Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Prawą marsz

Grzeczny i sympatyczny marsz odbywał się pod naczelnym hasłem „My chcemy Boga”.

Minister Błaszczak oświadczył oficjalnie, iż Marsz Niepodległości 11 listopada odbył się spokojnie, grzecznie i sympatycznie. Środki masowego przekazu krajów europejskich były dziwnie innego zdania, pokazując zdjęcia licznej bandy rozwydrzonych pałkarzy, często zamaskowanych, niosących na transparentach i wykrzykujących rasistowskie i ksenofobiczne slogany, bijących wreszcie nieliczne kobiety, które w ramach walki z brunatnieniem Rzeczpospolitej usiłowały ich zatrzymać. Ze strony bitych był to akt pięknej odwagi cywilnej od początku jednak beznadziejny, gdyż bezpieczeństwo bandytom zapewniały państwowe służby porządkowe. I tutaj jest właśnie pies pogrzebany.

Jest pewne, że policji wydano rozkazy „na górze”. W końcu noszenie antyfaszystów na rękach, ciąganie i targanie ich do suk sprawia przypuszczalnie przyjemność mniejszości funkcjonariuszy, a większość wolałaby święty spokój i sama się nie pchała do brudnej roboty. Nie wiadomo, jak wysoko opracowano instrukcje, ale na pewno, jesteśmy w końcu państwem prawa, nie mogło się obejść bez przyzwolenia samego ministra. Problem w tym, iż kodeksy zabraniają głoszenia haseł wzywających do przemocy i siejących nienawiść, i to opierające się łamaniu prawa kobiety miały rację. Cóż jednak zrobić, kiedy to władza, a nie jakiś pojedynczy Kowalski, którego łatwo ująć i ukarać, sama władza, teoretycznie reprezentująca prawo, łamie je, wspierając łamiących.

Grzeczny i sympatyczny marsz odbywał się pod naczelnym hasłem „My chcemy Boga”. Bogów ci na naszym globie dostatek, nie chodziło jednak na pewno o muzułmańskiego czy żydowskiego, temu zaprzeczałyby całkowicie wrzaski demonstrantów, ale o naszego – chrześcijańskiego. Zważywszy na liczebność kleru w naszym kraju, liczbę kościołów, miejsc cudownych i świętych, jest to wezwanie dosyć bezprzedmiotowe – dla każdego starczy oficjalnego miejsca na spotkanie z katolickim Bogiem i od wiernego tylko zależy, czy chce korzystać z poświęconego pomieszczenia, bo modlić się w głębi ducha i spotykać z Panem można wszędzie.

Polityka 48.2017 (3138) z dnia 28.11.2017; Felietony; s. 96
Reklama