Tabloid „Fakt” oburza się, że posłanka Krystyna Pawłowicz poleciała do Tokio na forum ekonomiczne elegancką klasą biznes, podczas gdy cztery posłanki z opozycji tłukły się klasą ekonomiczną.
Nie wiem, czy oburza się słusznie, bo moim zdaniem Pawłowicz jako przedstawicielce rządzącego PiS, a więc posłance lepszej klasy niż tamte posłanki, w samolocie po prostu zaszczytne miejsce się należy, zwłaszcza że za bilety płaci suweren, którego Pawłowicz reprezentuje.
Zresztą Pawłowicz tłumaczy, że tamte cztery bidulki same są sobie winne, bo też mogły wziąć klasę biznes. Niestety zabrakło im odwagi i dały się sterroryzować mediom, dlatego wybrały klasę ekonomiczną, a potem „wystraszone leciały, skulone, a po przylocie czekały, aż zejdzie im z nóg opuchlizna”. Tandeta i zero biznes klasy, po prostu.
Natomiast posłankę Pawłowicz cenię za to, że nie dała sobie zrobić krzywdy i dogodziła sobie, pokazując charakter, bezkompromisowość i udowodniając, że przed nikim nie będzie się kulić w klasie ekonomicznej.
Jestem pewien, że osoba taka jak ona nigdy nie da się w samolocie pobić Niemcom ani nie odda tym Niemcom swojego miejsca. A jeśli idzie o nieszczęsne cztery panie z opozycji, to nie wiem, czy ktoś, kto nie ma biznes klasy i wie, jak sobie w życiu radzić, nadaje się na poważne forum ekonomiczne, gdzie rozmawia się o dużych pieniądzach. Niech raczej jeździ na konferencje poświęcone niepełnosprawności, biedzie oraz wykluczeniu, i to najlepiej pociągiem.