Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Prezes i Naczelnik

Czy prezes ma w sobie coś z Marszałka? Tak, obaj to nocne marki

Obu polityków łączyła także miłość do matki.

W początku grudnia prezydent Duda wygłosił orędzie inaugurujące obchody 100. rocznicy odzyskania niepodległości oraz 150. rocznicy urodzin Józefa Piłsudskiego. Przemówienie minęło bez szerszego echa, gdyż partia rządząca – z walnym udziałem prezydenta – zajęta była dobijaniem niezawisłości sądownictwa. Nie czas wspominać Marszałka czy Witosa, kiedy prezydent i prezes szyją ciasny gorsecik naszej demokracji. (Ciekawe, jak oni będą wspominani za sto lat?). A wszystko to zręcznie przykryte ślimaczą rekonstrukcją, czyli trwającą miesiącami zamianą PP. Szydło na Morawieckiego. Beata Szydło wykazywała zero samodzielności, była bezwzględną wykonawczynią linii Kaczyńskiego. Kpiła w żywe oczy, na przykład w Parlamencie Europejskim, kiedy zapewniała, że rządy prawa w Polsce nie są zagrożone. Miała znaczne poparcie, bo dała 500 zł i dla wielu jest swojska, nasza, prowincjonalna, taka jak oni. Szkoda tylko, że grillowanie ministrów trwało ponad dwa miesiące (i nadal trwa), a „nasza Beatka” została niepotrzebnie sponiewierana, choć tak bardzo starała się odgadnąć każdą myśl prezesa. „Za co? Za co?” – pytała wysoki Sejm. Kaczyński dał jej kwiaty i buzi, a Duda odwołanie.

Prezes czuje się do pewnego stopnia kontynuatorem Marszałka. „Ja i mój brat – mówił niedawno – uważaliśmy się w jakiejś mierze, w zasadniczo odmiennych warunkach, za kontynuatorów myśli marszałka Józefa Piłsudskiego; zawsze najważniejsze dla nas było myślenie w kategoriach państwowych”. Bracia Kaczyńscy uważali Piłsudskiego za najwybitniejszego Polaka, obok Jana Pawła II i kardynała Wyszyńskiego.

Czy prezes ma w sobie coś z Marszałka? Tak, na przykład obaj to nocne marki. Marszałek nie raz kładł się spać o świcie i spał do południa, prezes też podobno pracuje do późnych godzin nocnych, ale na Nowogrodzkiej pojawia się dopiero około południa. Jak Churchill albo jak profesor Sieriebriakow z „Wujaszka Wani”. Całymi nocami myślał i prochu nie wymyślił.

Obu polityków łączyła także miłość do matki. Wszyscy pamiętamy troskę Jarosława i Lecha o los Jadwigi Kaczyńskiej. Podobnie czuł Marszałek: „A zaklinam wszystkich co mnie kochali – pisał w ostatniej woli – sprowadzić zwłoki mojej matki z Sufit Wiłkomirskiego powiatu do Wilna i pochować matkę największego rycerza Polski nade mną. (…) Niech wszystkie armaty zagrzmią salwą pożegnalną i powitalną tak by szyby w Wilnie się zatrzęsły”. Co do siebie, to pisał Piłsudski: „Nie wiem, czy nie zechcą mnie pochować na Wawelu. Niech!”. Sądzę, że Marszałek nie był ostatnim, który o tym myśli. Wszak każdy wie, że gdzieś spocznie.

Dla swoich zwolenników Kaczyński jest wodzem, mówią nawet o Naczelniku Państwa, niedawno usłyszałem w telewizji, że wierzą weń jak w Boga. Kiedy trzeba było przepchnąć Morawieckiego na premiera, wzywał, by zaufać jego instynktowi, który jakoby nigdy go nie zawiódł. Piłsudski miał oczywiście większe zasługi wodzowskie, był wszak wojskowym, dowódcą, po wojnie z bolszewikami owianym legendą, i zdawał sobie z tego sprawę. Kiedy Mussolini szykował swój marsz na Rzym (1922 r.), Piłsudski pisał, że wódz musi być czymś innym niż ci, których prowadzi. „Wodzowie, mali czy wielcy, w mniejszych czy większych ugrupowaniach, w mniejszym czy większym wydaniu, są koniecznością”. Silnie akcentował samotność wodza, konieczność przeciwstawiania się opinii, a nawet swojemu najbliższemu otoczeniu. Należeli doń m.in. Sławek, Wieniawa, Prystor, Miedziński, Świtalski, Pieracki, Matuszewski, Orlicz-Dreszer. Skład biura politycznego dzisiaj każdy może sobie dośpiewać: Brudziński, Lipiński, Kamiński, Błaszczak, Macierewicz, Terlecki, Suski, Kuchciński, Karczewski i im podobni.

Przeciwników swoich Piłsudski i Kaczyński nie darzą nadmiernym poważaniem. Marszałek o endecji: „Zapluty, potworny karzeł na krzywych nóżkach, wypluwający swą brudną duszę, opluwający mnie zewsząd, nie szczędzący mi niczego, (…) ten potworny karzeł był moim nieodstępnym druhem, nieodstępnym towarzyszem doli i niedoli, szczęścia i nieszczęścia, zwycięstwa i klęski”. Równie mocne jak „ZOMO” i „zdradzieckie mordy”.

Obaj, Marszałek i prezes, nie byli – delikatnie mówiąc – entuzjastami Sejmu jako ciała demokratycznego i różnorodnego. W 1929 r. klub BBWR opracował projekt zmian w konstytucji, których posłowie i senatorowie BBWR nie znali do ostatniej chwili. Członkowie Komisji Konstytucyjnej wezwani zostali na godz. 18, dyskutowali do 4 nad ranem, na godz. 9 rano wezwano posłów i senatorów, którym projekt odczytano, o 10 zaczynały się obrady Sejmu. Projekt przewidywał m.in. – bagatela – likwidację trójpodziału władz, oddając najwyższą władzę w ręce prezydenta.

Gdy Kaczyński strzelił z bata, Sejm dał parodię debaty nad ustawami prezydenta w sprawie sądów i KRS. Poprawki wręczane w ostatniej chwili, jednominutowe wypowiedzi, hurtowe głosowanie poprawek, nocne obrady, jak gdyby chodziło o klęskę żywiołową. Puste ławy rządowe i partii rządzącej choćby podczas przemówienia rzecznika praw obywatelskich pokazują, co prezes myśli o parlamencie.

Nie dorównuje jeszcze Marszałkowi, dla którego Sejm był symbolem wszelkiego zła. Kiedy prezydent chciał mu powierzyć misję utworzenia rządu, postawił warunki: posłowie i partie nie wtrącają się do rządzenia i personaliów rządu, nie wtrącają się do budżetu, Sejm w ciągu co najmniej pół roku nie zostanie zwołany. Napisał wtedy, że jednak pewnych rzeczy na sobie wymusić nie może, na przykład kiedy w dziecięcych eksperymentach „stawiałem przed sobą talerz z ekskrementami, twierdząc: więc spróbuj”. Posłowie to dla Komendanta było „bydło i ścierwo”.

Ponieważ obecnie partia prezesa Kaczyńskiego deformuje Państwową Komisję Wyborczą, warto przypomnieć, że Marszałek uważał to ciało za „ścierwo, które sprawę wyborów tylko komplikować może”. Jedynie z braku czasu „dopuściłem różne ścierwa do istnienia i zarażania powietrza”.

Seminarium profesora Śpiewaka „Socjologia Jarosława Kaczyńskiego” na uniwersytecie zapowiada się ciekawie.

Polityka 50.2017 (3140) z dnia 12.12.2017; Felietony; s. 102
Oryginalny tytuł tekstu: "Prezes i Naczelnik"
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną