Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Prawicowi dziennikarze mają przekonać Europę do PiS. Czeka ich ciężka robota

Krzysztof Skowroński, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Krzysztof Skowroński, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Plan MSZ, żeby wysłać prorządowych żurnalistów w świat z propagandowym zadaniem, ośmiesza nie tylko jego uczestników, ale i obecny rząd.

Pierwszy występ – na trudnej, berlińskiej arenie – już za nimi. Teraz pora na zapewne równie wymagające Brukselę i Londyn. Na koniec powinno być łatwiej: w Bratysławie, Pradze, a zwłaszcza w Budapeszcie panują teraz podobne jak w Warszawie porządki, więc niewykluczone, że tam publiczność zostanie życzliwie dobrana.

Mowa o tournée doborowego zespołu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, który na zlecenie samego ministerstwa spraw zagranicznych ma objechać europejskie stolice z misją doprowadzenia do zmiany (chciałoby się powiedzieć: dobrej zmiany) coraz bardziej szwankującego wizerunku Polski.

Operacja za 268 tys. złotych

Złośliwi powiedzą, że wybrani żurnaliści zaliczą na koszt rządu (ba, podatnika) przyjemną wycieczkę (cała operacja pochłonąć ma 268 tys. złotych). Ale to nieprawda: czeka ich przecież ciężka robota. Najgorsze, że z mizernymi szansami na sukces. Zachodni dziennikarze i publicyści mają różne i bardziej profesjonalne źródła zdobywania informacji o tym, co dzieje się ostatnio w Polsce. Trudno więc się spodziewać, by wywody Piotra Semki czy Krzysztofa Skowrońskiego wyparły z ich świadomości choćby historię niszczenia Trybunału Konstytucyjnego, sterowania publicznymi mediami czy też obraz marszów nazioli chronionych przez policję z orzełkami na czapkach.

Znamienne jednak, że MSZ formułując swoje propagandowe oddziały, nie próbował nawet ich uwiarygodnić. Zrekrutował wszak wyłącznie sprawdzonych na krajowym froncie żołnierzy obozu rządzącego. Nic dziwnego, że gospodarze w Berlinie od razu zwrócili uwagę, że w delegacji przysłanej im w ramach programu pod wymowną nazwą „Dziennikarze mówią o Polsce – dialog dziennikarzy polskich z dziennikarzami zagranicznymi” nie ma ani jednego przedstawiciela tytułów mniej entuzjastycznie nastawionych wobec aktualnej ekipy.

Wymiany opinii przez dziennikarzy z różnych krajów nie są niczym nagannym. Podejrzane jest jednak, gdy jej inspiratorem jest władza. A już kompletnie śmierdzi, gdy grono wybrańców jest tak jednorodne politycznie, jak to proponowane w tej ofercie.

Sam wiele razy brałem udział w takich spotkaniach – organizowały je jednak fundacje i organizacje międzynarodowe, a skład był urozmaicony ideowo. Pamiętam z takich wyjazdów chociażby Anitę Gargas (dziś gwiazdę „Gazety Polskiej” i telewizji) czy Jerzego Kłosińskiego z „Tygodnika Solidarność”.

Teraz jednak nie tylko resort, ale i uczestnicy programu nawet nie próbują stwarzać pozorów. Olga Doleśniak-Harczuk stwierdza wprost, że Niemcy „wystarczająco długo rozmawiali z »Gazetą Wyborczą«, teraz czas na »Gazetę Polską Codziennie«” (czyli tytuł, w którym pracuje). W identycznym tonie broni pomysłu Skowroński: „Nadszedł czas na opowieść z drugiej strony”.

Propagandziści z SDP próbują wcisnąć kit nie tylko kolegom z zagranicy, ale przy okazji również rodakom. A wymyślona przez speców od PR w MSZ formuła jest tylko kolejnym potwierdzeniem poziomu absurdu, jaki zapanował nad Wisłą.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną