Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Na troski Czaskowski

Misja Rafała Trzaskowskiego

Wielu po odejściu Tuska widziało w Trzaskowskim nowego lidera PO. Wielu po odejściu Tuska widziało w Trzaskowskim nowego lidera PO. European People's Party / Wikipedia
Dla Rafała Trzaskowskiego przyszłoroczny bój o Warszawę będzie największym wyzwaniem w dotychczasowym życiu.
Pierwsze sondaże po ogłoszeniu decyzji o kandydowaniu Trzaskowskiego pokazały, że ma ogromne szanse wygrać, choć nie wiadomo, kto wystartuje przeciwko niemu.Maksymilian Rigamonti/Forum Pierwsze sondaże po ogłoszeniu decyzji o kandydowaniu Trzaskowskiego pokazały, że ma ogromne szanse wygrać, choć nie wiadomo, kto wystartuje przeciwko niemu.

„Ogłaszam start, bo inni już wystartowali. Koniec żartów, winter is coming” – powiedział Trzaskowski, nawiązując angielskim zwrotem „zima nadchodzi” do słynnego serialu „Gra o tron”. To brutalna saga o siedmiu rodzinach szlacheckich i ich jedynym celu – władzy. O tym – jak pisał jeden z recenzentów – kogo pozbawi się życia, kto poświęci wszystko, by zasiąść na tronie, a kto w imię honoru weźmie sprawy w swoje ręce.

Zwrot „zima nadchodzi” pada w momentach, gdy nadciąga śmiertelne zagrożenie dla bohaterów serialu i ich świata. – W tej chwili mamy w Polsce taką sytuację, jakby szaleniec biegał z brzytwą po ulicach, więc albo próbuje się stawić mu czoło, albo człowiek chowa się do piwnicy lub ucieka na działkę – mówi Rafał Trzaskowski. – PiS zawłaszczył już niemal całe państwo. Nie można oddać mu Warszawy. Jak widzę moje miasto, które miałoby się stawać ksenofobiczne, zamknięte, z ocenzurowaną kulturą, z zamkniętymi placami, to się we mnie krew burzy. Nie ma co się zastanawiać, teraz trzeba iść walczyć z PiS – dodaje. Dla 45-letniego Rafała Trzaskowskiego kandydowanie na prezydenta Warszawy po Hannie Gronkiewicz-Waltz to czas pierwszej w życiu prawdziwej politycznej próby, co sam przyznaje.

Biografia kandydata jest niemal idealna: warszawiak z dziada pradziada, urodzony na Powiślu; ojciec – słynny pianista jazzowy, brat przyrodni – wieloletni dyrektor Piwnicy pod Baranami, słynnego krakowskiego kabaretu skupiającego artystyczny świat PRL i wczesnej III RP. Pradziadek był wybitnym językoznawcą i to po nim Trzaskowski, jak twierdzi, ma łatwość uczenia się języków obcych. Zna ich pięć. Jako nastolatek w biurze Solidarności na placu Konstytucji pomagał, tłumacząc na polski pytania od zagranicznych dziennikarzy i ludzi próbujących wspierać przemiany w Polsce. Kongresmeni z Kapitolu, którzy odwiedzili Solidarność, załatwili mu potem stypendium w amerykańskim liceum.

Następne było stypendium w australijskim Sydney i inne edukacyjne instytucje, poczynając od prestiżowego Kolegium Europejskiego w Natolinie, przez stypendium Uniwersytetu Oxfordzkiego i paryskiego Instytutu Unii Europejskiej ds. Badań nad Bezpieczeństwem (EUISS). W 2000 r. jako 28-latek został asystentem, a potem doradcą swojego wykładowcy z Natolina, sekretarza Komitetu Integracji Europejskiej Jacka Saryusza-Wolskiego. Tak trafił na etat doradcy do Parlamentu Europejskiego. Po drodze zdążył zrobić doktorat z nauk o polityce na Uniwersytecie Warszawskim (praca pt. „Dynamika reformy instytucjonalnej w Unii Europejskiej”). Wykładał w Collegium Civitas w Warszawie i Krajowej Szkole Administracji Publicznej z teorii integracji i stosunków międzynarodowych, w Centrum Europejskim Natolin. Zajmował się Europą. Sprawy europejskie były jego pasją.

Naukowiec czy polityk?

Zmianę w zawodowym życiu zaliczył w 2009 r. Postanowił zawalczyć o własne miejsce w europarlamencie. Ustawiono go jako czwórkę na warszawskiej liście Platformy Obywatelskiej. W polityce był wówczas nieznany, ale w jego kampanię zaangażowali się przyjaciele, znani artyści, jak Michał Żebrowski, z którym siedział w jednej ławce w podstawówce, czy Grzegorz Turnau. – Co on takiego w sobie ma? Należałoby raczej zapytać, czego on nie ma. Moim zdaniem ma zadatki na naturalnego lidera naszego pokolenia – mówił w 2009 r. Żebrowski w rozmowie z POLITYKĄ. Turnau na potrzeby wyborczego klipu Trzaskowskiego odśpiewał pod Pałacem Kultury i Nauki piosenkę na nutę „na ulicach Cichosza”, zaczynającą się od słów „Na twe troski Trzaskowski”. Hasłem kampanii, prowadzonej głównie w internecie w formie dowcipnych klipów, było przewrotne: „A co ty zrobisz dla Rafała?”.

Akcja zrobiła dużo szumu i uczyniła Trzaskowskiego człowiekiem znanym w Polsce. – Walczyłem ostro, bo nie jest łatwo wystartować, nie będąc częścią establishmentu. Dla mnie ważne było jednak to, żebym się nie ośmieszył, a tak by było, gdybym dostał pięćset głosów – opowiada. Zebrał ponad 25 tys. głosów. To był 47. wynik wyborczy w Polsce. Miał 37 lat.

Jacek Saryusz-Wolski publicznie pochwalił go wtedy, mówiąc, że Trzaskowski jest jedną z zaledwie kilku osób w Polsce naprawdę znających się na problemach traktatowych. Ale jednocześnie ostrzegał, że w polityce potrzeba innych cech niż w nauce, a on Rafała widzi bardziej jako naukowca niż polityka.

Sam Trzaskowski wtedy tych rad szczególnie nie analizował. Po prostu rzucił się w wir. A więc: żmudne, wielogodzinne posiedzenia w komisjach, analizowanie dokumentów, budowanie politycznego zaplecza dla zmian, szukanie sojuszników i negocjacje, których efektem byłyby konkretne rozstrzygnięcia legislacyjne, korzystne dla Polski. Czuł się w tym jak ryba w wodzie.

Z polityką krajową w tamtym czasie połączył go, jak mówi, tylko epizod, i to krótki. W 2010 r. Hanna Gronkiewicz-Waltz, wiceprzewodnicząca Platformy Obywatelskiej, szefowa jej struktur warszawskich, poprosiła go, żeby pomógł jej w kampanii samorządowej. – Na dwa miesiące wróciłem do Polski, żeby pomóc, po czym znów zająłem się sprawami europejskimi – opowiada. Dziś czyta o sobie, że był dla Gronkiewicz-Waltz prawą ręką, że wybrać go w nadchodzących wyborach to tak, jakby ją utrzymać przy władzy. Wreszcie, że jest osobiście współodpowiedzialny za afery reprywatyzacyjne. Odcina się od tych opinii nawet Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, które nagłośniło całą aferę reprywatyzacyjną. – Nie ma żadnego związku między kampanią wyborczą a tym, co się działo w ratuszu. Moim zdaniem to nie jest słuszna strategia ze strony PiS, ale też niezależnych działaczy, by przedstawiać Trzaskowskiego jako człowieka układu, broniącego mafii reprywatyzacyjnej – mówi Jan Mencwel, szef Stowarzyszenia. Sam Trzaskowski na polityczne zaczepki nie chce odpowiadać, wyjąwszy to, co już mówił, czyli że z Hanną Gronkiewicz-Waltz łączyła go kampania i wspólna partia polityczna.

Wezwany przez Tuska

Na stałe w krajowej polityce jest od 2013 r. Wezwał go do kraju premier Donald Tusk, żeby zastąpił Michała Boniego, który zrezygnował z kierowania Ministerstwem Administracji i Cyfryzacji (gdyż, jak donosiły tabloidy, minister ożenił się z pracownicą Komisji Europejskiej i zapragnął przenieść się do Brukseli). – To był jedyny moment w moim życiu, kiedy to nie ja decydowałem o swoim losie – opowiada Trzaskowski. – Chciałem być europosłem, ale jak premier prosi, to mu się nie odmawia.

W tamtym czasie Donald Tusk publicznie wychwalał nowego członka rządu: „Talenty i narzędzia przydatne do pracy w rządzie pana Rafała Trzaskowskiego są wręcz legendarne” – mówił. Po dziewięciu miesiącach ministrowania, gdy Tusk sam wybierał się do Brukseli, zapytał Rafała Trzaskowskiego, czy zarekomendować go nowej premier Ewie Kopacz jako ministra cyfryzacji w jej rządzie, czy może wolałby wiceministra spraw zagranicznych ds. Unii Europejskiej. Mimo że to schodek niżej, wybrał swoją pasję, czyli Unię. Rok później w wyborach parlamentarnych 2015 r. zabrakło dla niego miejsca na liście warszawskiej PO. Dostał jedynkę w Krakowie. Znowu, dzięki m.in. kampanii wyborczej z zabawnymi klipami, w których z krakowska nazwał się „Czaskowski”, zdobył prawie 48 tys. głosów. Więcej niż rodowity krakus Jarosław Gowin, niewiele mniej od Ziobry.

Wielu po odejściu Tuska właśnie w Trzaskowskim widziało nowego szefa Platformy. Wojciech Sadurski, prawnik, filozof, wykładowca na wielu zagranicznych uczelniach, mówił wręcz w TVN 24, że Platforma wreszcie miałaby lidera, który wysłałby sygnał dynamiki, energii, młodości oraz po którym widać byłoby chęć działania. Marcin Meller, dziennikarz i zarazem kolega Trzaskowskiego od liceum, pisał o nim jako o nowym Tusku. Że to jeden z niewielu polityków, którzy mają szansę uratować partię przed spektakularną klęską w jesiennych wyborach parlamentarnych. „Oczywiście fajnie będzie zobaczyć, jak Ewa Kopacz z Hanną Gronkiewicz-Waltz wiodą Platformę do ostatecznej katastrofy, ale można też się zapytać, czemu działacze tej partii, która jednak przydałaby się w Polsce, nie obudzą się i nie wybiorą Rafała Trzaskowskiego na przywódcę. Młody, sprawny inteligentny, jedyny chyba, który może obudzić ludzi, obyty, medialny, no i chodził do mojego liceum, XI LO im. Mikołaja Reja w Warszawie, yeah. Zegar tyka” – pisał.

Trzaskowski nie zgłosił jednak swojej kandydatury w wyborach na szefa PO. Nie był też zainteresowany walką o kierowanie warszawską Platformą. – Wiele osób w polityce podnieca władza dla władzy, a mnie bardziej ekscytuje robienie konkretnych rzeczy – tłumaczy. Dziś Marcin Meller przyznaje w rozmowie z POLITYKĄ, że tamtą decyzją kolegi był rozczarowany. – Jako obywatel, nie jako kumpel – zaznacza. – Uważam, że być może dzisiaj sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby on się wtedy zdecydował.

