Reporterka Polsatu Ewa Żarska ujawniła w kilku materiałach telewizyjnych, że prawdopodobnie bardzo groźny pedofil wciąż jest bezkarny i ukrywa się w Rosji. Dostała podziękowania od samego ministra Zbigniewa Ziobry, a bohater jej reportaży trafił w Rosji do aresztu ekstradycyjnego.
W tym samym czasie łódzka prokuratura zażądała od red. Żarskiej ujawnienia danych jej informatora. Tego dziennikarka zrobić nie mogła, bo zgodnie z prawem prasowym ma obowiązek chronić swoje źródła. Całej sprawie dodatkowego smaczku nadaje fakt, że dane tego informatora są w posiadaniu łódzkiej policji. Dlaczego tam nie zwrócił się o informacje prokurator – nie wiadomo.
Prokuratura za odmowę współpracy nałożyła na Ewę Żarską dwa mandaty po 3 tys. zł każdy. Reporterka odwołała się do sądu w przekonaniu, że przyzna jej rację. Nic bardziej mylnego. Sąd prawomocnie orzekł, że kara jest słuszna – redaktorka ma zapłacić 6 tys. zł i basta!
To prawdopodobnie pierwszy w Polsce przypadek, kiedy dziennikarz jest karany finansowo za ochronę danych informatora. Żarska postawiła się twardo, ale wcale nie ma pewności, że wobec takiego stanu rzeczy inny dziennikarz nie ugnie się i z obawy przed karą nie ujawni danych swojego źródła. A to już będzie oznaczać klęskę dla całej dziennikarskiej profesji, bo kto zechce informować dziennikarzy o istotnych faktach, mając świadomość, że wbrew własnej woli może nie pozostać anonimowy?
Sylwester Latkowski musi skasować tweety
Drugi przypadek dotyczy publikacji na internetowym blogu i na Twitterze informacji dotyczących pewnego biznesmena, podejrzewanego o udział w przestępstwach paliwowych. Autor Sylwester Latkowski publikacjami zareagował na fakt, że biznesmen zapragnął zostać właścicielem dużego klubu piłkarskiego. Dziennikarz uznał, że tylko w ten sposób może ostrzec władze miasta przed kontraktem z człowiekiem o podejrzanych koneksjach.
Niedoszły nabywca klubu złożył do sądu wniosek o zabezpieczenie swoich dóbr. Niewątpliwie miał do tego prawo. Ale rozprawa przed sądem odbyła się bez udziału Latkowskiego, w trybie nakazowym. Nie został powiadomiony, że wpłynął pozew, nie dano mu szansy, aby się do wniosku biznesmena odniósł. Wyrok otrzymał pocztą. Na mocy tego werdyktu sąd nakazał mu usunąć z internetu treści wskazane przez powoda. Niby nic wielkiego, a jednak dziennikarz odebrał to orzeczenie jako zamach na dziennikarską twórczość. Usunięcie wpisu z Twittera oznacza bowiem, że treści znikną bezpowrotnie, zostaną na zawsze wymazane sędziowską gumką. Odwołał się od wyroku.
Sąd w tej sprawie w ogóle nie zajął się meritum. Nie zbadał, czy to, o czym pisał dziennikarz, jest prawdą. W sposób mechaniczny zareagował na wniosek powoda. – Zostałem potraktowany jak internetowy troll – mówi Latkowski. – To nie tylko moja jednostkowa sprawa, ale i ostrzeżenie dla innych dziennikarzy, że mogą stać się celem takich sądowych wymuszeń, oznaczających nakładanie knebla mediom.
Historie, jakie stały się udziałem Żarskiej i Latkowskiego, chociaż dotyczą zupełnie różnych spraw, pozwalają na jeden wniosek. Wiele wskazuje, że idą ciężkie czasy dla dziennikarzy.