Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Kryzys w branży generałów

Blokada nominacji generalskich może obrócić się przeciwko Andrzejowi Dudzie

Prezydent Andrzej Duda podczas święta Wojska Polskiego. Prezydent Andrzej Duda podczas święta Wojska Polskiego. Andrzej Hrechorowicz / Kancelaria Prezydenta RP
Oficerowie stali się zakładnikami polityków w walce o wpływy w wojsku.

Mamy ich zaledwie 67. Liczba czynnych generałów w Wojsku Polskim nigdy nie była tak niewielka. Tak naprawdę jest ich nawet mniej, bo tylko 41 faktycznie dowodzi wojskiem w kraju, reszta pełni eksponowane stanowiska „flagowe” za granicą (11), szefuje instytucjom i uczelniom wojskowym (7), jest w rezerwie kadrowej ministra lub dowódców (5), kieruje Żandarmerią Wojskową (2), wspiera prezydenta w BBN (1). To dane z sierpnia, aktualizowane i upublicznione w Biuletynie Informacji Publicznej MON. Pokazują one, że wobec liczby etatów generalskich, mamy w Polsce około 50-procentową lukę (i mniej więcej dwa razy za mało generałów).

Tradycji awansów generalskich do tej pory nie złamano

Wstrzymana przez prezydenta Andrzeja Dudę nominacja 14 oficerów nie zapełniłaby tej luki. Odłożenie awansów o kilka miesięcy – bo miejmy nadzieję, że spór z MON nie będzie trwał wiecznie – też samo w sobie nie jest dramatem, choć oczywiście dla wyznaczonych osób niepewność nie jest miła. Sytuacja sprawiła jednak, że na kryzys kadrowy nałożył się inny, polityczny – czy wręcz personalny. A jego ofiarą padli nie tyle poszczególni żołnierze, co system ich awansu.

Tradycja awansów generalskich 15 sierpnia nie została złamana ani razu pod rządami obowiązującej od 20 lat konstytucji. Teraz – chyba raczej dla usprawiedliwienia sytuacji niż szczerze – słychać, że to w sumie nie ma znaczenia, że uroczystość w dniu Święta Wojska Polskiego to sprawa drugorzędna. Formalnie to racja. Ale trzeba zapytać oficerów, czy wolą przyjmować gwiazdki i wężyki na dziedzińcu Belwederu, w sierpniowym słońcu i przed defiladą, czy kiedy indziej.

Sierpień wyznaczał pewien rytm obsady stanowisk i wymiany kadr. Awansom powinno bowiem towarzyszyć wyznaczenie oficerów na nowe stanowiska służbowe, w myśl zasady jedności stopnia i stanowiska. Brak awansów nie musi wstrzymywać rotacji na stanowiskach, ale pogłębia lukę między pełnioną funkcją a posiadanym stopniem – lukę, która niechętnie widziana jest w NATO i która miała być niwelowana u nas. Dystynkcje bowiem mają nie tylko ceremonialne, ale i praktyczne znaczenie. Brak wystarczającej liczby generałów może wręcz utrudniać porozumienie, zwłaszcza w relacjach międzynarodowych.

Krótka lista Macierewicza

Coś zaczęło się psuć już w zeszłym roku. Lista nominacji na 15 sierpnia była zaskakująco krótka, zawierała ledwie osiem nazwisk, w tym tylko trzech pułkowników awansowanych na generała brygady. Ponieważ były to pierwsze uroczyste awanse w Święto Wojska Polskiego, których listę zgłaszał minister Antoni Macierewicz, oczekiwania były dużo większe.

Wcześniej Macierewicz zgłosił prezydentowi do awansu tylko dwóch oficerów – płk. Krzysztofa Króla, który został zastępcą dowódcy wielonarodowego korpusu w Szczecinie oraz będącego obecnie w centrum uwagi płk. Jarosława Kraszewskiego, zajmującego ważne stanowisko w BBN. Jednak lista zeszłorocznych sierpniowych awansów była najkrótsza z tych, które odnotowują archiwa BBN.

Początek kryzysu między MON a Pałacem Prezydenckim

Pierwszy prawdziwy kryzys z awansami wybuchł jesienią. Nominacje miały być wręczone w Dniu Niepodległości 11 listopada, ale zostały odłożone. Media donosiły, że Andrzej Duda miał zablokować część nazwisk, głównie wskutek krytycznej analizy kompetencji kandydatów. To wtedy zaczęło się też mówić o przyspieszonych kursach i ekspresowych awansach o dwa i więcej stopni. Pałac Prezydencki tonował te spekulacje, mówiąc o „normalnych uzgodnieniach”. Ostatecznie 29 listopada, a więc w Dniu Podchorążego upamiętniającego Powstanie Listopadowe, prezydent wręczył nominacje 14 oficerom, w tym 12 pułkownikom mianowanym na pierwszy stopień generalski.

W sumie w 2016 r. Andrzej Duda mianował 24 generałów i jednego kontradmirała. Ale według danych MON, w tym samym 2016 r. odeszło lub zwolnionych ze służby zostało 25 generałów i admirałów. Bilans kadrowy korpusu generalskiego ubiegłego roku wychodzi więc na zero.

W 2017 r. odeszło ze służby kolejnych 11 najwyższych rangą oficerów, co pogorszyło bilans, bo w tym roku jeszcze nie doszło do mianowania nowych generałów. Awans w korpusie był tylko jeden, drugą gwiazdkę generała dywizji otrzymał dowódca operacyjny gen. bryg. Sławomir Wojciechowski. Jeszcze pod koniec marca mieliśmy w służbie czynnej 71 generałów, od tego czasu z listy ubyło czterech.

Ilu generałów ma mianować prezydent?

W lipcu Onet.pl podał, że MON żąda od prezydenta mianowania aż 46 generałów. Liczba ta nie została nigdy formalnie potwierdzona. Wydaje się, że skrupulatna ocena kandydatów przez BBN wykluczałaby taki hurtowy awans, nawet jeśli rzeczywiście wnioskował o to Antoni Macierewicz. Z danych Akademii Sztuki Wojennej wynika bowiem, że tzw. kurs generalski, czyli Podyplomowe Studia Polityki Obronnej, ukończyło w ubiegłych dwóch latach 22 oficerów. Kilku odbyło równorzędne studia za granicą. Ostatecznie komunikat prezydenckiego biura mówił o zaledwie 14 nazwiskach, co jest liczbą nawet poniżej wieloletniej średniej awansów na 15 sierpnia.

Ale Andrzej Duda i tę krótką listę zdecydował się zablokować. W sporze z ministrem Macierewiczem użył „opcji atomowej”, mimo że mógł stopniowo zwiększać presję. Widocznie jednak uznał, że ani wywiad prasowy, w którym przedstawiłby swoje zastrzeżenia, ani zwołanie Rady Gabinetowej poświęconej wojsku z publicznymi oświadczeniami, ani na przykład posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego z udziałem reprezentantów bloków politycznych nie przyniosłyby oczekiwanego rezultatu, którym formalnie ma być ustępstwo MON w sprawie nowej struktury dowodzenia. Oficerowie wyznaczeni do awansów, a po części i cały system ich promocji, stali się zakładnikami w wojnie prezydenta z ministrem. Czy to najlepszy sposób załatwiania nieporozumień?

Co się stanie, jeśli kryzys będzie trwał

Pytanie, co będzie, gdy MON nie zechce ustąpić. Zostawiam na boku spekulacje dotyczące pozycji politycznej Antoniego Macierewicza i jego losów. Wypowiedzi wiceministra Tomasza Szatkowskiego, odpowiedzialnego merytorycznie za reformę dowodzenia opisaną w Strategicznym Przeglądzie Obronnym, świadczą o głębokiej niechęci wobec koncepcji dowództwa połączonego, której ma się domagać prezydent. A uzgodnienie tej kwestii – czytaj: zaakceptowanie swoich postulatów – Andrzej Duda postawił jako warunek wstępny odblokowania awansów generalskich. Czy z 67 generałami armia może funkcjonować? Tak. Czy da się ją rozbudowywać zgodnie z planami rządu? Z trudem. A przecież dłuższa blokada awansów, wywoła w korpusie generalskim naturalne ubytki. W tym roku żaden generał z aktualnej listy nie osiągnie wieku lat 60, czyli końca służby. Ale w przyszłym roku „marszałek PESEL” upomni się o swoje kadry.

Odblokowanie awansów generalskich potrzebne jest też z innego powodu. Ich wstrzymanie nieuchronnie prowadzi do zantagonizowania środowiska wojskowego. Prezydent w tym sensie strzela do własnej bramki – bo dla tych oficerów, ich rodzin i, co najważniejsze, dla ich podwładnych – stał się czynnikiem blokującym awans, również ekonomiczny.

Dla osób nie wgłębiających się w szczegóły jest „dobry” minister Macierewicz, który chce przyznać najwyższy stopień i większe pieniądze – i „zły” prezydent Duda, który z powodu jakichś tam nieporozumień ten awans blokuje. Im dłużej taka sytuacja potrwa, tym łatwiej docierać będzie do wojska narracja o hamulcowym w Pałacu Prezydenckim. Prezydenccy doradcy powinni zastanowić się już teraz, jak wybrnąć z tej sytuacji, zanim będzie za późno.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama