Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Fałszerze słów

Aż strach pisać, co możemy. My, to znaczy oni – rządzący Polską fałszerze słów.

Prezydent Trump przyleciał do Warszawy, spokojnie się wyspał, a że łóżko przygotowano mu nadzwyczaj wygodne, postanowił się odwdzięczyć odczytaniem laurki o Polsce. O tym, jak przez wieki cierpiała, bo ciągle była napadana i skąpana we krwi swoich bohaterów, ale pozostała dumna. Itd., itp. Żonglowanie naszą smutną historią i pamięcią szło Trumpowi zręcznie. Tylko o 1989 r. nawet się nie zająknął. Tu chciałbym pogratulować ministrowi Krzysztofowi Szczerskiemu tak uroczystej rewitalizacji instytucji cenzury. Doradca prezydenta RP musiał być nieźle przerażony, że świat się nagle dowie, kto wyprowadził wojska sowieckie z Polski, obalił mur berliński i jest symbolem odzyskania wolności przez kraje wschodniej Europy. Z dumą więc opowiadał, jak telefonował do lecącego nad Atlantykiem Air Force One, by wydusić skróty w przemówieniu Trumpa na pl. Krasińskich. Prezydent USA przeczytał, co trzeba, machnął ogonem, który tak pięknie nosi na głowie, i tyleśmy go widzieli.

Zaraz potem zaczęły się u nas zawody pisowskich heroldów. Brązowy medal otrzymuje ode mnie Patryk Jaki za słowa: mądra polityka rządu sprawiła, że staliśmy się jednym z najważniejszych graczy na świecie. Podobno zazdrośni Chińczycy od razu zaproponowali Jakiemu obywatelstwo i stanowisko rzecznika rządzącej w Państwie Środka partii komunistycznej.

Srebrny medalista dostaje ode mnie dwa złote medale. Jest nim Antoni Macierewicz, któremu przemówienie prezydenta USA zaimponowało głębią i rozmachem. Porównał je do wystąpień dwóch największych postaci w historii świata – Lecha Kaczyńskiego i Winstona Churchilla: „To jest ten poziom analizy historiozoficznej, ale także bieżącej politycznej i militarnej”. Minister obrony narodowej ma rację. Po prostu z ust mi to wyjął. Przemówienia Lecha Kaczyńskiego są do dziś komentowane przez wybitnych znawców przedmiotu, zaś Churchill – jak wiadomo – szlochał nad losem Polaków po konferencji w Jałcie. A swoją drogą ciekawe, co Putin obiecał Trumpowi i który z nich będzie musiał się popłakać. Pewnie ten, kto po szczycie G20 tweetował: „Czas na konstruktywną współpracę z Rosją”.

Namaszczeni na europejskie mocarstwo – polityczne, gospodarcze i moralne – możemy spokojnie na kolejnej miesięcznicy oderwać drugie skrzydło od samolotu i dalej lecieć ku prawdzie. Możemy wysyłać do Aleppo pocztówki ze słowami otuchy i fotografią pomnika Powstania Warszawskiego. Możemy wyciąć w pień najstarszą w Europie Puszczę Białowieską na złość UNESCO i „zielonym faszystom”, a nawet postawić pomnik kornikowi drukarzowi z wdzięczności za pretekst. Dla pewności przypomnę tylko definicję słowa pretekst – jest to zmyślony powód podany w celu ukrycia właściwej przyczyny.

Aż strach pisać, co jeszcze możemy. My, to znaczy oni – rządzący Polską fałszerze słów. Wśród nich fenomenalny Mariusz Błaszczak. Porównał on szczyt G20 w Hamburgu z pl. Krasińskich w Warszawie i okazało się, że Polska to kraj należący do Europy pierwszej prędkości – stabilny, nadzwyczaj gościnny i co najważniejsze – bezpieczny. Tymczasem w Niemczech, kontynuował szef MSWiA, mieliśmy potężne zamieszki. Palono sklepy i samochody, a kilkuset policjantów znalazło się w szpitalach – wymieniał nie bez satysfakcji. To tam jest ta Europa drugiej prędkości, zakończył swój wywód. Czyżby minister w natłoku zajęć nie zauważył, że antyglobaliści przyjechali do Hamburga, bo tam spotkali się przywódcy krajów decydujących o przyszłości naszego świata? Nie zauważył, i trudno się dziwić, przecież Beaty Szydło ani Andrzeja Dudy tam nie było.

***

Kim jest Tym

W filmie „Rejs” Stanisław Tym, grający kaowca, wypowiada te pamiętne słowa: „Urodziłem się w Małkini, w 1937 r. w lipcu. Znaczy, w połowie lipca… Właściwie w drugiej połowie lipca, właściwie… dokładnie 17 lipca. Czy są jakieś pytania?”. No są. Stanisław Tym rzeczywiście urodził się 17 lipca 1937 r. Wynikałoby z tego, że jakoś na dniach obchodzi 80. urodziny. Tymczasem każdy, kto go ostatnio widział, zaświadczy, że jest to przystojny młody człowiek, nienagannie ubrany i czarujący. Wygląda tak jak zawsze i uwodzi tak jak zawsze. Więc jak to jest?

Otóż Tym jest taki jak zawsze, co najwyżej czasy się zmieniają. Nie zawsze na lepsze. A on o każdym czasie ma coś ciekawego do powiedzenia, napisania, zagrania, narysowania. W jakiejś mierze, rzecz jasna, odgrywa tu rolę wykształcenie. Stanisław Tym studiował chemię na Politechnice Warszawskiej, przetwórstwo na SGGW, aktorstwo w PWST. W sferę sztuki wkraczał jako bramkarz i szatniarz w klubie Stodoła. A potem… aktor, autor tekstów i reżyser w Studenckim Teatrze Satyryków, w kabaretach Owca, Dudek i Wagabunda, scenarzysta filmów Stanisława Barei, odtwórca wiekopomnych ról prezesa Ochódzkiego w „Misiu” i Zenka w „Nie ma róży bez ognia”. Satyryk, rysownik, felietonista. Od 2006 r. zamieszcza swe felietony w POLITYCE.

Nie sposób wyliczyć, ile wszyscy zawdzięczamy Stanisławowi Tymowi. Potrafi śmieszyć do łez, wzruszać do łez i zmuszać do myślenia. No więc jeśli to prawda z tym 80-leciem, to za wszystko wypada z serca podziękować. I życzyć stu lat w zdrowiu i natchnieniu, rzecz jasna, od rocznicy urodzin.

Polityka 28.2017 (3118) z dnia 11.07.2017; Felietony; s. 89
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną