Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Dwie decyzje sądów w sprawach przeciwko dziennikarzom. Obie niepokojące

Idą ciężkie czasy dla dziennikarzy. Idą ciężkie czasy dla dziennikarzy. Sebastian Duda / PantherMedia
Orzeczenia są niekorzystne dla dziennikarzy, chociaż nie udowodniono, że złamali prawo.

Reporterka Polsatu Ewa Żarska ujawniła w kilku materiałach telewizyjnych, że prawdopodobnie bardzo groźny pedofil wciąż jest bezkarny i ukrywa się w Rosji. Dostała podziękowania od samego ministra Zbigniewa Ziobry, a bohater jej reportaży trafił w Rosji do aresztu ekstradycyjnego.

W tym samym czasie łódzka prokuratura zażądała od red. Żarskiej ujawnienia danych jej informatora. Tego dziennikarka zrobić nie mogła, bo zgodnie z prawem prasowym ma obowiązek chronić swoje źródła. Całej sprawie dodatkowego smaczku nadaje fakt, że dane tego informatora są w posiadaniu łódzkiej policji. Dlaczego tam nie zwrócił się o informacje prokurator – nie wiadomo.

Prokuratura za odmowę współpracy nałożyła na Ewę Żarską dwa mandaty po 3 tys. zł każdy. Reporterka odwołała się do sądu w przekonaniu, że przyzna jej rację. Nic bardziej mylnego. Sąd prawomocnie orzekł, że kara jest słuszna – redaktorka ma zapłacić 6 tys. zł i basta!

To prawdopodobnie pierwszy w Polsce przypadek, kiedy dziennikarz jest karany finansowo za ochronę danych informatora. Żarska postawiła się twardo, ale wcale nie ma pewności, że wobec takiego stanu rzeczy inny dziennikarz nie ugnie się i z obawy przed karą nie ujawni danych swojego źródła. A to już będzie oznaczać klęskę dla całej dziennikarskiej profesji, bo kto zechce informować dziennikarzy o istotnych faktach, mając świadomość, że wbrew własnej woli może nie pozostać anonimowy?

Sylwester Latkowski musi skasować tweety

Drugi przypadek dotyczy publikacji na internetowym blogu i na Twitterze informacji dotyczących pewnego biznesmena, podejrzewanego o udział w przestępstwach paliwowych. Autor Sylwester Latkowski publikacjami zareagował na fakt, że biznesmen zapragnął zostać właścicielem dużego klubu piłkarskiego. Dziennikarz uznał, że tylko w ten sposób może ostrzec władze miasta przed kontraktem z człowiekiem o podejrzanych koneksjach.

Niedoszły nabywca klubu złożył do sądu wniosek o zabezpieczenie swoich dóbr. Niewątpliwie miał do tego prawo. Ale rozprawa przed sądem odbyła się bez udziału Latkowskiego, w trybie nakazowym. Nie został powiadomiony, że wpłynął pozew, nie dano mu szansy, aby się do wniosku biznesmena odniósł. Wyrok otrzymał pocztą. Na mocy tego werdyktu sąd nakazał mu usunąć z internetu treści wskazane przez powoda. Niby nic wielkiego, a jednak dziennikarz odebrał to orzeczenie jako zamach na dziennikarską twórczość. Usunięcie wpisu z Twittera oznacza bowiem, że treści znikną bezpowrotnie, zostaną na zawsze wymazane sędziowską gumką. Odwołał się od wyroku.

Sąd w tej sprawie w ogóle nie zajął się meritum. Nie zbadał, czy to, o czym pisał dziennikarz, jest prawdą. W sposób mechaniczny zareagował na wniosek powoda. – Zostałem potraktowany jak internetowy troll – mówi Latkowski. – To nie tylko moja jednostkowa sprawa, ale i ostrzeżenie dla innych dziennikarzy, że mogą stać się celem takich sądowych wymuszeń, oznaczających nakładanie knebla mediom.

Historie, jakie stały się udziałem Żarskiej i Latkowskiego, chociaż dotyczą zupełnie różnych spraw, pozwalają na jeden wniosek. Wiele wskazuje, że idą ciężkie czasy dla dziennikarzy.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną