Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

PiS wysadzi w powietrze Pałac Kultury? Śmiało!

Pałac Kultury i Nauki Pałac Kultury i Nauki mariusz kluzniak / Flickr CC by 2.0
Ministrowie Gliński, Morawiecki i Kownacki coraz głośniej mówią o potrzebie zburzenia PKiN. Kupa gruzu w centrum Warszawy miałaby być prezentem dla Polaków w setną rocznicę odzyskania niepodległości.

Ryszard Ochódzki, gogolowski bohater z przypadku, ucieka przez Warszawę ubrany w sportowy dres. Gonią go żołnierze, milicja, organy bezpieczeństwa Polski Ludowej. Zrozpaczony chowa się w łazience Pałacu Kultury i Nauki – symbolu opresji i „przyjaźni polsko-radzieckiej”.

Jest sylwester, 31 grudnia 1981 roku. Grany przez Leona Niemczyka „Towarzysz sekretarz” wymienia komunistycznych notabli, którzy bawią się tego wieczoru w gmachu, jeden walczył pod Lenino, inny przywiózł Cyrankiewicza do Poznania w 1956. Gdy w krańcowym stresie Ochódzki pociąga za spłuczkę stojący na placu Defilad budynek sypie się w pył, symbolicznie grzebiąc juntę Jaruzelskiego. I historię, i błędy, i wypaczenia też.

Zburz to sam

To oczywiście ostatnie sceny z „Rozmów kontrolowanych”, kontynuacji „Misia” wyświetlanej po raz pierwszy w 10. rocznicę wybuchu stanu wojennego. Ale w wyobraźni pisowskich notabli Pałac Kultury i Nauki bardziej przypomina ten z „Małej Apokalipsy” Tadeusza Konwickiego: „Ogromna spiczasta budowla budziła strach, nienawiść, magiczną zgrozę. Pomnik pychy, statua niewolności, kamienny tort przestrogi”.

Oddany do użytku w 1955 roku, Pałac górował nad odbudowywaną Warszawą i stawał się fallicznym symbolem dominacji radzieckiej w regionie. Zresztą w Moskwie stoi takich siedem, a nawet osiem, jeśli policzymy oddany do użytku w 2006 roku Triumph Palace.

Gdyby historia potoczyła się inaczej, być może w centrum placu Defilad stanęłaby (niemal identyczna architektonicznie do PKiN) „Wieża Niepodległości” – przedwojenny projekt Juliusza Nagórskiego będący częścią planu rozbudowy miasta do 1943 roku. Wtedy Gliński, Morawiecki i Kownacki mogliby spać spokojnie, nienękani przez cień Pałacu im. Stalina.

Na zburzeniu PKiN ucierpiałyby cztery teatry, pięć muzeów, kino i uczelnie wyższe (choćby Colegium Civitas). Mały koszt, biorąc pod uwagę pokonanie osobistej traumy kilku starszych panów. To oczywiście pod warunkiem, że bajania o wysadzeniu w powietrze symbolu Warszawy potraktujemy poważnie. A te do debaty publicznej wracają od czasu do czasu. Na przykład za sprawą Radosława Sikorskiego, który kiedyś kończył swoje wystąpienia słowami: „Ponadto uważam, że Pałac Kultury i Nauki powinien zostać zburzony” – co ciekawe, po latach podobną formułę zaczął stosować propisowski poeta Wojciech Wencel, kończąc tymi słowy swój każdy felieton w „Sieciach Prawdy”.

Sikorski uważa, że na miejscu Pałacu powinien powstać Park Centralny, który dokończyłby symboliczne przesunięcie Polski zza Żelaznej Kurtyny w sferę wpływów USA. Wtórują mu przedstawiciele skrajnej prawicy, jak choćby Grzegorz Braun, który w 2015 roku próbował zablokować obchody 60. rocznicy oddania Pałacu do użytku. Dziś jednak mamy po raz pierwszy do czynienia z sytuacją, w której czołowi politycy obozu władzy wracają do tej idei raz za razem.

Saperzy, bankierzy i Dzień Niepodległości

To, że prawica uwielbia zawracać rzekę historii kijem, nikogo nie powinno dziwić. Tak jakby duża eksplozja w centrum miasta mogła wyrugować ponad 50 lat komunizmu w Polsce. W końcu, jak uczył William Ockcham, najprostsze rozwiązania są najlepsze. Dlatego – według sugestii wiceministra Kownackiego – zamiast dyskretnej rozbiórki damy się wykazać naszym saperom.

Taki wybuch byłby imponujący, ale dlaczego nie pójść dalej? Ostateczne obalenie komunizmu powinno być zapamiętane na zawsze. Osobiście chciałbym zobaczyć anihilowanie Pałacu przy pomocy wiązki laserowej przynajmniej takiej jak ta, która zmiata z powierzchni ziemi Biały Dom w filmie „Dzień Niepodległości” (tytuł może zostać) z 1996 roku. Wtedy polski rząd miałby na ręku projekt, który mógłby zainteresować Mela Gibsona, a ten z kolei mógłby zaangażować aktorów zniszczonych teatrów, żeby odegrali odpowiednie przerażenie na swoich twarzach.

Po triumfalnym wysadzeniu lokalnej Gwiazdy Śmierci flagi Polski łopotałyby jakby bardziej, a orzeł latałby jakby wyżej. Na gruzach Pałacu zamiast Parku Centralnego (Sikorski), „byznesowego citi (Kownacki) czy po prostu „czegoś sensownego” (Gliński) mógłby stanąć Monument Dobrej Zmiany à la Góra Rushmore (konkretny kształt zostawiam Państwa wyobraźni). Być może wtedy można by wreszcie ogłosić obalenie komuny. Tylko czym zajmowałby się rząd?

Aha, Ochódzki, wydostając się z gruzów PKiN, powiedział: „Jeszcze nie zginąłem? To się odbuduje”.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama