Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

„Ślązak”, najdłużej budowany okręt w historii Polski. Czy miliardowa inwestycja się nie zmarnuje?

Ślązak nie należy do majątku przejmowanej stoczni, formalnie jest własnością MON. Ślązak nie należy do majątku przejmowanej stoczni, formalnie jest własnością MON. Marek Świerczyński / Polityka
Mówią o nim „motorówka", ale to określenie obraźliwe dla budowniczych „Ślązaka”, którzy nie ze swej winy nie mogą dokończyć okrętu. Budowa trwa już 16 lat, ale patrolowiec nie wyjdzie na służbę w morze przed ukończeniem osiemnastki.
Termin oddania okrętu Marynarce Wojennej – przewidziany na lipiec 2018 r. – nie jest wcale pewny.Marek Świerczyński/Polityka Termin oddania okrętu Marynarce Wojennej – przewidziany na lipiec 2018 r. – nie jest wcale pewny.
„Ślązak”Marek Świerczyński/Polityka „Ślązak”
„Ślązak” od wewnątrzMarek Świerczyński/Polityka „Ślązak” od wewnątrz

Blisko stumetrowy okręt niedawno zmienił kolor. Typową dla marynarki wojennej szarość zastąpiła jasnooliwkowa barwa kolejnej warstwy podkładu. „Ślązak” wróci do „bojowej” szarości, kiedy zostanie ostatecznie pomalowany – w tym celu trzeba go będzie po raz ostatni wyciągnąć z wody. Na razie jednak zajmuje miejsce przy nabrzeżu w pierwszym z brzegu basenie Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni i zaczyna nabierać ostatecznych kształtów najnowszego okrętu wojennego polskiej floty.

Niedawno zakończono montaż uzbrojenia pokładowego i anten na masztach, okręt zaczyna więc wyglądać „rasowo”. Główna dziobowa armata kalibru 76 mm, na razie szczelnie przykryta, pozostanie prawdopodobnie najgroźniejszym uzbrojeniem okrętu, który przecież miał być w założeniu również nosicielem rakiet przeciwokrętowych i przeciwlotniczych.

„Ślązaka” napędza silnik lotniczy

Miał być wielozadaniową korwetą, i to jedną z siedmiu planowanych. Konsekwencje projektowania i budowy korwety zamienionej potem w patrolowiec są nieodwracalne. „Ślązak”, nawet ogołocony z uzbrojenia rakietowego, nadal jest okrętem dość skomplikowanym, relatywnie nowoczesnym i – z konieczności – nietanim. Poza armatą na pokładzie są jeszcze dwa działka kalibru 30 mm do obrony bezpośredniej – np. zestrzeliwania nadlatujących pocisków.

Cztery karabiny maszynowe czekają jeszcze na montaż na obrotnicach. W magazynie uzbrojenia jest jeszcze miejsce na przenośne zestawy przeciwlotnicze GROM. Najwięcej miejsca zajmuje lądowisko dla śmigłowca. Usiąść na nim będzie mogła maszyna o masie do 10 ton. Czy jednak w nieustannie zmienianych priorytetach śmigłowcowych taka maszyna się znajdzie – tego teraz nikt nie zagwarantuje. Jeśli tak, mógłby z pokładu „Ślązaka” uzupełniać torpedy przeciw okrętom podwodnym. Hangaru na niewielkiej korwecie nie przewidziano.

Dopiero wejście pod pokład i spacer niekończącymi się korytarzami uświadamiają, jak bardzo niesprawiedliwe jest określenie „motorówka”. Przejścia nie są jednak ciasne jak na okrętach starszego typu. Setki kilometrów położonych kabli świadczą o tym, że to jednostka z XXI wieku, sterowana i zarządzana elektronicznie. „Ślązaka” napędzać będzie... silnik lotniczy.

Potężna turbina gazowa General Electric, wytwarzająca moc 33,5 tys. koni mechanicznych, to główna siłownia okrętu, który miał być szybki i zwrotny. Pod pokładem są jeszcze dwa „awaryjne” diesle. Pomieszczenie zarządzania zespołem napędowym nie przypomina okrętowej „maszynowni”. Dookoła same pulpity z wielkimi ekranami komputerowymi i wskaźniki pokazujące stan urządzeń. Taka mała elektrownia. To oczywiście standard na współczesnych statkach i okrętach wojennych, ale wśród legend i plotek o najdłużej budowanym polskim okręcie warto mieć świadomość, że nic nie stracił z nowoczesności.

Zdjęć kluczowego pomieszczenia – mieszczącego zintegrowany system zarządzania walką produkcji Thalesa – publikować nie wolno. Robi jeszcze większe wrażenie niż siłownia. Tu również królują komputerowe ekrany, pozwalające łączyć w spójny obraz to, co dociera z sensorów okrętu – i nie tylko z nich. I oczywiście przeciwdziałać, na miarę posiadanych możliwości. Te niestety, wskutek decyzji o pozbawieniu „Ślązaka” jego wielozadaniowości, są znacznie ograniczone. Patrolowiec przenosi więc system walki korwety, nie mając odpowiedniego dla niej uzbrojenia.

Najsmutniej wyglądają dwa puste miejsca: przestrzeń na górnym pokładzie, gdzie miały być umieszczone wyrzutnie rakiet przeciwokrętowych, oraz umocnione, odgrodzone, specjalnie wentylowane pomieszczenie w brzuchu okrętu, skąd miały pionowo startować rakietowe pociski przeciwlotnicze. To tak zwany potencjał modernizacyjny, czyli nadzieja, której trzymają się marynarze, że kiedyś może, przy pomyślnych wiatrach, „Ślązak” znowu będzie korwetą rakietową...

Fototapety dobrze robią na psychikę

Są za to miejsca, które niczego nie straciły. Okrętowy kucharz będzie miał do dyspozycji kuchnię, jakiej nie powstydziłby się żaden z telewizyjnych szefów. Załoga może nawet liczyć na własnej produkcji ciasta z gigantycznego miksera.

Mesa oficerska, a jakże, mieści niewielki bar. W pseudooknach (pomieszczenia na okręcie wojennym nie mają iluminatorów) fototapeta z tropikalnymi widoczkami.

Podobno dobrze działają na psychikę. Zadbano też o komfort dowódcy: jego kabina ma cztery wydzielone części – konferencyjną ze stołem i narożnikową kanapą, wypoczynkową z łóżkiem, do tego niewielka prywatna kuchenka i segment łazienkowy. Do pracy biurko i zestaw komputerów. Na największym ekranie można wyświetlać sytuację nawigacyjną i taktyczną. Przestrzeń może niezbyt wielka, ale praktycznie urządzona, na pewno bardziej komfortowa niż miejsce pracy budowniczych.

Bo budowniczy od niedawna muszą się gnieździć w kontenerowych barakach. Kłopoty Stoczni Marynarki Wojennej sprawiły, że musieli opuścić biurowiec. Ogłoszone niedawno przejęcie znajdującej się w upadłości likwidacyjnej stoczni przez Polską Grupę Zbrojeniową jest ratunkiem, ale nie oznacza automatycznego końca problemów. Do końca procedury jest do pokonania jeszcze kilka biurokratycznych szczebli, dobrze będzie, gdy ostateczna umowa z syndykiem zostanie podpisana jesienią. Nowy właściciel będzie musiał też podpisać umowy z wykonawcami, zadbać o przedłużenie gwarancji na sprzęt.

Kiedy budowa „Ślązaka” się zakończy?

„Ślązak” nie należy do majątku przejmowanej stoczni, formalnie jest własnością MON. Ale przekształcenia zakładu, a przede wszystkim zapowiedziany kolejny audyt – tym razem robiony przez PGZ – na pewno jeszcze opóźnią dokończenie budowy okrętu. Próby na uwięzi – w porcie – miały zacząć się w kwietniu, ale najwcześniej ruszą latem.

„Ślązak” jeszcze ani razu nie uruchomił swej potężnej turbiny, nigdy samodzielnie nie pływał. Termin oddania okrętu Marynarce Wojennej – przewidziany na lipiec 2018 r. – nie jest wcale pewny. „Ślązak” może dożyć „dorosłości” w budowie, która trwa od 2001 r. Choć inżynierowie mówią, że tak naprawdę – uwzględniając przestoje wynikłe z braku finansowania i opóźnienia dostaw wyposażenia – prototypowy korwetopatrolowiec powstaje jakieś siedem lat. Co jak na pierwszy z klasy okrętów, budowany od podstaw w stoczni cierpiącej od lat na zapaść, wcale wstydem nie jest.

Najważniejsze, by tych lat doświadczeń i przekraczających koszt miliarda złotych inwestycji nie zmarnować. Stocznia po cichu liczy na budowę kolejnych – może nie siedmiu, jak planowano w 2001 r. – ale dwóch–trzech okrętów na bazie technologii „Ślązaka”. Byłoby przecież marnotrawstwem poprzestanie na jednym patrolowcu, kiedy stocznia już nauczyła się go budować. Następne okręty powstałyby dużo szybciej i dużo taniej, a kto wie, może mogłyby być i lepiej uzbrojone. Klient nie musi być polski, ale przecież jeszcze niedawno planowano budowę nowoczesnych korwet obrony wybrzeża „Miecznik”.

Taki „Ślązako-Miecznik” byłby marzeniem i dumą stoczni. Ale na przeszkodzie stanął kolejny zwrot w naszych zbrojeniowych planach. Strategiczny Przegląd Obronny, wbrew ogłoszonej dwa miesiące wcześniej przez prezydenta koncepcji strategii morskiej RP, ignoruje bojową flotę nawodną – kładąc nacisk na okręty podwodne. Program okrętów klasy „Miecznik” zostanie najprawdopodobniej zawieszony, a stocznia – po tym jak wdrożyła nowoczesne technologie budowy okrętów nawodnych – zostanie skierowana na dużo bardziej wymagający odcinek podwodny.

Pieniądze na inwestycje mają być, i to niemałe, pytanie jednak, czy nie warto wykorzystać – i zarobić – na już zdobytym doświadczeniu. Na razie to pytanie bez odpowiedzi.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną