Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Leworucja?

Czy polska lewica się zjednoczy?

Barbara Nowacka Barbara Nowacka Wojciech Olszanka / EAST NEWS
W odsunięciu PiS od władzy opozycji pomogłaby uporządkowana, zjednoczona lewica. Czy w 2018 r. z chaosu wyłoni się jakaś poważna propozycja?
Robert BiedrońWojciech Stróżyk/Reporter Robert Biedroń
Włodzimierz CzarzastyAnna Abako/EAST NEWS Włodzimierz Czarzasty
Adrian ZandbergAnna Abako/EAST NEWS Adrian Zandberg

Od ponad dwóch lat w polskim parlamencie nie ma żadnego ugrupowania lewicowego. Czy to dotkliwy brak? W mediach uporczywie powraca stwierdzenie „o potrzebie lewicy”, ale pomimo ciągu dramatycznych dla polskiej demokracji zdarzeń od 2015 r. lewica wciąż jest politycznie nieobecna. Choć badania opinii społecznej wskazują, że w wielu sprawach Polacy mają inne zdanie niż PiS, nie przekłada się to na zwiększone poparcie dla opozycji, zwłaszcza lewicowej. Uśredniając wyniki ostatnich sondaży, tylko Sojusz Lewicy Demokratycznej trzyma się powyżej progu wyborczego – około 5,5 proc.

Po ostatniej wyborczej klęsce część działaczy SLD odeszła i wraz z Barbarą Nowacką z Ruchu Palikota zaczęła tworzyć Inicjatywę Polska (IP). Jednak to ugrupowanie wciąż jest w powijakach i nie widać go nawet w sondażach. Partia Razem w rankingach poparcia stoi w miejscu. W 2015 r. z przytupem zdobyła kilka procent i odebrała część elektoratu Zjednoczonej Lewicy, która nie zdołała prześlizgnąć się nad 8-proc. koalicyjnym progiem wyborczym. Po dwóch latach Razem notuje poparcie niższe niż 3,6 proc. głosów, które dostała w ostatnim rozdaniu parlamentarnym. Słowem – klęska.

Urazy i fochy

Przed wyborami samorządowymi lewica próbuje się pozbierać, wciąż trwają ustalenia. – Nie wykluczam rozmów z nikim o współpracy w wyborach. Oczywiście oprócz PiS i Kukiz’15, bo oni są na politycznych antypodach – mówi Barbara Nowacka, przewodnicząca stowarzyszenia Inicjatywa Polska. Jednak na szeroką współpracę i koalicje na poziomie krajowym nie ma szans. – Będziemy tworzyć lewicowe koalicje tam, gdzie się da. Ale lokalnie, nie ogólnopolsko – podkreśla Nowacka.

I tak na przykład w Łodzi udało się zmontować koalicję z ruchami miejskimi, Zielonymi i feministycznym ruchem Dziewuchy Dziewuchom. Ale w Łodzi już nie z Partią Razem, choć akurat do Inicjatywy Polska liderom Razem jest najbliżej. – Razem nie chce z nami współpracować w Łodzi, bo tu jednym z głównych działaczy Inicjatywy jest Dariusz Joński, były rzecznik SLD. A z nimi partia Adriana Zandberga nie chce mieć nic wspólnego, mimo tego, że Joński dawno już wystąpił z Sojuszu – mówi jeden z działaczy Inicjatywy. Uraz bierze górę nad politycznym pragmatyzmem.

Wciąż są jakieś szanse na koalicję w Warszawie. IP rozmawia tu z ruchem Miasto Jest Nasze oraz właśnie z Razem. Zebranym ciężko się jednak dogadać, bo spierają się o nazwę, pod którą mieliby startować – każdy podmiot chciałby promować własny szyld. Kolejnym kłopotem będzie dogadanie się w sprawie kandydata na prezydenta stolicy. O starcie myśli jeden z liderów Razem Adrian Zandberg, działacze IP chcieliby wystawić Nowacką. Ona byłaby atrakcyjną dla lewicy kandydatką, bo ma w Warszawie spory elektorat. Mogłaby też zostać jedyną startującą w stolicy kobietą, bo do tej pory swoje kandydatury zgłosili sami mężczyźni. Ale jeśli się nie dogadają i wystartuje przeciw Zandbergowi, to razem przegrają.

Inicjatywa wystawi kandydatów na prezydentów i radnych w niektórych miastach i miasteczkach – tam gdzie akurat ma działaczy. W Poznaniu, Łodzi, w Warszawie, Koszalinie. Do sejmików nie wystartuje, bo ma za mało ludzi. Do IP należy zaledwie kilkaset osób. Stowarzyszenie powstało po wyborach 2015 r., gdy po porażce rozpadła się Zjednoczona Lewica, czyli koalicja SLD, Twojego Ruchu z Nowacką i kilku maleńkich lewicowych ugrupowań. Zarejestrowane zostało dopiero latem 2017 r., więc nie ma jeszcze dostępnych sprawozdań finansowych. – Z pieniędzmi jest źle. Finansujemy się ze składek członków, ale fundusze mamy niewielkie – mówi Nowacka. Przez ostatnie miesiące najważniejszą działalnością Nowackiej była zbiórka podpisów pod projektem komitetu Ratujmy Kobiety 2017, liberalizującym prawo antyaborcyjne. Podpisów zebrano aż 400 tys. Projekt zakłada między innymi możliwość legalnego przerwania ciąży do 12. tygodnia. W październiku został złożony w Sejmie, a do połowy stycznia musi trafić pod obrady. Jego zapisów bronić będzie przed posłami Nowacka – najprawdopodobniej na posiedzeniu 9–11 stycznia. Z pewnością zostanie odrzucony głosami PiS.

Ambicje Czarzastego

Słabości Inicjatywy z nieukrywaną satysfakcją odnotowuje Włodzimierz Czarzasty. Tydzień przed świętami, po Radzie Krajowej SLD, ogłosił, że Sojusz jako jedna z czterech partii (obok PiS, PO i PSL) – i jako jedyna z formacji pozaparlamentarnych – wystawi w wyborach samorządowych listy powiatowe i do sejmików.Sojusz pomimo tego, że wielu życzy nam jak najgorzej, w najbliższych wyborach wystawi 16 tys. kandydatów do sejmików i powiatów. To jest nasza siła – mówi Czarzasty. Dodaje, że ceni Barbarę Nowacką w roli działaczki na rzecz kobiet, ale o wspólnych listach samorządowych trudno jest rozmawiać, dopóki ona nie zdecyduje, z których list będą chcieli startować działacze Inicjatywy.

Szef SLD informuje, że ma struktury w 320 powiatach, 23 tys. członków, z którymi on spotyka się, przejeżdżając w minionym roku tysiące kilometrów, członkowie Sojuszu wpłacili na konto 1 mln 200 tys. zł składek i jest jeszcze uratowana subwencja, łącznie za cztery lata prawie 17 mln zł.

W połowie grudnia Sąd Najwyższy, rozpatrując odwołanie Sojuszu od decyzji PKW o odebraniu mu części subwencji (za drobną pomyłkę w rachunkach na 120 zł), zwrócił się do TK z pytaniem prawnym o zgodność z konstytucją przepisów, na podstawie których PKW odrzuciła sprawozdanie finansowe SLD. – Finansowo jesteśmy uratowani, nie musimy sprzedać żadnej z naszych ośmiu siedzib, a ludziom w centrali przy Złotej w Warszawie zostały anulowane wypowiedzenia o pracę – mówi jeden z działaczy. Dodaje, że TK raczej stanie po ich stronie, bo opanowanemu przez PiS Trybunałowi będzie zależało, aby SLD dzięki pieniądzom mógł funkcjonować, bo to rozdrabnia opozycję, której zjednoczenie oczywiście nie jest na rękę obecnej władzy.

Włodzimierz Czarzasty jako potencjalnych koalicjantów Sojuszu na wybory samorządowe wymienia partie i organizacje lewicowe oraz PSL, Nowoczesną i PO. Ze względu na to, że nie wiadomo, jak będzie w ostatecznym rozrachunku wyglądała ordynacja wyborcza oraz jak będą wytyczane okręgi wyborcze, Rada Krajowa udzieliła mu prawa do rozmów w sprawie potencjalnych koalicji na szczeblach wojewódzkich. Podczas ostatniej Rady Krajowej Sojuszu widać było, że mało kto wierzy w szeroką samorządową koalicję antypis. Ustanawiając nazwę komitetu wyborczego SLD Lewica Razem, Czarzasty chce stworzyć wrażenie, że jak razem to tylko pod sztandarem Sojuszu. Zapewnia, że chce się dogadać z partiami lewicowymi, choć to mało prawdopodobne: w maju przedstawicielka Partii Razem Marcelina Zawisza ostentacyjnie odmówiła podania mu ręki.

SLD Lewica Razem Osobno

Adrian Zandberg, jeden z liderów Razem, mówił niedawno w „Polsce The Times”, że myśli o wyborach samorządowych w „szczególny sposób i nie ma obsesji wbijania wszędzie fioletowego sztandaru”. Dla niego liczy się, żeby program nowej lewicy – w wielu miejscach zbieżny z postulatami ruchów miejskich – miał swoją reprezentację, niekoniecznie partyjną. Ma świadomość, że o ile mocni są w miastach wojewódzkich, o tyle w małych miasteczkach i na wsi nie mają czego szukać – „tutaj, muszę powiedzieć bardzo uczciwie, nasze struktury sięgają rzadko”. W sejmikach, tych małych regionalnych parlamentach, Razem zamierza wystawić swoje listy. Ale jeśli chodzi o politykę krajową, to dla nich – jak mówi Zandberg – realnym testem będą dopiero eurowybory, które poprzedzają grę o najwyższą stawkę, bo o miejsca w parlamencie.

Według Adriana Zandberga SLD uznał, że ich główną osią programową jest obrona emerytur pracowników MSW oraz boje o dobrą pamięć o PRL. „Kiedy partia coś takiego mówi, to ogłasza wszem i wobec, że jest partią schyłkową – zainteresowaną tylko tym, żeby obsłużyć te swoje kilka procent elektoratu, a nie walką o władzę. Razem jest na antypodach tego sposobu myślenia. My chcemy patrzeć w przyszłość” – uważa Zandberg. Na ich sztandarach widnieje obrona interesów pracowniczych. Ale można się pogubić, czy chodzi bardziej o freelancerów i pracowników małych przedsiębiorstw czy kasjerów w dyskontach, a grupy te łączy niewiele.

Czarzasty na zarzuty Zandberga ma swoją odpowiedź: – SLD świadomie dba o swój elektorat. Przypomina, że w ostatnich wyborach parlamentarnych 5 proc. młodego pokolenia zagłosowało na Razem, a na SLD 3,8. Wysnuwa wniosek, że młodzi głosują dziś głównie na PiS i Kukiza, a także na Korwina. – Bardzo ważną częścią elektoratu SLD jest starsze pokolenie i będziemy walczyć o prawa nabyte ludzi, którzy pracowali do 1990 r. m.in. w wojsku, w służbach, w szkołach czy w sądach. Nikt inny się o nich nie zatroszczy – deklaruje szef Sojuszu. Ale przewodniczący SLD w Radomiu Marcin Dąbrowski narzeka, że jego partia decyzją szefa ucieka w dezubekizację, a zapomina o potrzebach socjalnych: – Ludzie zwątpili w przywództwo SLD, które nie wie, gdzie szukać swojego elektoratu. Brakuje wizji, którą można zarazić 30-, 40-latków, a także konkretnych własnych rozwiązań. Ustawianie się w roli komentatora nic do polityki nie wnosi. Jeden z ważnych działaczy twierdzi, że po przegranych wyborach SLD mogło być już dziś w innym miejscu, a przez Czarzastego dalej kojarzy się jako partia przegranych. Ma żal, że SLD wciąż kieruje się tylko do elektoratu 60 plus, do ludzi, którzy jeszcze kochają PRL. – Jesteśmy sektą peerelowską – mówi POLITYCE.

Powrót SLD do Sejmu, choćby tylko z 5 proc., jest wielką ambicją przewodniczącego. Na jednym ze spotkań w wąskim gronie miał powiedzieć, że zajmując fotele przy Wiejskiej, wreszcie ze swojej notatki w Wikipedii wymaże aferę Rywina. Wielu polityków starszego pokolenia Sojuszu trzyma się drogi Czarzastego. – Bo gdzie indziej znajdą dla siebie miejsce panowie Jaskiernia, Wenderlich czy Liberadzki? Ale ta droga, którą wybrał Czarzasty, prowadzi nas na 5 proc. i klub w Sejmie, który nic nie znaczy – mówi jeden z 11 wiceprzewodniczących Sojuszu. Czarzasty liczy, że w wyborach samorządowych Sojusz zainkasuje 8 proc., i to będzie dobry kapitał początkowy na eurowybory, które jeszcze bardziej wzmocnią jego formację przed ostateczną rozgrywką o parlament w 2019 r. – Polacy zobaczą, że SLD to jedyna silna struktura lewicowa w Polsce, i to będzie nasz kapitał na dalszą wyborczą drogę – uważa szef SLD.

Będzie partia Biedronia?

Jednak rozgoryczeni rządami Czarzastego ludzie z pokolenia 40-latków związani z SLD mówią w nieoficjalnych rozmowach, że jeśli Sojuszowi powiedzie się w wyborach samorządowych, to niestety zabetonuje to lewą stronę. A oni już dość intensywnie myślą o czymś nowym. – Patrząc długofalowo, lepiej dla lewicy, abyśmy z SLD nie uzyskali tak dobrego wyniku samorządowego, o jakim marzy Czarzasty, bo trudniej nam będzie stworzyć coś nowego – mówi ważny działacz SLD, który myśli o odejściu. Nam, czyli komu? Odpowiada, że za rok o tej porze, po wyborach samorządowych, będą inne warunki gry, ma nadzieję, że na lewicy będzie się tworzył nowy ruch, i dodaje: – Wtedy przyjdzie czas na ważne decyzje osobiste pokolenia 40-latków, którzy chcą tworzyć nową lewicę.

Wiadomo już, że Inicjatywa jako taka nie jest raczej docelową formą politycznej działalności Nowackiej. Od jakiegoś czasu słychać na lewicy, że wraz z Robertem Biedroniem i być może z Pawłem Rabiejem (Nowoczesna) zbudują nową formację. Biedroń funkcjonuje jako „nadzieja polskiej lewicy”, odkąd w 2014 r. niespodziewanie wygrał wybory na prezydenta Słupska. Mówi się o nim, że może być polskim Macronem. Rządzi w Słupsku z powodzeniem, udało mu się oddłużyć miasto i jest popularny wśród mieszkańców. Jesienią znów chce kandydować. Jeśli jednak wygra, może nie dokończyć kadencji, a nawet przerwać ją dość szybko.

Wielokrotnie był wymieniany jako kandydat na prezydenta w 2020 r. Dobrze zresztą wypada w sondażach – według jednego z ostatnich (IBRiS) mógłby liczyć na trzecie miejsce (16 proc.) za Andrzejem Dudą (36 proc.) i Donaldem Tuskiem (21 proc.). Mocno angażuje się w politykę krajową, często występując w ogólnopolskich mediach i komentując aktualne wydarzenia – broni sądów, krytykuje PiS, ale też liderów parlamentarnej opozycji. Sam o swojej politycznej przyszłości mówił do niedawna niechętnie i podkreślał, że na razie skupia się na Słupsku. Ostatnio coś jednak drgnęło.

„Obawiam się, że Polska coraz głośniej wzywa, a jej się nie odmawia” – powiedział w niedawnym wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”. Dodał, że „Coraz częściej skłania się do tego, by z ludźmi bliskimi mu ideowo zacząć jednoczyć opozycję, która dzisiaj nie potrafi być razem”.

Prezydent Słupska potwierdza to w rozmowie z POLITYKĄ: – Ostatnio rzeczywiście coś się we mnie zmieniło. Zobaczyłem przekleństwo PiS, które demoluje nam państwo. I uznałem, że czymś złym jest to, że trzymam się z boku. Uważam, że w którymś momencie powinienem się zaangażować. Ale nie mogę w tym momencie podać żadnych terminów, nie znam ich – mówi.

Z Nowacką od dawna Biedroniowi dobrze się współpracuje. Przewodnicząca IP dołączyła niedawno do stworzonego przez Biedronia think tanku Instytut Myśli Demokratycznej. Jego eksperci pracują nad scenariuszami dla Polski, które mogą stać się podstawą programową do budowy nowego ugrupowania. Szefem Instytutu jest współpracownik Biedronia ze słupskiego ratusza Marcin Anaszewicz. Wiosną członkowie Instytutu zamierzają rozpocząć objazdy po Polsce połączone z dyskusjami o przyszłości kraju i możliwych scenariuszach.

Wydaje się, że na nową tworzoną przez nich partię czeka też wielu młodszych działaczy SLD. Wiceprzewodniczący SLD Krzysztof Gawkowski o Biedroniu: – Jest największą nadzieją polskiej lewicy, bo może połączyć ludzi pochodzących z Razem, z SLD, Inicjatywy Polska. Nie przeszkadza mu przeszłość ani teraźniejszość, bo nie jest skonfliktowany z żadnym środowiskiem, a do tego ma zasoby, bo już czymś zarządza i wiele potrafi. Dodaje, że jeśli lewica nie powie sobie tego otwarcie o Robercie Biedroniu, to ugrzęźnie w sporach i w 7–8 proc. poparcia łącznie. O współpracy Biedronia z Nowacką i budowie przez nich nowego ugrupowania bardzo entuzjastycznie wypowiada się też Joński. Zapewne trzeba będzie z tym jednak jeszcze chwilę poczekać. Do wyborów samorządowych lewica pójdzie najpewniej rozdrobniona i z niewielkimi szansami na jakiekolwiek sukcesy. – Przed wyborami samorządowymi liderzy lewicy napinają muskuły. Ale wyniki głosowania zweryfikują zapewne wiele ambicji – mówi POLITYCE Biedroń. Nasi rozmówcy, którzy myślą o nowym lewicowym projekcie, zapewniają, że są w stanie się zorganizować, odłożyć na bok dawne urazy i działać wspólnie z opozycją przeciwko wspólnemu przeciwnikowi, jako antypis. Tyle że to na razie słowa.

Polityka 1.2018 (3142) z dnia 26.12.2017; Polityka; s. 31
Oryginalny tytuł tekstu: "Leworucja?"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną