Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Ścigani biegli

PiS bierze się za biegłych sądowych

Tam, gdzie partia nie będzie miała interesu w zastraszeniu biegłego, interes będzie miał prokurator prowadzący sprawę. Tam, gdzie partia nie będzie miała interesu w zastraszeniu biegłego, interes będzie miał prokurator prowadzący sprawę. Igor Morski / Polityka
Biegły, który wydał w procesie „doktora G.” opinię sprzeczną z oczekiwaniem prokuratury, został postawiony w stan oskarżenia. Grozi mu do 10 lat więzienia. Biegli dostają ostrzeżenie. Tak PiS przejmuje wymiar sprawiedliwości.
Jeśli biegli wydadzą opinię sprzeczną z wolą prokuratury, powinni być świadomi, że czeka ich w najlepszym razie śledztwo, w gorszym – proces karny, w najgorszym – skazanie.Krystian Maj/Forum Jeśli biegli wydadzą opinię sprzeczną z wolą prokuratury, powinni być świadomi, że czeka ich w najlepszym razie śledztwo, w gorszym – proces karny, w najgorszym – skazanie.
Zastraszenie biegłych może być użytecznym sposobem wpływania na orzecznictwo sądów nie tylko w sprawach karnych.Krystian Maj/Forum Zastraszenie biegłych może być użytecznym sposobem wpływania na orzecznictwo sądów nie tylko w sprawach karnych.

Artykuł w wersji audio

Pierwszym ostrzeżeniem dla biegłych było uchwalenie w kwietniu zeszłego roku, z inicjatywy PiS, zmiany Kodeksu karnego: podniesiono karę za wydanie fałszywej opinii mającej służyć za dowód w postępowaniu. Jednocześnie z podniesieniem kary za umyślne wydanie fałszywej opinii PiS dodał do Kodeksu karnego nowe przestępstwo: wydania fałszywej opinii „nieumyślnie”. Od razu wzbudziło to wątpliwości tak praktyków, jak teoretyków prawa. Bo jak można niechcący wydać fałszywą opinię? Samo słowo „fałszywa” sugeruje świadome działanie. Nieświadomie można wydać co najwyżej opinię błędną.

Drugie ostrzeżenie było we wrześniu zeszłego roku, gdy policja z prokuraturą weszły z przeszukaniem do mieszkań biegłych, którzy w procesie wytoczonym lekarzom przez rodzinę Zbigniewa Ziobry wydali opinię, że nie było zaniedbań w leczeniu ojca ministra. Nie wiadomo, czego szukano w domach biegłych, skoro przeszukanie uzasadniono zbyt drogą wyceną ekspertyzy. Ale zdarzenie odbiło się szerokim echem.

Poszło o gazik

Teraz mamy akt oskarżenia za wydanie fałszywej opinii. W jednej ze spraw przeciw kardiochirurgowi „doktorowi G.” sąd, mając wątpliwości co do ekspertyz dostarczonych przez prokuraturę i pokrzywdzonych (rodzinę pacjenta), zamówił kolejną ekspertyzę. Chodzi o sprawę przyczynienia się do śmierci pacjenta przez zostawienie mu w sercu gazika podczas operacji wszczepienia zastawki. Poprzedni biegli nie zapoznali się z całością dokumentacji, a ich opinie sąd uznał za niejasne i niepełne. Dlatego zamówił kolejną – u doświadczonego, emerytowanego kardiochirurga, prof. J.

Kardiochirurg sporządził ekspertyzę, w której napisał, że pozostawienie gazika w sercu pacjenta było błędem, ale odpowiada za to instrumentariuszka (która wcześniej, w innym procesie, została uniewinniona). Uznał, że „doktor G.” nie jest winien, bo zlecił natychmiastowe badanie po operacji, gdy tylko instrumentariuszka poinformowała, że gazik mógł zostać w sercu. Badanie nie wykazało obecności gazika. Potem za opiekę odpowiedzialni byli lekarze na OIOM i jeśli niezlecenie powtórnego badania było błędem, to oni za ten błąd odpowiadają. Nie zlecili, bo stan pacjenta się poprawiał. „Doktor G.” zlecił badanie natychmiast, gdy jego stan się pogorszył. Okazało się, że gazik jest – i natychmiast go usunął.

Pacjent zmarł po dwóch miesiącach od reoperacji. Biegli stwierdzili, że przyczyną śmierci była „niewydolność wielonarządowa” (pacjent przed operacją był ogólnie bardzo schorowany). Biegły, prof. J., w swojej opinii różnił się od pozostałych biegłych, uznając, iż nie można powiedzieć, że pozostawienie gazika bezpośrednio przyczyniło się do śmierci pacjenta.

W lutym na rozprawę przed Sądem Rejonowym dla Warszawy Mokotowa sąd wezwał biegłego, żeby prokuratura i pełnomocnik pokrzywdzonych mogli zadać mu pytania dotyczące ekspertyzy. Podczas przesłuchania pełnomocnik pokrzywdzonych wielokrotnie ostrzegał go, że wydanie fałszywej ekspertyzy jest przestępstwem, i zachęcał, by zmienił zeznania. Biegły się nie ugiął.

Na kolejną rozprawę prokurator przyszedł z postanowieniem o postawieniu biegłemu J. zarzutu z art. 233 par. 4 kk: „Kto, jako biegły, rzeczoznawca lub tłumacz, przedstawia fałszywą opinię, ekspertyzę lub tłumaczenie mające służyć za dowód w postępowaniu określonym, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”. Prokurator zażądał, by dołączyć to postanowienie do akt jako dowód, że opinia biegłego jest fałszywa. Miał nadzieję, że sąd wyrokując, nie weźmie tej opinii pod uwagę.

Akt oskarżenia prof. J. dostał przed rozprawą zaplanowaną na 17 maja, a więc mógłby, gdyby chciał, wycofać swoją opinię i uniknąć odpowiedzialności. Być może na to właśnie liczyła prokuratura.

Prokuratura działała błyskawicznie: 5 kwietnia do Prokuratury Okręgowej w Warszawie trafia notatka prokuratora o możliwości popełnienia przestępstwa przez biegłego. 7 kwietnia jest decyzja o wszczęciu postępowania. 10 kwietnia prokuratura stawia biegłemu zarzut, a 28 kwietnia sporządza akt oskarżenia.

Prokurator daje takie oto uzasadnienie: opinia jest fałszywa, bo pozostali biegli byli innego zdania. Opinia prof. J. jest „rażącym odstępstwem od wiedzy medycznej, zaś biorąc pod uwagę doświadczenie lekarskie i tytuły naukowe J., wydanie przez niego opinii sprzecznej z powyższymi zasadami wskazuje na działanie celowe”.

Prokuratura jako jedynego świadka sfałszowania opinii przez J. podała pełnomocnika rodziny pacjenta: adwokata, a więc osobę nieposiadającą wiedzy medycznej. Jedynym dowodem w sprawie są zaś akta sprawy karnej „doktora G.”, liczące 18 tomów.

17 maja odbyła się rozprawa z przemówieniami stron, a 31 maja zapadł wyrok uniewinniający dr. G. Sędzia Katarzyna Stasiów oparła się na tym, co w opiniach biegłych było wspólne. Stwierdziła, że ani doktryna, ani sądy nie są zgodne co do tego, czy w sprawie pozostawienia narzędzi w ciele pacjenta winę ponosi instrumentariuszka czy lekarz operator. Zauważyła, że oskarżony usunął gazik, gdy tylko badanie USG potwierdziło, że został w sercu pacjenta. A więc uchylił niebezpieczeństwo dla jego zdrowia i życia. Uznała, że nie można mówić o błędzie niezlecenia wielokrotnego badania, bo pacjent był na intensywnej terapii, monitorowany i czuł się coraz lepiej. Wreszcie, że nie ma dowodu, który jednoznacznie potwierdziłby, że to właśnie gazik doprowadził do śmierci pacjenta. A w procesie karnym wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego.

Zaraz po wyroku pełnomocnik pokrzywdzonych adw. Rafał Rogalski (ten sam, który swojego czasu reprezentował Jarosława Kaczyńskiego w sprawie katastrofy smoleńskiej) wobec mediów skrytykował sędzię Stasiów za to, że zakazała upubliczniania swojego wizerunku: „Pani sędzia nie ma prawa do ukrywania twarzy. Skoro pani sędzia zdecydowała się na tak skandaliczny wyrok, musi brać pod uwagę, że takie orzeczenie będzie komentowane przez wiele osób” – stwierdził. Takie słowa adwokata pod adresem sądu są, oględnie mówiąc, mocno niestandardowe.

Wyrok jest nieprawomocny, prokuratura i mec. Rogalski zapowiedzieli odwołanie. W tym czasie sąd zapewne zdoła osądzić biegłego prof. J. Jeśli uzna go winnym, podważy to jego ekspertyzę i sąd odwoławczy będzie musiał wydać wyrok wyłącznie w oparciu o poprzednie opinie lub powołać kolejnego biegłego. Jeśli takowego znajdzie.

Jak rozpoznać nieumyślne fałszowanie?

Bo wyrok na prof. J. będzie poważnym ostrzeżeniem dla innych biegłych – nie tylko lekarzy, ale też biegłych wszelkich innych specjalności. Choćby z zakresu ruchu drogowego – akurat mamy sprawę rzekomego staranowania rządowej kolumny samochodów wiozących premier Szydło przez kierowcę fiata seicento.

Jeśli wydadzą opinię sprzeczną z wolą prokuratury, powinni być świadomi, że czeka ich w najlepszym razie śledztwo, w gorszym – proces karny, w najgorszym – skazanie.

Jak się nie da użyć przepisu o umyślnym wydaniu fałszywej opinii, zawsze w odwodzie jest ten o sfałszowaniu nieumyślnym. Do tej pory nie było jeszcze spraw o nieumyślnie fałszywą opinię. Ale może w procesie prof. J. prokuratura zmieni zarzut z umyślnej na fałszywą? Bo zmiana kwalifikacji prawnej podczas procesu zawsze jest możliwa. Bardzo ciekawa będzie argumentacja prokuratury: jak rozpoznać nieumyślne fałszowanie?

Powodzenie takiego aktu oskarżenia, jeśli nie trafi on do zaufanego sędziego PiS (a rewolucję kadrową PiS właśnie szykuje za pomocą ustaw o Krajowej Radzie Sądownictwa i o ustroju sądów powszechnych), jest palcem na wodzie pisane. Ale wystarczający „efekt mrożący” (czyli efekt odstraszenia) wywoła u biegłych już sama myśl o możliwości postawienia im zarzutu. A jest to bardzo prawdopodobne, bo prokuratura jest całkowicie podległa partii PiS. Zaś tam, gdzie partia nie będzie miała interesu w zastraszeniu biegłego, interes będzie miał prokurator prowadzący sprawę. Ekspertyzy nie po jego myśli komplikują śledztwo, a prokuratorzy – jak sędziowie – rozliczani są ze spraw „załatwionych”.

Korpus biegłych PiS?

A więc biegli będą mieli alternatywę: wydawać opinie zgodne z linią prokuratury lub narazić się na postępowanie prokuratorskie. Albo odmówić. I to jest najbardziej prawdopodobne: że szeregi biegłych jeszcze bardziej się przerzedzą i na ekspertyzę będzie się czekać nie kilka miesięcy, a kilka lat.

A wtedy PiS np. stworzy własny korpus biegłych pod hasłem usprawniania działania wymiaru sprawiedliwości. Swoi prokuratorzy, swoi biegli – to wystarczy, żeby ominąć problem, że sędziowie nie zawsze będą swoi.

Najgłośniejsza dziś sprawa, w której biegli wydali opinię niezgodną z oczekiwaniami PiS, to sprawa wypadku samochodowego prof. Lecha Morawskiego, niedługo przed wybraniem go w listopadzie 2015 r. przez Sejm na dublera sędziego Trybunału Konstytucyjnego i zaprzysiężeniem przez prezydenta. Wybór do TK dał mu immunitet. Prokuratura w Gdańsku zamówiła opinie, z których jednoznacznie wynika, że winny wypadku, w którym poszkodowany doznał poważnych obrażeń (m.in. złamań obojczyka, urazów kręgosłupa i głowy oraz zerwania ścięgien barku), jest prof. Lech Morawski. I chciała wystąpić o uchylenie mu immunitetu, by postawić zarzuty, ale Prokuratura Krajowa sprzeciwiła się temu, negując dotychczasowe ekspertyzy i żądając nowych.

Nowi biegli – z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna w Krakowie – znowu stwierdzili winę prof. Morawskiego. W przypadku tego Instytutu można to uznać za dowód cywilnej odwagi, bo to jednostka podległa ministrowi sprawiedliwości, a w styczniu minister Ziobro nadał jej nowy statut. Wcześniej zaś IPN zamówił w Instytucie ekspertyzę mającą potwierdzić, że znalezione w domu Wojciecha Jaruzelskiego dokumenty z „teczki Bolka” są pisane ręką Lecha Wałęsy.

Po otrzymaniu nowych opinii w sprawie wypadku prof. Morawskiego gdańska Prokuratura Okręgowa 9 czerwca wystąpiła – powodując zapewne niezadowolenie Prokuratury Krajowej i Zbigniewa Ziobry – o uchylenie prof. Morawskiemu immunitetu sędziowskiego. Ale sprawa nadal jest pod kontrolą PiS: większość w Trybunale – dzięki dublerom sędziów – mają ludzie mianowani przez PiS. I to oni zdecydują o uchyleniu immunitetu. Większość z nich dała się do tej pory poznać z działań, które PiS chwalił. Można się więc spodziewać, że dopóki taka jest wola PiS, prof. Morawski nie musi się martwić, że straci immunitet i stanie przed sądem. W końcu kilka tygodni temu oświadczył na konferencji w Oxfordzie, że reprezentuje stanowisko rządu, co wywołało osłupienie brytyjskich i oburzenie polskich prawników. Sędzia konstytucyjny może bowiem reprezentować tylko własne stanowisko, a do niezawisłości zobowiązuje go konstytucja.

Zastraszenie biegłych może być użytecznym sposobem wpływania na orzecznictwo sądów nie tylko w sprawach karnych. Prokurator może się przyłączyć do każdego postępowania: cywilnego, gospodarczego, rodzinnego czy administracyjnego. Prokuratura Ziobry szeroko z tego korzysta. Jest nawet przypadek, gdy prokurator przyłączył się do postępowania dyscyplinarnego w adwokaturze.

A następnym postępowaniem, do którego się przyłączy, mogą być postępowania wykroczeniowe Obywateli RP za przeszkadzanie w odbyciu legalnego zgromadzenia, czyli miesięcznicy smoleńskiej. Tu wprawdzie biegłych nie trzeba, ale zapewne zostaną powołani w innych zapowiadanych Obywatelom RP zarzutach, tym razem karnych: o przestępstwo „złośliwego przeszkadzania w publicznym wykonywaniu aktu religijnego” (art. 195 kk). Zapewne w tej sprawie będzie powołany biegły, który oceni, czy pochód w miesięcznice smoleńskie, idący od katedry św. Jana pod Pałac Prezydencki i odmawiający „Zdrowaś Mario”, to „akt religijny”, czy może jednak – zgodnie ze zgłoszeniem organizatorów – zgromadzenie publiczne.

Przepis karzący 10 latami więzienia za umyślnie fałszywą ekspertyzę, a trzema latami za „fałszywą” wydaną niechcący, to nie pierwsza zmiana w prawie, którą PiS przygotował, by panować nad wymiarem sprawiedliwości. Podczas zeszłorocznej zmiany Kodeksu postępowania karnego dodano do niego przepis legalizujący tzw. owoce zatrutego drzewa i zakazujący sądowi ich odrzucania wyłącznie dlatego, że zostały zdobyte bezprawnie.

Art. 168a kpk mówi: „Dowodu nie można uznać za niedopuszczalny wyłącznie na tej podstawie, że został uzyskany z naruszeniem przepisów postępowania lub za pomocą czynu zabronionego”. Dalej przepis ten mówi, że sąd może odrzucić jedynie taki dowód, który funkcjonariusz zdobył „w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, w wyniku: zabójstwa, umyślnego spowodowania uszczerbku na zdrowiu lub pozbawienia wolności”.

Co to znaczy? Ano to, że sąd musi przyjąć dowód z podsłuchu założonego sprzecznie z prawem, dowód ukradziony przez funkcjonariusza, dowód z zeznań wymuszonych torturami, zdobytych dzięki szantażowi czy zastraszaniu albo dzięki podaniu narkotyków.

Do kompletu w nowym prawie o prokuraturze, które podporządkowało prokuraturę rządowi, zwolniono prokuratorów z odpowiedzialności dyscyplinarnej za naruszenie prawa w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, jeśli działali „wyłącznie w interesie publicznym” (art. 137 par. 2 Prawa o prokuraturze).

PiS przejmuje kolejne instytucje wymiaru sprawiedliwości. Zaczął od prokuratury i Trybunału Konstytucyjnego. Przejęcie władzy nad biegłymi to następny etap. A prawo i sprawiedliwość oprócz sądów wymierzać mają instytucje pozasystemowe, jak Komisja Weryfikacyjna ds. Reprywatyzacji, która jest połączeniem władzy prokuratorskiej, sądowniczej i administracyjnej. A jej członkowie zostali zwolnieni od wszelkiej odpowiedzialności: prawnej i cywilnej.

Ideałem jest eliminacja władzy sądowniczej, która jednak stawia się PiS. A pomysłowość PiS w tej sprawie nie zna granic ni kordonów.

Polityka 26.2017 (3116) z dnia 27.06.2017; Polityka; s. 23
Oryginalny tytuł tekstu: "Ścigani biegli"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną