Badający aktywność internautów serwis politykawsieci.pl obliczył, że w ciągu doby od ogłoszenia dymisji premier Beaty Szydło pytanie „Dlaczego Szydło odchodzi?” zadano w internecie 33 mln razy. Szczególnie gorączkowo wyjaśnień domagali się użytkownicy tzw. portali prawicowych (na ogół sympatycy PiS) i oni też w ogromnej większości (75 proc.) wyrażali dezaprobatę dla decyzji kierownictwa partii. Pojawiły się nawet, rzadko w tych miejscach spotykane, agresywne komentarze wymierzone w prezesa Kaczyńskiego (o reakcjach na dymisję Beaty Szydło pisze Rafał Kalukin). Wątpię, by na którekolwiek z 33 mln podobnie brzmiących pytań padła zadowalająca odpowiedź. Partyjne przekazy dnia dopiero to ustalają; sam prezes w godzinie przełomu głosu nie zabrał.
Dość ogłupiałe są propisowskie media, wyraźnie zdane na siebie w poszukiwaniu karkołomnych uzasadnień, dlaczego „najlepszy rząd w historii” jest nagle zastępowany przez „jeszcze bardziej najlepszy”. I to dokładnie w tym samym dniu, kiedy rządowa większość odrzuca wniosek „antypolskiej opozycji” o dymisję pani premier. Tymczasowe tłumaczenia są takie, że chodziło o pewną korektę wizerunku rządu wobec instytucji Unii Europejskiej, o wzmocnienie kierownictwa gospodarczego i w ogóle o to, że jest nowy etap, do którego potrzeba nowych ludzi, a zresztą Beata Szydło przecież zostaje w rządzie... Chyba od początku tej kadencji nie było w PiS takiego propagandowego kociokwiku. A to przecież nie koniec serialu.
Trzeba powiedzieć, że i opozycja ma problem ze zrozumieniem „o co chodzi Kaczyńskiemu” tym razem? Przez pewien czas dominowała teoria przykrywkowa: rzuca się publiczności i mediom personalną sensację, żeby osłonić jednoczesny zamach władzy na wolne sądy i wolne wybory.