Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Referendum ws. uchodźców połączone z wyborami? PiS robi Budapeszt w Warszawie

Czy odbędzie się w Polsce referendum ws. uchodźców? Czy odbędzie się w Polsce referendum ws. uchodźców? Takver / Flickr CC by 2.0
Połączenie referendum z wyborami parlamentarnymi z jednej strony podwyższy frekwencję referendalną, a z drugiej – ustawi korzystną dla PiS linię polaryzacji sporu politycznego.

W ramach projektu „Budapeszt w Warszawie” pan prezydent raczył był zaproponować referendum nad przyjmowaniem uchodźców sklejone z wyborami parlamentarnymi 2019 r. Nasi rządzący młodsi bratankowie postanowili więc – nie pierwszy już raz – przetestować patenty mistrza Viktora znad Dunaju, który nie dalej jak rok temu bałamucił suwerena analogiczną imprezą.

Pomysł był prosty, oparty na oczywistej regule, że nic tak nie konsoliduje ludu wokół władzy jak strach. Węgierskie miasta i miasteczka na wiele tygodni pokryły więc finansowane z pieniędzy podatników billboardy, poprzez które władza masowała suwerenne przysadki mózgowe pytaniami w rodzaju: „czy wiesz, że zamachy terrorystyczne w Paryżu i Brukseli były dokonane przez imigrantów?”.

Jeśli suweren dotąd nie wiedział, to dzięki kampanii już się dowiedział, i w referendum wyraził swą wolę: ponad 98 proc. głosujących nie chciało przyjmować terrorystów. Czy tam – jak zwał, tak zwał – uchodźców.

Przykład płynie z Węgier

Wszystko wskazuje na to, że młodsi bratankowie z PiS postanowili zaimportować nie tylko samą ideę głosowania, ale i całe kampanijne modus operandi, czyli techniki perswazyjnej hucpy, populistyczno-rasistowską ornamentykę. Minusem węgierskiego projektu było co prawda to, że tamtejsze referendum okazało się nieważne: do urn pofatygowało się ledwie dwie piąte suwerena.

Planowane u nas połączenie referendum z wyborami parlamentarnymi to jednak cenna modyfikacja, gwarantująca pożądaną synergię. Z jednej strony podwyższy frekwencję referendalną, z drugiej – ustawi korzystną dla PiS linię polaryzacji sporu politycznego, co powinno wpłynąć na preferencje wyborcze i podział mandatów w przyszłym parlamencie. Słowem: same korzyści. A przy okazji pan prezydent będzie miał argument, że spełnia obietnice i naprawdę słucha głosu obywateli.

Referendum najlepiej sprawdza się, gdy dotyczy dosyć klarownych i raczej technicznych spraw. Problemy skomplikowane siłą rzeczy jednak upraszcza, sprowadzając je do prostej odpowiedzi – tak lub nie. Jest więc narzędziem idealnym do kreacji populistycznych nastrojów. Redukuje myśl, którą zastępuje emocjami. Uwalnia demony, nad którymi trudno potem zapanować (Brexit!).

W większości nowoczesnych społeczeństw – i zostawmy w spokoju przywoływaną zwykle Szwajcarię z jej unikalną, rozwijaną od wieków kulturą polityczną – kampanie referendalne przeważnie stają się orgią wulgarnego politycznego marketingu, bezwstydnej legalizacji w głównym medialnym nurcie „fejków” (czytaj: ordynarnych kłamstw), eskalacji prymitywnych popędów społecznych. Im bardziej złożonej materii referenda dotyczą, tym większe czynią niestety spustoszenia.

A problem uchodźców jest wyjątkowo złożony i wcale nie ogranicza się do naszego osobistego bezpieczeństwa, jak przedstawia to propaganda PiS. Bo to również kwestia solidarności europejskiej, nierozerwalnie związanej z naszymi interesami ekonomicznymi oraz – czego nie można w przyszłości wykluczyć – geostrategicznymi. To nakaz moralny, o czym nieustannie przypominają papież Franciszek oraz niektórzy hierarchowie polskiego Kościoła. To wreszcie dylemat filozoficzny sięgający fundamentów demokracji.

Jak zauważyła na łamach ostatniego „Przeglądu Politycznego” węgierska filozofka Agnes Heller, po raz pierwszy w dziejach nowożytnej europejskiej cywilizacji doszło bowiem do kolizji dwóch kluczowych zachodnich wartości, które dotąd tak harmonijnie się uzupełniały, że z czasem przywykliśmy traktować je łącznie.

Już kiedyś to przerabialiśmy

Mowa tu o prawach człowieka oraz prawach obywatela. Bo z jednej strony zobowiązani jesteśmy pomóc ludziom, których życie jest zagrożone. Z drugiej zaś: jako obywatele mamy prawo chronić wspólnotę przed wpływami zbyt daleko ingerującymi w naszą kulturową tożsamość. Jedno i drugie w równym stopniu określa naszą kondycję. Jeśli więc chcemy ocalić aksjologiczne podstawy naszego ładu, musimy wypracować mądry kompromis. Przybysze z Południa w gruncie rzeczy przystawiają nam więc lustro, w którym mamy szansę na nowo się przejrzeć i rozpoznać, jacy jesteśmy na cywilizacyjnym zakręcie. I jacy chcemy być.

Niestety, tych dylematów nie da się rozstrzygnąć w referendalnej młócce na slogany, w której – jak można się spodziewać – rządzący twórczo rozwiną węgierskie wzorce. Będzie więc głównie o ciapatych z bombami, drobnoustrojach i wyższości schabowego nad kebabem. Ujrzymy się takimi, jakimi niekoniecznie chcielibyśmy się oglądać. Tyle że będzie już za późno. I przez kolejne dekady będziemy potem strząsać z siebie całą tę rasistowską ohydę, wypierać ją do zbiorowej podświadomości, wymieniać na traumy.

Już kiedyś to zresztą przerabialiśmy. Może więc przydałaby się panu prezydentowi lektura jakiejś uczciwej monografii Marca’68? Za rok okrągła rocznica, więc jest okazja, aby sobie co nieco przypomnieć.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną