Mit mitem – ale co z tego? Analizy ekspertów? Tym gorzej dla analiz i ekspertów. O faktach – prawdzie w końcu – nie wspominając. Tak można skomentować zatajenie przez słynną „podkomisję smoleńską” kierowaną przez równie już słynnego dr. Wacława Berczyńskiego analiz autorstwa naukowców Wojskowej Akademii Technicznej. Wnioski fachowców z WAT nie pasowały bowiem do hipotez na temat katastrofy 10 kwietnia 2010 r. propagowanych przez podkomisję – zwłaszcza tej o wybuchu na pokładzie ładunku termobarycznego.
Przeprowadzane na WAT eksperymenty i obliczenia dowodziły na przykład, że prezydencki tupolew musiał przed runięciem w ziemię stracić kawałek skrzydła – i to właśnie spowodowało, że zaczął się obracać i nie był w stanie lecieć dalej. To zatem zawadzenie o brzozę, a nie eksplozja bomby, było bezpośrednią przyczyną wypadku (a nie zamachu). Nie mówiąc już o przyczynach pośrednich, związanych a to z zamiłowaniami samego prezydenta, a to z ambicjami jego brata, a to ze stosunkami panującymi w armii, a to z poziomem pilotów.
Antoni Macierewicz w sprawie Smoleńska idzie w zaparte
Znamienne także, że choć podkomisji formalnie szefował dr Berczyński, to w praktyce nadzoruje ją i lansuje Antoni Macierewicz, któremu równocześnie podlegała Wojskowa Akademia Techniczna. Choć więc fachowcy z WAT wykazali się odwagą (znali przecież stanowisko, by nie powiedzieć, obsesję, swego pryncypała), to teraz uczelnia zaczęła kluczyć. A sam minister obrony – razem ze swoją podkomisją – idzie oczywiście w zaparte.
W efekcie historię tę można podsumować jeszcze inaczej: zdrowie bądź cynizm (albo zdrowie i cynizm)