Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Prawdopodobieństwo, brak znamion czynu zabronionego i marzenia

Pałac Kultury i Nauki w Warszawie Pałac Kultury i Nauki w Warszawie Chris / Flickr CC by 2.0
A jeśli Mateusz Morawiecki zamarzy o zniszczeniu Nowej Huty, też przecież symbolu budownictwa socjalistycznego? Mógłby to być prezent dla uczczenia jakiejś rocznicy, np. rozpadu Unii Europejskiej, o ile takowy nastąpi.

Było to 3 kwietnia 1996 roku. Bywa (aczkolwiek służbom drogowym trudno się z tym pogodzić), że na początku kwietnia spada śnieg. Jechałem autobusem z Suchej Beskidzkiej do Krakowa. Droga była oczyszczona do granic powiatu suskiego, a potem trudno przejezdna. Po drodze spotkaliśmy inny autobus, który wisiał nad sporym urwiskiem. Znaczy, że omal nie doszło do wypadku. Postanowiłem złożyć zawiadomienie o przestępstwie z art. 137 §1 kodeksu karnego (spowodowanie przez służby drogowe bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu drogowym). Wykładnia tego przepisu była (nie wiem, jak jest teraz) taka, że trzeba wykazać, że katastrowa była prawdopodobna w takim stanie rzeczy (drogi), jaki miał miejsce. Sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej w Myślenicach. Otrzymałem odpowiedź, że katastrofa nie była prawdopodobna, bo się nie zdarzyła. Sprawę umorzono.

Kilka dni temu w miejscowości Frydrychowice (nieopodal Wadowic) miało miejsce następujące zdarzenie. Trzy dziewczynki trenowały jeździectwo w prywatnej stadninie, położonej nad stawem. W pewnym momencie przyjechały trzy samochody z myśliwymi. Zauważyli kaczki pływające po wodzie i zaczęli do nich strzelać, mimo że od dziewczynek dzieliło ich mniej niż 100 metrów. Śrut z nabojów wystrzelonych przez myśliwych trafił w kaski dziewczynek. Ranił też konia, na którym trenowała jedna z nich, oraz psa, który ugryzł matkę jednej z dziewczynek. Według informacji uzyskanych przez świadków myśliwi mieli dobijać kaczki na oczach dziecka, które im towarzyszyło. Podobno nie zainteresowali się losem dziewczynek, tylko wsiedli do samochodów i odjechali.

Właściciel stadniny upewnił się, że dziewczynkom nic nie grozi, po czym zadzwonił na policję. Gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, zamiast rozpocząć poszukiwania myśliwych, wlepili mandat za brak kagańca.

Reklama