Napis zamieszczony na Twitterze przez telewizję jednoznacznie nawiązywał do napisu „Arbeit macht frei” („Praca czyni wolnym”), który znajduje się nad bramą wjazdową do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Dodatkowo na dole grafiki umieszczono dopisek „Ordnung muss sein” („Porządek musi być”), a zastosowana w nim czcionka ma przypominać gotycki krój pisma. Była to zapowiedź materiału filmowego TV Republika zatytułowanego „Ile są nam winni Niemcy?”.
Ile są nam winni Niemcy?
Sprawa ewentualnych reparacji i zadośćuczynienia za zniszczenia dokonane przez III Rzeszę podczas II wojny światowej powraca co jakiś czas. Ostatnio okazją ku temu była konwencja Zjednoczonej Prawicy w Przysusze. Temat poruszył Jarosław Kaczyński, który mówił, że aby odrobić straty, potrzebny jest wysiłek „pięciu czy siedmiu pokoleń”. Wtórowały mu prawicowe media.
To powrót do sporu z 2003 r., kiedy w odpowiedzi na postawę Powiernictwa Pruskiego, domagającego się zwrotu majątków Niemców wysiedlonych z Polski na skutek postanowień konferencji poczdamskiej, Lech Kaczyński zapowiedział stworzenie kosztorysu zniszczeń Warszawy. O ile jednak postawa ówczesnego prezydenta stolicy była odpowiedzią na próbę zawracania rzeki kijem przez niezależne i w gruncie rzeczy niewiele znaczące stowarzyszenie, o tyle teraz mamy do czynienia z niczym nieuzasadnioną wypowiedzią najważniejszego polityka w Polsce.
Postanowienia konferencji poczdamskiej z 1945 roku zakładały, że Polska otrzyma reparacje od Niemiec za pośrednictwem Związku Radzieckiego. – Oczywiście stalinowska Polska Ludowa w żaden sposób nie wykorzystała obiecanych reparacji, a większość ruchomego majątku poniemieckiego powędrowało do ZSRR – mówi historyk, dr Mikołaj Mirowski. Uległo to zmianie w 1953 roku, kiedy PRL zrzekła się reparacji wobec NRD. To tu PiS upatruje furtkę. Mimo wciąż obowiązującej w Polsce konstytucji, która jasno mówi, że III Rzeczpospolita jest spadkobierczynią PRL, dla Antoniego Macierewicza to nie Polska zrzekła się reparacji, a „sowiecka kolonia zwana PRL”.
Po zjednoczeniu Niemiec RFN zobowiązała się do wypłacenia ofiarom II wojny światowej 500 mln marek za pośrednictwem Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. – Ostatecznie kontrowersje wokół niemieckich reparacji definitywnie powinien zakończyć traktat „2+4” regulujący zasady i międzynarodowe konsekwencje zjednoczenia Niemiec z 1990 roku. Dokument ten jasno stwierdza, że jego ratyfikowanie „zamyka wszystkie sprawy wynikające z II wojny światowej i jej konsekwencji”. Polski podpis pod dokumentem złożył wtedy premier Tadeusz Mazowiecki – dodaje Mirowski.
Auschwitz powinno być święte
Czy podnoszenie kwestii reparacji ma sens 72 lata po zakończeniu wojny i konferencji w Poczdamie? – Przestrzegałbym polski rząd przed wykonaniem dogłębnej i drobiazgowej analizy prawnej zgłaszania tak jednoznacznych publicznych żądań w sprawie reparacji od Niemiec. Oczywiście kwestia ta może być politycznym argumentem w różnych bilateralnych sprawach pomiędzy Polską a RFN. Tyle, że należałoby to robić w zaciszu gabinetów, a nie w publicznie składanych żądaniach – komentuje historyk.
To jednak nie jedyny aspekt sprawy pozornie błahego plakatu udostępnionego przez Telewizję Republika. Jest to bowiem kolejna próba użycia Zagłady do realizacji partykularnych interesów. W marcu bieżącego roku grupa przestawiająca się jako „Love Macht Frei” (sic!) postanowiła w ramach happeningu rozebrać się i zabić jagnię na terenie Muzeum. W ten sposób rzekomo protestowała przeciwko konfliktom zbrojnym na świecie. Doszło więc nie tylko do zbezczeszczenia pamięci zamordowanych w komorach gazowych, lecz także do zabicia niewinnego zwierzęcia.
Muzeum skomentowało te wydarzenia, mówiąc, że „wykorzystywanie symboliki Auschwitz do jakichkolwiek manifestacji lub happeningów jest rzeczą karygodną i oburzającą”, a wspomniany plakat udostępniony przez TV Republika określiło jako „prymitywną manipulację bolesnymi symbolami świadczącą jedynie o poziomie moralnym oraz zrozumieniu historii u ich autorów”. Czy oba wydarzenia dzieli więc cokolwiek poza wrażliwością „twórców”, która jednym kazała publicznie się obnażyć, a innym chować za ekranem monitora?