Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Platforma wzywa, żeby nie płacić abonamentu TV. To zły moment na takie apele

Grzegorz Schetyna Grzegorz Schetyna Platforma Obywatelska / Flickr CC by 2.0
Akurat w sprawie mediów publicznych Platforma powinna bić się w piersi albo chociaż milczeć.

Spryciarza, który wpadł na pomysł wezwania obywateli do niepłacenia abonamentu radiowo-telewizyjnego, już dziś śmiało można przymierzać do stanowiska ministra głupich kroków w przyszłym rządzie Platformy. Zanosi się zresztą, że będzie to istny superresort – bo co jak co, ale z głupimi krokami nasza główna siła opozycyjna radzi sobie ostatnimi czasy bez zarzutu.

Jeśli zaś chodzi o samą sprawę abonamentu, to głupie jest niej w zasadzie wszystko, od A do Z.

Po pierwsze, zły moment. Nie dalej jak kilka dni temu ustawa abonamentowa trafiła do sejmowej zamrażarki. Pisowcy sami się ponoć zorientowali, że sprawa jest zbyt gruba i mogą się na niej nieźle przejechać. Im mocniej orły Kurskiego dociskają bowiem propagandowy pedał gazu, tym trudniej uzasadnić konieczność powszechnej daniny na produkcję z Woronicza. Wyborcy dobrej zmiany może by to jeszcze jakoś znieśli, a tych gorszego sortu z góry można skreślić. Problem w tym, że jest jeszcze milcząca i przeważnie niegłosująca większość, której kłamstwa i manipulacje firmowane przez redaktora Ziemca bądź redaktor Holecką dziś ani ziębią, ani grzeją. Z pewnością jednak zagrzeją, gdy przyjdzie co miesiąc wyciągać z portfela ponad dwie dychy na propagandowe badziewie.

PO wzywa, żeby nie płacić abonamentu

W tej sytuacji mądry poczekałby, co się dalej stanie. Sytuacja, w której PiS sam siebie wyprowadza na rafy, a opozycja nic nie musi robić poza rutynową krytyką, z puntu widzenia tej ostatniej jest wymarzona. Za to głupi będzie wychodził przed szereg i odsłaniał miękkie podbrzusze, w które przeciwnik z pewnością nieraz jeszcze przyłoży. Obywatelskie nieposłuszeństwo jest bowiem obszarem niepewnym i grząskim, bo stawiającym państwową odpowiedzialność autorów apelu pod znakiem zapytania, na dodatek tworzącym niebezpieczne precedensy na przyszłość.

Po drugie, fatalna treść. PO wzywa, aby teraz nie płacić abonamentu, i obiecuje, że tym, którzy poniosą konsekwencje, państwo w przyszłości zrekompensuje straty. Chyba niestety nieprędko, gdyż z takimi pomysłami trudno będzie ludziom Schetyny odzyskać władzę.

Rzecz jasna nie wiadomo, czy i w jakim kształcie wejdzie w życie ustawa abonamentowa. Z dotychczasowych zapowiedzi wynikało, że szykowana jest abolicja dla dotąd niepłacących. Kto z niej nie skorzysta, będzie musiał dodatkowo płacić za 30 miesięcy wstecz. Odmowa płacenia oczywiście wiąże się z egzekucją skarbową i dalszymi kosztami. Kto miałby to wszystko w przyszłości zwracać? I w oparciu o jaką podstawę prawną?

Przydałoby się ciut szczegółów, bo na razie wygląda to na szarlatanerię albo chciejstwo. I nasuwa się podejrzenie, że wbrew deklaracjom przywrócenie praworządności wcale nie należy do priorytetów PO. Albo – i diabli wiedzą, co gorsze – partia Schetyny nie traktuje serio własnych deklaracji i robi ludzi w bambuko.

Po trzecie, niska wiarygodność. Akurat w sprawie mediów publicznych Platforma powinna bić się w piersi albo chociaż milczeć. Zapaść abonamentową wywołał w znacznej mierze premier Donald Tusk, który publicznie ogłosił, że za niepłacenie abonamentu nic nie grozi. Później PO mogła się zrehabilitować, wystarczyło dać zielone światło dla gruntownej reformy ładu medialnego. W środowiskach twórczych panował wtedy spory ferment i pojawiało się wiele sensownych propozycji, które ustawodawca mógł zestroić z interesem publicznym, nadając im ostateczny kształt. Lepszej sposobności na wyrwanie mediów publicznych z objęć polityki w III RP jak dotąd nie było. Co zrobiła Platforma? Nic.

Po czwarte, kiepski styl. Tego Goebbelsa w spocie internetowym naprawdę można było sobie darować. Bo cóż się ścigać z braćmi Karnowskimi?

Opozycyja od wydarzenia do wydarzenia

A po piąte i ostatnie, opozycyjność eventowa nie ma najmniejszego sensu. Taka od wydarzenia do wydarzenia, polegająca na odpalaniu medialnych fajerwerków, utkana ze szczególików nieukładających się w żaden spójny obraz. W okresie powyborczym była jeszcze zrozumiała; po przegranej Platforma potrzebowała czasu na rozliczenie błędów, wyciągnięcie wniosków i reorientację programową. Nic takiego nie miało jednak miejsca, a dziś widać tego skutki. Radosna twórczość w stylu „co dziś wrzucamy do mediów?” to najwyraźniej docelowe modus operandi Platformy.

Chyba że mamy do czynienia z jakimś niezwykle wyrafinowanym produktem technologii politycznej. Tylko czy strategia głupich kroków okaże się wystarczająca w czasach rządów PiS? Mimo wszystko bezpieczniej byłoby chyba pokombinować z poważną polityką. Choć na próbę, a nuż coś wyjdzie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną