Kaczyński odstawia Szydło na bocznicę. To premier jest największą przegraną kongresu PiS
Wszyscyśmy się jakoś przyzwyczaili do z lekka niekonstytucyjnej hierarchii władzy w Polsce, gdzie na samej górze jest prezes – formalnie szeregowy poseł – a potem długo nikogo nie widać. A mimo to przemówienie Jarosława Kaczyńskiego na kongresie w Przysusze mogło zaskoczyć. Nikt nigdy nie zdominował do tego stopnia swojego obozu.
Kaczyński chwalił, Kaczyński beształ. Tu nakazał przyspieszyć, tam przyhamować. Z mównicy partyjnego zjazdu decydował o tempie i kierunku zmian w rządzie. To od niego cała Polska dowiedziała się, że likwidacji NFZ nie będzie w tej kadencji, choć jeszcze w tym roku rząd mówił co innego.
Kamienna twarz premier Szydło
Wszystko wskazuje na to, że jednym z zaskoczonych słuchaczy był minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, któremu prezes polecił przy okazji pilnie zlikwidować nocne kolejki ludzi chorych.
– Ma pan dużo złogów w ministerstwie – rzucił z kolei do Witolda Waszczykowskiego, co było komendą do czystki w dyplomacji.
Z ministrów najbardziej oberwał Andrzej Adamczyk za ślimacze tempo wdrażania programu Mieszkanie+. Kaczyński nie dość, że zostawił sobie ministra infrastruktury na deser, to jeszcze tylko jemu wyznaczył deadline na poprawę – listopad.
Zastanawiam się, jak się czuła Beata Szydło, teoretyczna przełożona tych trzech nieszczęśników. Niby to ona powinna ich oceniać, tyle że program nie przewidywał jej wystąpienia. Siedziała więc w pierwszym rzędzie i z kamienną twarzą słuchała połajanek prezesa.