Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Prymus prezesa

Morawiecki jak Gierek. W obietnice niech wierzy, kto chce

Nowy premier Mateusz Morawiecki wygłosił exposé. Nowy premier Mateusz Morawiecki wygłosił exposé. Kancelaria Prezesa RM
Morawiecki zaimponował chyba tylko posłowi Kaczyńskiemu, a może nawet i jego troszkę znudził swym kaznodziejskim tonem. Brawa innych posłów pisowskich brzmiały rachitycznie.

Nowy premier Mateusz Morawiecki wygłosił przemówienie programowe w stylu wczesnego Gierka: Polska rozwija się dzięki partii, a ludziom dzięki partii żyje się lepiej i będzie się żyło jeszcze lepiej. Kto chce, niech wierzy.

Ale Sejm nie bardzo słuchał referatu nowego premiera, nawet posłowie PiS. Niektórzy ziewali, Kaczyński gadał z rzeczniczką Mazurek, inni mieli nieobecne spojrzenia. Przecież wiedzą, że prawdziwa polityka dzieje się gdzie indziej. A orędzia prezydenta Dudy czy premiera Morawieckiego nie są jej istotnym elementem. A poza tym referat po prostu był za długi, a pan Morawiecki nie jest dobrym mówcą.

Co zapowiedział Morawiecki w swoim exposé?

Zapamiętajmy jednak niektóre z obietnic, żeby za jakiś czas powiedzieć: sprawdzamy. Wzrost wydatków na publiczną służbę zdrowia do 6 procent PKB, wyrównanie dopłat dla rolników do średniej europejskiej, szybki przyrost liczby tanich mieszkań, zero tolerancji dla przemocy wobec kobiet, gotowość do akceptacji wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, rząd pisowskiej zjednoczonej prawicy powinien być rządem zjednoczonej Polski, a jego relacje z Ukrainą, Litwą i Gruzją – pogłębione.

Na prześwietlanie tych i innych obietnic i deklaracje nowego premiera nie ma tu miejsca. Mogłoby to jednak być ciekawe. Bo na przykład jak pogodzić trwanie PiS w sprzeciwie przed europejską konwencją o walce z przemocą wobec kobiet ze słowami Morawieckiego? Albo jak z nimi pogodzić psucie przez ministra Waszczykowskiego naszych stosunków z Ukrainą?

Za to nie było o Smoleńsku, o Kościele, o Tusku. Były natomiast patetyczne cytaty z Wyspiańskiego i Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, wielkie słowa i wielkie ambicje. Prawie mickiewiczowskie: mierzcie siły na zamiary. Niech premier próbuje, ale nie czuło się na sali autentycznego entuzjazmu w ławach koalicji rządzącej. Morawiecki zaimponował chyba tylko posłowi Kaczyńskiemu, a może nawet i jego troszkę znudził swym kaznodziejskim tonem. Brawa innych posłów pisowskich brzmiały rachitycznie, tak jakby myśleli: pożyjemy, zobaczymy, co z ciebie będzie, prymusie prezesa.

Nie było też konkretów pokazujących stosunek nowego premiera do palących kwestii politycznych: obrony niezależności sądownictwa, praw obywatelskich, wolności mediów, wdzierania się faszyzmu na ulice, coraz gorszych stosunków pisowskiej Warszawy z unijną Brukselą. Wszystkie trudne tematy Morawiecki pominął albo odfajkował.

Ideowo jego referat był mieszaniną solidaryzmu, etatyzmu w stylu neokeynesizmu, z miękkim nacjonalizmem politycznym i ekonomicznym. Nowy premier zarzeka się, że nie jest za „skrajnościami” ani neoliberalizmu, ani socjalizmu. Wspomniał nawet guru młodej lewicy Piketty’ego. Tak naprawdę to nie wiadomo, z kim mamy do czynienia: socjaldemokratą, socjalliberałem czy apostołem?

Czy ten koktajl jest wiarygodny i jakie może mieć skutki praktyczne, zaczniemy się wkrótce przekonywać. Na razie są mocne podstawy, by sądzić, iż program Morawieckiego to generalnie wielki koncert życzeń. Nie tworzą one spójnej całości i sprawiają wrażenie haseł rzucanych na wyborczy wiatr.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną