wypowiedzią, a po drugie, ma wiele pracy.

Są jednak i bezwarunkowo pozytywne oceny. Portal „wPolityce” ogłosił „Prof. Morawski, w dobrze przygotowanym i niezwykle merytorycznym wykładzie, bronił dobrego imienia Polski za granicą i prezentował jedynie sposób myślenia, filozofię obecnej ekipy rządzącej w sposób naukowy i obiektywny”.

Pan Pięta, poseł zresztą, uznał zaś, że p. Morawski jest uczciwy i ma rację w tym, że Polskę trzeba oczyścić z postkomunistycznej gangreny. Pan Wójcik, wiecznie uśmiechnięty wiceminister sprawiedliwości, wskazał na to, że p. Morawski jest przecież jednym z najwybitniejszych teoretyków prawa, więc nie może nie mieć racji.

Nie mogę sobie odmówić wskazania jeszcze jednego komentatora i jego produkcji. Chodzi o krakowskiego prawicowego blogera, inż. Krzysztofa Pasierbiewicza, dr. nauk technicznych (żeby było śmieszniej, jak kiedyś orzekł i słusznie, bo rzeczywiście jest bardzo zabawnie), który – jak sam wyjawił – jako jedyny w historii opublikował swój doktorat na liście filadelfijskiej. Fakt, że owa lista jest wykazem czasopism, a nie miejscem, gdzie publikuje się prace naukowe, dowodnie świadczy o wysokich kompetencjach p. Pasierbiewicza w zakresie naukoznawstwa. Ów znawca wszechrzeczy ujawnił ludzkości, co następuje:

„Nawet nie próbuję się odnieść do meritum tego sporu, gdyż nie jestem prawnikiem. Wszakże wolno mi napisać, jak widzę zaistniały problem, jako były nauczyciel akademicki z 40-letnim stażem (…) powiem, że pana profesora Tomasza Gizberta-Studnickiego [drugiego z panelistów w Oxfordzie – JW] znam blisko od wielu lat i wiem, że był to wytwornie kulturalny człowiek o nienagannych manierach, przemiły, zawsze pogodnie uśmiechnięty, a jeszcze do tego był niezwyczajnie inteligentnym, najwyższej marki naukowcem. I jakież było moje zdumienie, gdy obserwując w telewizji jego mowę ciała w trakcie wystąpienia prof. Lecha Morawskiego na konferencji oksfordzkiej, spostrzegłem, że ten zawsze opanowany profesor Wszechnicy Jagiellońskiej zachowuje się jak mały chłopczyk, któremu kolega z piaskownicy pokazał język, bowiem w czasie wystąpienia prof. Morawskiego prof. Studnicki nerwowo wiercił się na krześle, strojąc gombrowiczowskie miny, nie panował nad rękami, pretensjonalnie przewracał oczami i wydawał z siebie jakieś jękliwe piski, co nota bene wczoraj w TVN24 pokazywano niezliczoną ilość razy (…)”.

Pomijając zagadkowe „był” w kontekście opisania przymiotów p. Gizberta-Studnickiego, p. Pasierbiewicz zilustrował swoje obserwacje następującą fotką (p. Gizbert-Studnicki po lewej stronie, p. Morawski po stronie prawej):

.Youtube.

Na fotografii wyraźnie można zauważyć, że p. Pasierbiewicz pomylił, by tak rzec, obiekt z subiektem, zważywszy nadzwyczaj naturalną sylwetkę p. Morawskiego i niezwykle sztuczną p. Gizberta-Studnickiego. Gdyby nie to, że p. Pasierbiewicz zna p. Gizberta-Studnickiego od lat, można by pomyśleć, że zwiódł go napis pod zdjęciem. Wszelako wygląda na to, że obskurny polityczny kąt widzenia uniemożliwia poprawną percepcję.

Tekst wystąpienia p. Morawskiego można przeczytać pod tym linkiem. Okazuje się jednak, że to, co powiedział p. Morawski, nie jest tożsame z wcześniej przygotowaną wersją pisemną, np. nie ma w niej mowy o korupcji czy wrogości rządu polskiego wobec homoseksualistów. Nie ma też ekskuzy wyrażonej na końcu przemówienia p. Morawskiego, że pozostawał pod wpływem emocji.

Oczywiście oksfordzkich, ale to niewielkie wytłumaczenie dla tego, co i jak prawił w szacownym Trinity College w Oksfordzie. Tekst pisemny, aczkolwiek w wielu punktach mętnawy, pozostaje na jakim takim poziomie akademickim. Natomiast oracja okazała się skandalem i kompromitacją, bo jak nas słyszą, tak nas piszą.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną