Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

PiS to populizm? Znacznie gorzej!

Skąd wysokie poparcie dla PiS? Jaki jest „suweren”? Zbadali eksperci

Poparcie dla PiS silnie wiąże się z przekonaniem o skorumpowanym charakterze poprzednich elit politycznych. Poparcie dla PiS silnie wiąże się z przekonaniem o skorumpowanym charakterze poprzednich elit politycznych. Igor Morski / Polityka
Kupieni za 500+, leniwi, niezaradni – tak przeciwnicy PiS myślą o jego elektoracie. Socjologowie pod kierownictwem dr. hab. Macieja Gduli proponują inne spojrzenie.

Niezaradni i leniwi, kupieni za 500+, ciemni, zmanipulowani i dający się oszukiwać – tak znaczna część przeciwników PiS definiuje elektorat partii Jarosława Kaczyńskiego. I im bardziej ich zdaniem PiS się kompromituje, tym bardziej utwierdzają się oni w tej prostej wizji pisowskiego „suwerena”. Zupełnie inne spojrzenie proponuje zespół socjologów pod kierownictwem dr. hab. Macieja Gduli. Rewolucyjnie inne, ale oparte na arcyciekawych badaniach.

Przeprowadził je zespół Instytutu Studiów Zaawansowanych wiosną i latem tego roku, sprawdzając poglądy klasy ludowej i średniej w niewielkim mazowieckim mieście (nazwanym kryptonimem „Miastko”), gdzie przytłaczające zwycięstwo wyborcze odniosło Prawo i Sprawiedliwość. Technika, jakiej użył, to nie znane powszechnie i budzące stałe kontrowersje badania ilościowe, ankietowe. Badacze przeprowadzili bowiem i opracowali dwa razy po 30 wywiadów z tymi samymi osobami (biograficznych oraz pogłębionych – o stosunku do polityki poprzedniej i obecnej władzy oraz o źródłach wiedzy o nich), z przedstawicielami klasy ludowej i średniej (zgodnie z teorią francuskiego socjologa Pierre’a Bourdieu), a ich wypowiedzi – jak wyjaśniają – były interpretowane w kategoriach specyficznych dla tych klas dyspozycji. „W pogłębionych wywiadach szukano informacji na temat źródeł, z których badani czerpią wiedzę o polityce, a do opinii i postaw politycznych dochodzono, konfrontując badanych przede wszystkim z pytaniami o wydarzenia i tematy klucze, które żywo są dyskutowane w sferze publicznej”.

Podstawowym wnioskiem z badań było to, że „poparcie dla PiS silnie wiąże się z przekonaniem o skorumpowanym charakterze poprzednich elit politycznych i z akceptacją aktualnych programów społecznych, a także z wizją wspólnoty, jaką oferuje swoim wyborcom partia Kaczyńskiego. Natomiast wyborcy niepopierający PiS są zrażeni i zniechęceni do polityki”.

Suweren walczy z elitą

Taki wniosek mógłby jeszcze nie stanowić nadzwyczajnego odkrycia, gdyby nie to, że zdaniem badaczy podstawą do akceptacji PiS nie jest wcale klasyczny populizm, ale zjawisko nazwane przez nich neoautorytaryzmem, który „łączy przedstawicieli różnych klas, obiecując rozliczenie establishmentu, stworzenie dumnej wspólnoty narodowej i wzrost poczucia mocy zarówno wobec elit, jak i grup o słabszej pozycji, np. uchodźców. Dla tego typu sprawowania władzy bardzo ważne są relacje, w jakie publiczność wchodzi z liderem i organizowanym przez niego dramatem politycznym. W dramacie tym publiczność uczestniczy w różnych rolach – ofiary, dumnego członka wspólnoty narodowej czy człowieka twardych zasad moralnych. Jednocześnie neoautorytaryzm mieści się w ramach paradygmatu demokratycznego, kładąc nacisk na uczestnictwo wyborcze, dawanie głosu zwykłym ludziom i niezależność państwa narodowego”.

Definicja ta pozwala inaczej spojrzeć na wysokie poparcie dla PiS w 2015 roku. U jego podstaw – według analizy socjologów – „leżały nie napięcia o podłożu ekonomicznym, ale wzrost aspiracji związany z podnoszeniem się standardu życia. PiS odwoływał się do tych aspiracji o wiele lepiej niż Platforma Obywatelska, i obiecywał ludziom, że państwo będzie ważnym partnerem w ich zaspokajaniu”.

Dodają oni też, że „kwestie interesów nie tłumaczą jednak wszystkiego. PiS był w stanie dużo sprawniej poruszać się w nowej sferze publicznej, która znacząco różni się od tej, która funkcjonowała 20, 15 i jeszcze 10 lat temu. W przeszłości sfera publiczna zorganizowana była wokół prasy, radia i telewizji. Uczestnictwo polityczne w tej sferze polegało na rywalizacji o narzucenie narracji, która okaże się przekonująca dla szerokiej publiczności. W rywalizacji tej uczestniczyli politycy, publicyści i intelektualiści. Można powiedzieć, że był to świat »pośredników kulturowych«. (...) Dziś komunikacja uległa głębokiemu przekształceniu z powodu rozwoju internetu. Nie chodzi tylko o to, że internet zabrał część publiczności, a dawne media działają w starym stylu, choć w mniejszej skali niż kiedyś. Internet przebudował stare media na swoją modłę. Oznacza to większą segmentację przekazu i jednocześnie olbrzymią presję konkurencyjną, by zdobyć uwagę publiczności. Dotyczy to także polityki, która przestała być aktywnością nastawioną na tworzenie i narzucenie narracji i przekształciła się w organizowanie publiczności wokół lidera. Lider nie tylko staje się uosobieniem proponowanego kierunku polityki, ale reaguje na wydarzenia, a czasem wręcz je wywołuje”.

Kaczyński obsługuje różną publiczność

Generalnie z analizy tych pogłębionych rozmów w „Miastku” wynika, że „Kaczyński obsługuje różnorodną publiczność. Klasie ludowej, dla której nie ma miejsca w społeczeństwie klasy średniej, oferuje udział we wspólnocie narodowej. Umiejętnie podsyca podmiotowość ofiary i angażuje ludzi obietnicą rozliczenia sprawców. Aspirującym daje poczucie moralnej wyższości. Dla wszystkich rozgrywa konflikt z elitami i buduje poczucie godności przez wyznaczanie słabych grup, wobec których można poczuć się silnym”.

Precyzując, klasie ludowej „PiS daje dziś poczucie uczestnictwa we wspólnocie, której członkowie wyraźnie różnią się od elit, »patologii« i obcych. Są dzięki temu »normalnymi« ludźmi. Jest to na pewno rodzaj awansu. (...) Nacjonalizm, jaki rozgrywa PiS, ma niewiele pozytywnych treści i nie określa szczegółowo powinności i tożsamości »prawdziwego« Polaka. Gdyby to robił, mogłyby powstać niepotrzebne napięcia miedzy zwolennikami, którzy często nie byliby w stanie odnaleźć się w pozytywnych definicjach. Zamiast tego łączy ludzi w opozycji wobec tych, którym »nic się nie należy«. Właściwe klasie ludowej swojskość i troska zostają wciągnięte w projekt akceptujący bezwzględność, tak wobec politycznych rywali, jak i wobec znajdujących się w potrzebie, ale nienależących do wspólnoty”.

Z kolei w przypadku klasy średniej „zaangażowanie w rządy Kaczyńskiego ma znacznie mocniejszy charakter. Z jednej strony PiS cieszy się sympatią osób wchodzących w rolę ofiary wykorzystującej politykę jako pretekst do szukania sprawiedliwości, z drugiej – poparcie dla PiS wiąże się z realizowaniem aspiracji klasy średniej do kontroli i panowania, a tego partia Kaczyńskiego dostarcza i w wielkiej polityce, i na poziomie życia codziennego”.

„U aspirujących z klasy średniej następuje wyczuwalne przesunięcie tonu krytyki w stosunku do elit w porównaniu z tym, co się o nich mówi w klasie ludowej. Elity nie tyle okazały się wyalienowane, obce dla zwykłego człowieka, ale nie spełniły wysokich oczekiwań, jakie stawia się przywódcom. Ich słabość kontrastuje z poczuciem moralności wyborcy. Odnosi się wrażenie, jakby krytyka elit służyła poprawie poczucia własnej wartości krytykującego i potwierdzeniu jego prawa do definiowania dobra i zła”.

Suweren inaczej widzi demokrację

Można się spodziewać, że nie wszystkim ta analiza przypadnie do gustu. Opór bowiem przeciw praktykom Prawa i Sprawiedliwości zasadza się w dużym stopniu na wyższościowym przekonaniu, że „oni” – głosujący na PiS ≥ są po prostu przekupni, cyniczni bądź nieskończenie głupi, czyli na prostym, czarno-białym widzeniu świata, w którym po „naszej” stronie z kolei jest dobro, mądrość i imponderabilia. Próba zakwestionowania tej dychotomii może być więc skazana na porażkę. A szkoda by było.

Analiza z „Miastka” zdecydowanie bowiem lepiej wyjaśnia stałe wysokie poparcie dla Jarosława Kaczyńskiego. I to mimo głębokiego przekonania, iż tak widoczny – i to nie tylko wśród polskich elit, ale i za granicą – poziom dewastowania państwa, rozmontowywania podstaw demokracji liberalnej i łamania konstytucji musi w końcu dotrzeć do zwolenników „dobrej zmiany”.

Tymczasem wydaje się, że „suweren” zupełnie inaczej postrzega demokrację. To dla niego system niepodzielnej i uzasadnionej bezwzględnej władzy większości. Jej przejawem zaś jest właśnie pisowskie państwo nie „teoretyczne”, ale silne i sprawcze. Ta siła jest wartością samą w sobie, nawet jeśli wydaje się bezczelna i bezwzględna. Bo część tej siły spływa niejako na zwolenników rządzących, dając im satysfakcję, jakiej nigdy wcześniej w III RP nie zaznali, tworząc z nich beneficjentów nowego. A zarazem wskazując „stare” elity jako odpowiedzialne za to poprzednie państwo „teoretyczne”. Są więc silni siłą nowego państwa, tak jak wcześniej byli słabi słabością starego.

Mądre sposoby naprawy Rzeczpospolitej

Nie ma co ukrywać, że taka odpowiedzialność elit z pewnością istnieje i że być może właśnie dlatego wolą one, czy też wręcz muszą, trzymać się swojej wyższościowej interpretacji powodzenia PiS. Bo uznanie, że geneza sukcesu „dobrej zmiany” tkwi w istotnym stopniu w ich słabościach i abdykacji z roli prawdziwych elit, jest trudne. Dlatego też niestety są one tak łatwo postrzegane przez drugą stronę jako bezkrytycznie albo wręcz głęboko interesownie, żyrujące całe rządy PO-PSL, a teraz protestują, bo je „oderwano od koryta”. Nie uniknie się jednak uczciwej odpowiedzi wobec takiego dylematu bez głębokiego i samokrytycznego przemyślenia, na ile były to przez minione nie tylko osiem, ale wręcz 28 lat elity zasług i realizowania powinności społecznych, a na ile elity kastowe lub wręcz miejscami pasożytnicze czy w najlepszym razie merytokratyczne, ale obrócone plecami do nienadążających za nimi „ciemnych mas”, tkwiących – jak się nierzadko uważało – jedną nogą w dawnym skompromitowanym systemie.

Sprawa jest poważna, ale nadal trudno mieć nadzieję na takie rachunki sumienia. Wzmożenie moralne polskich elit prawnych, z którym autentycznie mamy do czynienia, jest wszak bardzo świeżej daty. Wcześniej, przez lata, takie głosy jak prof. Ewy Łętowskiej, były wołaniem na puszczy. Nie inaczej w elitach medialnych, akademickich czy lekarskich, o politycznych już nie mówiąc. Dlatego neoautorytarne rządy PiS wydają się mieć całkiem trwałe i racjonalne podstawy.

Nie znaczy to jednak, że z raportem zespołu Gduli nie należy się dokładnie zapoznać. Wręcz przeciwnie. Jest on tyleż groźnym memento, ile doskonale, po reportersku wręcz napisanym sprawozdaniem ze stanu świadomości znaczącej części Polaków.

Chodzi jednak o to, żeby – nawet przy uznaniu jego trafności – nie stało się ono wyłącznie kolejnym dobrym powodem do załamywania rąk nad niewdzięcznością i bezmyślnością „suwerena”. Spełni swój cel, gdy stanie się początkiem analizy własnych, indywidualnych, grupowych i środowiskowych zaniedbań i – przede wszystkim – mądrych sposobów naprawy Rzeczpospolitej. Naprawy, dodam, nieograniczającej się do rozmów na Facebooku, ale inicjujących skuteczną komunikację społeczną, inną niż dotychczas: przez konkretne działania i programy w każdym polskim „Miastku”. Bo że pisowski neoautorytaryzm jest początkiem końca nowoczesnej Polski europejskiej, nie trzeba raczej przekonywać.

***

„Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”. Raport przygotowany przez dr. hab. Macieja Gdulę we współpracy z Katarzyną Dębską i Kamilem Trepką, Warszawa 2017. Raport powstał w ramach projektu badawczego „Prawicowy zwrot w polityce a doświadczenie biograficzne”, realizowanego przez Instytut Studiów Zaawansowanych, przy wsparciu finansowym Fundacji im. Friedricha Eberta.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama