Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Poezja i proza polityczna

Żubry Żubry Mrs Airwolfhound / Flickr CC by 2.0
Przemoc wobec zwierząt powoli staje się problemem społecznym. A tolerancja dla niej skutkuje przemocą wobec ludzi.

Pan Wojciechowski (Janusz), europoseł, okazał się nie tylko politycznym wędrowniczkiem (przebył drogę od PSL do PiS), ale także obiecującym poetą. Oto poemat, jaki niedawno stworzył:

Ech, żubrze, gdybyś w polskim mateczniku siedział.
Nigdy by obcy strzelec o tobie nie wiedział.
Nikt by tutaj do ciebie nie walił z gwintówki.
(No chyba, że pogromca żubrów z Kalinówki)
Czy tam ciebie zwabiła łąk za Odrą wonność.
Czy żeś do demokracji tamtej poczuł skłonność.
Wyszedłeś na brzeg rzeki, gdzie las się przerzedził.
A tam zaraz leśniczy bytność twą wyśledził.
I ogłosił, żeś groźny zwierz dla otoczenia.
I na nic dyrektywy, traktat, trybunały.
Nic ochrona natury i dobrostan cały.
Nic, że byłeś łagodny i świata ciekawy.
Cel, pal i kula w łeb twój, wielki, kędzierzawy.
I choć żeś Polskę całą w pokoju przemierzył.
Toś wolności za Odrą ani dnia nie przeżył

Pan Wojciechowski zainspirował dwie repliki internetowe, też rymowane:

Ależ ci mój drogi (p)ośle,
Żubr sam opowie wszystko,
Musiał wiać gdzie pieprz rośnie,
Bo mu dom wyrżnął Szyszko.

***

Żubr do Niemiec po azyl bieży
Bo spierdziela z Białowieży
Gdzie szyszka ze swą zgrają,
do bażantów strzelają.
Gdzie chytrość nie starcza już lisia,
bo kapelan udusi i rysia
A skórę zedrze z niego
Tajemnicza „córka leśniczego”

Poemat p. Wojciechowskiego przedstawia historię żubra, który nie zrozumiał, że najlepiej jest w kraju nad Odrą i Wisłą, zwłaszcza w czasach dobrej zmiany, i nieopacznie udał się do kraju germańskiego, gdzie go zaraz uśmiercono. Pan europoseł nieco podkoloryzował całą historię, bo władze niemieckie głowiły się, co zrobić ze zwierzęciem przybyłym zza wschodniej granicy. Ponoć nie dało się go zneutralizować i podjęto decyzję o zastrzeleniu. Reakcje internautów niemieckich były raczej krytyczne wobec poczynań władz.

Kaplan strzela do rysia

Nie tak dawno Słowacy zastrzelili niedźwiedzicę, która z dwoma małymi penetrowała okolice granicy polsko-słowackiej. Małe misie sprzedano, chyba do Węgier. Wygląda na to, że Wojciechowski przeoczył to wydarzenie, a może jednak nie. W każdym razie nie upamiętnił sprawy stosownym utworem, być może z uwagi na interesy Grupy Wyszehradzkiej czy nawet całego Międzymorza.

Faktycznie, nagana udzielona Słowakom mogła fatalnie odbić się na jedności regionu. Zacytowani autorzy poezji polemicznej wobec p. Wojciechowskiego wytknęli mu jednostronność, aczkolwiek tylko ekologiczną. Wyjaśnię, że w sprawie „tajemniczej córki leśniczego” chodzi o to, że pewien ksiądz, ponoć kapelan Lasów Państwowych, postrzelił rysia, a potem wyciągnął sznurek i udusił zranionego zwierzaka. Uczynił to zapewne z chrześcijańskiego miłosierdzia, bo ryś to też stworzenie Boże, więc trzeba mu oszczędzić niepotrzebnych udręk.

Na rysie nie wolno polować, ale p. Szyszko zapewne zmieni prawo, niewykluczone, że z mocą wsteczną, tak aby wielebnemu nic nie stało się. Może zresztą nie trzeba będzie, ponieważ nic nie słychać, aby kapelanowi cokolwiek groziło. Nie jest wykluczone, że historia z rysiem została wymyślona przez opozycję totalną (niektórzy mówią nawet „totalitarną”) lub tzw. łżemedia, oczywiście finansowane przez Merkel i Sorosa, z wiadomych powodów, dokładniej: wrogich tzw. dobrej zmianie.

Ludzie są bestiami wobec zwierząt

Sprawa rysia i żubra jest smutna. Pokazuje, że ludzie są bestiami wobec zwierząt, niekoniecznie odwrotnie. Pomijam niebywałe okrucieństwo w hodowlach zwierząt przeznaczonych na mięso i futerkowych. Może tylko zauważę, iż przechwałki władz polskich, że fermy hodowlane są przenoszone do Polski, np. z Francji, są zwyczajnie niesmaczne, ponieważ dzieje się tak dlatego, że nasze rygory dotyczące dobrostanu zwierząt są liberalniejsze od obowiązujących w krajach zachodnich.

Możemy pocieszać się tym, że wredni Germanie zastrzelili żubra z Polski, ale prasa codziennie przynosi wstrząsające relacje o psie, któremu pijany właściciel obciął uszy, o kocie powieszonym lub spalonym żywcem, o danielu przykutym do drzewa itp. Przemoc wobec zwierząt powoli staje się problemem społecznym. A tolerancja dla niej skutkuje przemocą wobec ludzi. Straż leśna w Białowieży pobiła ekologów protestujących przeciwko wycince drzew, rechocąc przy trzy tym „Boli, musi boleć”. Wspomniany kapelan zapewne pobłogosławił dzielnych leśników, a potem zabawił się z rysiem. Trudno się dziwić, że nie dostrzegli w tym niczego zdrożnego.

Dekomunizacja drzew

Pan Bukowski (Jerzy, pseudonim internetowy Sowiniec), dr filozofii, nawet słuchacz moich wykładów, postawił taki oto problem:

„Czy dekomunizacji powinno podlegać także drzewo? Z takim problemem muszą zmierzyć się władze Tarnowa, w którego centrum rośnie piękny dąb posadzony z okazji jubileuszu 35-lecia PRL. Oznajmia o tym wszem wobec betonowa tablica. (…) Będziemy musieli dokonać wspólnie z magistratem swoistej kwerendy. Jeśli okaże się, że takich obelisków, tablic jest w mieście więcej, trzeba będzie podjąć odpowiednie kroki administracyjne [to zdanie jednego z tarnowskich oficjeli]. Podobnego zdania jest tarnowski przewodnik Jacek Litwin. »To symbol tamtych lat i tamtych czasów, których nie można odciąć ustawą. Drzewo, które rośnie na skwerze przy ulicy Zakątnej, nie powinno być usunięte w ramach ustawy dekomunizacyjnej, bo jest niemym świadkiem wydarzeń Polski z czasów PRL. Wiąże się z nim także pewna ciekawostka. To tak zwany dąb czerwony i został posadzony przez czerwonych. Jest tylko jeden problem. Ten gatunek został sprowadzony do Europy w XIX wieku ze Stanów Zjednoczonych« – wyjaśnił w rozmowie z Radiem Kraków”.

I p. Bukowski konkluduje: „Być może właśnie te amerykańskie korzenie sprawią, że dąb oprze się dekomunizacji”.

Nic nie wskazuje na to, aby p. Sowiniec ironizował. Byłoby to zresztą dziwne, ponieważ od dawna jest heroldem dezubekizacji i dekomunizacji. Jeśli rzeczony dąb pozostanie na swoim, być może p. Bukowski okrutnie zafrasuje się z tego, że wybrano drzewo kosztem jakże słusznej idei.

Frasunki p. Sowińca są jego sprawą i postronnym osobom nic do jego stanów mentalnych. Podobnie p. Wojciechowski ma pełne prawo do ubolewania nad smutnym końcem polskiego żubra na pruskiej ziemi i demonstrowania w ten sposób przewagi swobód obywatelskich w Polsce nad niemieckie.

Wszelako, z obiektywnego punktu widzenia, mieszanie drzew i zwierząt do walki politycznej jest zwyczajną tragifarsą. Bareja by nie wymyślił, że czerwień korzeni dębu, o ile ma rodowód z kraju rządzonego przez p. Trumpa, neutralizuje to, że został posadzony przez „czerwonych” – lub że żubr poniósł ostateczne konsekwencje za porównywanie swobód demokratycznych w dwóch sąsiadujących ze sobą państwach.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną