Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Czy słowo „prąd” na rachunkach będzie teraz pisane przez „P” z powstańczą kotwicą?

Reklama PGE z powstaniem warszawskim Reklama PGE z powstaniem warszawskim mat. pr.
Reklama PGE nie ma nic wspólnego z ideałami powstańców, za to bardzo wiele z konformistycznym podlizywaniem się aktualnej władzy i jej „polityce historycznej”.

Zabrałem ze sobą na wieś rachunki za prąd do opłacenia. Leżą na stole i czekają. Płacić, nie płacić – kombinuję. W końcu każdy pretekst jest dobry, żeby czegoś nie zrobić. Na przykład teraz piszę tekst na blog, a powinienem zamawiać teksty do XXVII numeru „LIBERTÉ!”. Ale co zrobić, nie ma sezonu ogórkowego od głupoty.

Zobaczcie tę reklamę. A potem jeszcze raz. Tak, to nie plakat rekrutujący do chroniącej nas od Sorosa/Specnazu/Astroturfingu – niepotrzebne skreślić – Obrony Terytorialnej. To reklama największego dystrybutora energii elektrycznej w Polsce. Gdybyście nie mieli tej nazwy na rachunku, nie wpadlibyście na to, prawda?

Reklamy – o honorze i odpowiedzialności, którymi kreatywni marketingowcy PGE katują mnie od kilku dni w Trójce (z konieczności nadrabiam zaległości w słuchaniu Radia Rządowego, zastanawiając się, co tam jeszcze robią Kydryński, Mann czy Waglewscy) – pasowałyby być może do zbiórki patriotycznej odzieży dla potrzebujących. Ale nie wiem, co mają wspólnego z rozprowadzaniem prądu po gospodarstwach domowych?

Reklama PGE nie ma nic wspólnego z ideałami powstańców, za to bardzo wiele z konformistycznym podlizywaniem się aktualnej władzy i jej „polityce historycznej”. Niestety, ta reklama wpisuje się idealnie w pewien trend pseudopatriotycznego kiczu, który powoli staje się w Polsce obowiązującą ideologią.

Popularyzowanie idei powstania niestety zbyt często, zwłaszcza wtedy, kiedy służy to politycznym celom, zamienia się w karykaturę tej największej po Holocauście tragedii w najnowszych dziejach Polski. Stąd pościel z panoramą na ruiny Warszawy i dresy z kotwicami na plecach.

Idąc na cmentarz, nie zachowujemy się jak na imprezie. Powstanie było militarną i polityczną klęską, zakończyło się niemal całkowitym unicestwieniem lewobrzeżnej Warszawy, śmiercią 200 tys. ludzi, w większości ludności cywilnej. Tymczasem politycy i ideolodzy prawicy coraz częściej traktują powstanie jak okazję do pseudopatriotycznego „energetyzowania się”.

Rachunki zapłacę – co robić. Ale umowę wypowiem. Skoro ich stać na marnowanie pieniędzy klientów na takie żałosne reklamy, to znaczy, że moich nie potrzebują. A nowego dostawcę łatwo znajdę sobie na stronie kalkulatora energii Urzędu Regulacji Energetyki. Chyba że ją zlikwidują – oczywiście wszystko w ramach akcji szerzenia patriotyzmu.

Fragment wpisu blogowego Leszka Jażdżewskiego. Przeczytaj w całości »

Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną