Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Zagrożony Dialog

Czym rządowi PiS naraziła się fundacja Otwarty Dialog?

Manifestacja wsparcia dla Ukrainy pod hasłem „Solidarni z euromajdanem”, zorganizowana w Warszawie w 2014 r. m.in. przez fundację Otwarty Dialog Manifestacja wsparcia dla Ukrainy pod hasłem „Solidarni z euromajdanem”, zorganizowana w Warszawie w 2014 r. m.in. przez fundację Otwarty Dialog Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Szarża na fundację Otwarty Dialog to potwierdzenie obaw, że rząd zamierza rozprawić się z organizacjami pozarządowymi na dobre i ostatecznie.

Bo wszystko, co niezależne, gdzie przebijają się wolna myśl i działanie, inne niż chciałby narzucić światu nieoceniony minister Błaszczak, jest realnym zagrożeniem dla władzy.

Fundacja Otwarty Dialog działa od 2009 r. W statucie zapisano, że jej celem jest „obrona praw człowieka, demokracji i praworządności na obszarze postradzieckim, w tym zwłaszcza w Kazachstanie, Rosji i Ukrainie”.

Jak działała fundacja Otwarty Dialog

Ale zrobiło się o niej głośno podczas Majdanu w Kijowie. Obserwatorzy fundacji i wolontariusze monitorowali naruszanie prawa i wolności przez reżim Janukowycza, milicję, służby specjalne czy zwykłych bandytów, słynne tituszki. Aktywizowali dziennikarzy i zachodnich dyplomatów. Mieli hojnych sponsorów, to się dało zauważyć, bo fundacja działała bardzo szeroko.

Otworzyli biuro w Kijowie, udzielali pomocy potrzebującym, prowadzili akcję propagandową. A potem było biuro w Warszawie, Ukraiński Świat. Pomagano tam Ukraińcom, którzy przyjechali do Polski, uciekając przed prześladowaniami i takim, którzy przyjechali i nie wiedzieli, co z sobą począć po wyjściu z dworca. Urządzali spotkania z politykami i parlamentarzystami, organizowali zbiórki pieniędzy na pomoc Majdanowi. Bez wątpienia byli jedną z najsilniej zaangażowanych w ukraińską sprawę organizacji pozarządowych, media często korzystały z ich doświadczeń, zapraszały liderów fundacji do komentowania wydarzeń.

Potem, gdy wybuchł konflikt z prorosyjskimi separatystami w Donbasie, a ostatecznie konflikt z Rosją, czego Ukraińcy nie spodziewali się w najczarniejszych snach i do czego nie byli gotowi, Otwarty Dialog ruszył na front. Towarzyszył wolontariuszom, którzy stanęli do walki, często kompletnie nieprzygotowani. Ukraińskim oddziałom brakowało wówczas wszystkiego, akumulatorów do czołgów, paliwa, broni, amunicji, a nawet tak podstawowych elementów wyposażenia jak kamizelki kuloodporne czy hełmy. Do pomagania Ukrainie rzucili się wszyscy, zwłaszcza Polacy.

Do darczyńców apelowano, żeby pomagać skutecznie, dostarczać walczącym zwłaszcza to, czego im najbardziej potrzeba, by chronić życie. Tam, w Donbasie, każdego dnia ginęli ludzie, ochotnicy, a także dziennikarze. Otwarty Dialog kupował w Polsce kamizelki kuloodporne i hełmy, jak pamiętam, wszyscy – z prawa i lewa – przyjmowali tę pomoc entuzjastycznie. Pamiętam też oburzenie, gdy jeden z transportów kamizelek został zatrzymany na polsko ukraińskiej granicy. To był chyba transport pilotowany przez Otwarty Dialog. Nagle okazało się, że fundacja nie ma uprawnień.

To wtedy wymyślono obejście problemu, przyznanie fundacji koncesji na handel bronią. A dokładnie „wykonywanie działalności gospodarczej w zakresie obrotu określonymi wyrobami o przeznaczeniu wojskowym lub policyjnym”. Bardzo po polsku: nie ma spraw niemożliwych. My przecież potrafimy obejść każdy przepis i znaleźć wyjście z każdej sytuacji.

Majdan w Warszawie?

Pewnie wówczas wydawało się to wyjściem genialnym i nikomu na myśl nie przychodziły jakiekolwiek kłopoty związane z tą decyzją. Faktycznie, już wówczas można było się zastanowić, czy zadanie nie wykracza poza statutowy zakres działania fundacji. Cel jednak uświęcał środki. Dzięki koncesji fundacja mogła pomagać Ukraińcom, walczącym z rosyjską agresją. A o to wtedy chodziło.

Dziś jeden z najcięższych zarzutów wytaczanych przeciwko fundacji Otwarty Dialog tego właśnie dotyczy, koncesji na handel bronią. Z której zresztą fundacja sama zrezygnowała kilka miesięcy temu, również dlatego, że taka pomoc już nie była potrzebna. Ale pewnie pies by się nawet nie wysmarkał na tę sprawę, bo minister Błaszczak kontrolował działanie fundacji i niczego podejrzanego nie wykrył. Koncesja go nie wprawiła w zdumienie. Czyściutko.

Gdyby nie to, że prezes fundacji poparł niedawne protesty w obronie sądów. Ogłosił w internecie apel, 16 pomysłów na nieposłuszeństwo obywatelskie, jakie mogłyby doprowadzić do upadku rządu. Apel zatytułowany „Niech państwo stanie: wyłączmy rząd!” zawiera listę 16 propozycji działań, mających na celu powstrzymanie „zamachu PiS na rządy prawa w Polsce”, jak to opisał Bartosz Kramek.

Bartosz Kramek, przewodniczący Rady Fundacji, odwołał się do kijowskich doświadczeń i proponował organizowanie protestu wedle ukraińskich wzorów i schematów z Majdanu. Trochę go poniosła wyobraźnia, bo Polska – wciąż – jest krajem demokratycznym, a Ukraina podczas Majdanu była państwem rządzonym autorytarnie. U nas o zmianie rządu decydują wciąż wybory. Ukraińcy na uczciwe wybory nie mogli liczyć.

Z demokracją wiele bywało problemów, ale jej wyższość nad ustrojem autorytarnym czy dyktaturą na tym polega, że za cztery lub pięć lat przychodzi dzień elekcji i wtedy obywatel może decydować, komu powierza władzę. Na razie, podkreślam, wybory mamy wolne i możemy z nich skorzystać, wykorzystując jako broń kartkę wyborczą.

Kamiński napuszcza kontrolę na fundację

Manifest Kramka wzbudził wściekłość u rządzących. Premier Szydło przez zaciśnięte zęby mówiła o groźbach, o rozwiązaniach z Majdanu. I już było wiadomo, że władza nie odpuści. Zaledwie kilka dni później, gdy ludzie zeszli z ulicy, nastąpił atak na fundację.
Biuro prasowe Ministerstwa Spraw Zagranicznych poinformowało, że resort zwrócił się do Izby Administracji Skarbowej w Warszawie o przeprowadzenie w fundacji Otwarty Dialog kompleksowej kontroli skarbowej oraz o poinformowanie o jej wynikach szefa MSZ „z uwagi na zamieszczane przez fundację Otwarty Dialog informacje, nawołujące do nielegalnych działań, takich jak zachęcanie do niewywiązywania się z obowiązku uiszczania podatków, a także w związku z doniesieniami medialnymi o znaczących przepływach finansowych pomiędzy osobami zasiadającymi we władzach fundacji”.

O kontrolę zwrócił się do szefa MSZ Mariusz Kamiński. Bez tajemnic: rzecznik zaznaczył, że wystąpienie do MSZ ma „bezpośredni związek z ostatnimi działaniami Bartosza Kramka, który jest autorem skandalicznego wpisu nawołującego do przewrotu w Polsce”. Wszystko jasne.

To, co właśnie się odbywa, przypomina jako żywo PRL. Wtedy w identyczny niemal sposób atakowano choćby pisarzy, którzy sprzeciwiali się niedemokratycznemu ustrojowi i poczynaniom władz albo napisali coś, co cenzura i władze uznały za nieprawomyślne. Im też zarzucano, że są finansowani przez obce siły, że biorą pieniądze od wrogów Polski Ludowej. Że współpracują z obcym. Że dążą do obalenia ustroju sprawiedliwości społecznej.

Bardzo podobne zarzuty kierowała propaganda choćby do autorów Listu 59 (jednym z jego sygnatariuszy był Julian Kornhauser), tyle że zamiast kontroli skarbowej następowało rozpracowanie przez SB.

Wszyscy występujący w obronie demokracji byli, w oficjalnej propagandzie, finansowani przez zewnętrzne siły i przez nie manipulowani. Podobne zarzuty padają dziś w stosunku do fundacji Otwarty Dialog. Tyle tylko, że peerelowska propaganda robiła to o niebo profesjonalniej niż dzisiejsza TVP. A i tak się to zresztą na nic zdało.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną