Od pewnego czasu Polacy mają dwóch prezydentów (jednego w realu, drugiego w serialu „Ucho prezesa”) i trudno powiedzieć, który jest bardziej zabawny. Prezydent Andrzej Duda bardzo stara się zaprezentować jako ktoś poważny, ale wielu traktuje go jako postać kabaretową, z kolei prezydent Adrian jest postacią kabaretową, ale polskie media odnoszą się do niej poważnie i nieustannie porównują ją do postaci Dudy.
Panuje opinia, że stworzony przez scenarzystów Adrian jest prawdziwszy i bardziej naturalny od zaproponowanego nam przez prezesa PiS Andrzeja, który razi sztucznością i przypomina postać z filmu. Obaj nie istnieli, dopóki nie zostali wymyśleni, z tym że na tle Adriana Andrzej ze swoją gestykulacją i marnymi tekstami sprawia wrażenie wymyślonego na kolanie. Widać, że jest projektem niedopracowanym i nie do końca przemyślanym, być może dlatego, że w zamyśle jego twórcy nigdy nie miał zostać zrealizowany. Trzeba jednak powiedzieć, że Andrzej ma swoje zalety, np. w opinii wielu Polaków czasem bywa od Adriana śmieszniejszy (zwłaszcza gdy mówi o potrzebie pojednania albo że będzie stał na straży konstytucji).
Istnienie Adriana irytuje Andrzeja, dlatego w wywiadach bagatelizuje on postać Adriana, twierdząc, że jej nie zna. Z tym że moim zdaniem to Adrian jest osobowością silniejszą, mówi się, że Andrzej pozostaje pod wpływem Adriana i że tylko istnienie Adriana mobilizuje go do podejmowania samodzielnych, z nikim niekonsultowanych działań. Podobno pod presją Adriana Andrzej myśli nawet o odgrywaniu podmiotowej roli na scenie politycznej, chociaż wszyscy wiemy, jak trudne i ryzykowne jest dla niego takie myślenie.
Nasza sympatia jest po stronie Adriana, który ma gorzej niż Andrzej, bo nie spędza czasu na tweetowaniu z nastolatkami czy uczestniczeniu w galach, tylko musi przesiadywać w poczekalni gabinetu prezesa, który przez 14 odcinków nie chce go widzieć (co jest trochę niesprawiedliwe, bo Andrzejowi prezes czasem jednak pozwala przyjechać do siebie do domu, żeby mu coś podpisał).