Z decyzji, że będzie kandydować na prezydenta Warszawy, Meller się ucieszył. Kibicuje. – Znamy się prawie 30 lat. Uważam, że jest to człowiek, któremu zależy na tak zwanym dobru publicznym – dodaje.

Przekonał wielu

Pomysł z kandydowaniem tym razem wyszedł od samego Trzaskowskiego. Nie kryje, że zmęczyły go te dwa lata w opozycji; wszystkie poprawki do ustaw autorstwa opozycji i tak trafiały do kosza, niektóre nawet bez szans na odczytanie w Sejmie. – Ja jestem zadaniowcem – mówi. – Jak już jestem w polityce, to uważam, że bez sensu siedzieć gdzieś z boku i kręcić młynki palcami. Jestem w najbardziej produktywnym wieku mojego życia, jest jeszcze totalna energia, już pewne doświadczenie, a nie ma jeszcze zmęczenia – dodaje.

Przeprowadził wiele rozmów z Grzegorzem Schetyną, przekonując go, że jest dobrym kandydatem, aż przekonał. Najpoważniejszym rywalem był poseł Andrzej Halicki. Trzaskowski przekonał również Halickiego, który sam ustąpił mu miejsca. – Podjęliśmy tę decyzję wspólnie. Rafał jest bardzo oczekiwany przez media i młodych wyborców Platformy i Nowoczesnej – mówi Andrzej Halicki. Trzaskowski zapewnia, że ma doświadczenie w zarządzaniu ludźmi, że przyda się wiedza z pracy w ministerstwie, umiejętność prowadzenia rozmów z obcokrajowcami inwestującymi w Warszawie. Jest przekonany, że pod jego rządami stolica będzie się rozwijać. – Wygrać prezydenturę Warszawy to jedno z największych wyzwań w tym kraju – mówi. – Jak ktoś rządzi Warszawą, to tak, jakby kierował małym państwem. I ja czuję pełną determinację, żeby wziąć na siebie tę olbrzymią odpowiedzialność – dodaje.

Znalazł wsparcie. Może już nie u dawnych mistrzów – z najważniejszym, Jackiem Saryuszem-Wolskim, niegdysiejszym mentorem, drogi się rozeszły. Poproszony o skomentowanie kandydatury Trzaskowskiego na prezydenta Warszawy, odpowiada krótko i raczej chłodno: „Proszę wybaczyć, ale no comments”. Prócz Schetyny i Halickiego udało mu się przekonać do siebie także Katarzynę Lubnauer, nową szefową Nowoczesnej, która ostatecznie zarekomendowała zarządowi swojej partii poparcie Trzaskowskiego i Pawła Rabieja z Nowoczesnej jako wiceprezydenta.

Również Joanna Erbel, warszawska działaczka ruchów miejskich i kiedyś sama kandydatka na prezydent Warszawy, dziś ściśle współpracująca z ratuszem w wielu projektach społecznych, mówi, że Trzaskowski daje szanse na kontynuowanie tematów, które są jej zdaniem najważniejsze dla miasta, takich jak progresywna polityka mieszkaniowa czy zrównoważony rozwój miasta. Stołeczni radni PO przegłosowali właśnie dokument, nad którym Erbel pracowała ostatni rok – politykę Mieszkania 2030. Erbel wierzy, że i z Trzaskowskim dałoby się prowadzić podobne projekty. Mówi, że to dobrze, że jest nowy. Bo to znaczy, że nieuwikłany. – Ma czyste ręce, europejskie doświadczenie, na spotkaniach jest odbierany bardzo dobrze, i to nawet przez ludzi nieprzychylnych Platformie. Prowadzi kampanię w sposób afirmatywny, wskazuje na to, co ludzi łączy, a nie dzieli. Że Warszawa jest najważniejsza i że trzeba się dogadać, co nie jest w polityce takie częste – dodaje.

Jan Mencwel ze Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze zaznacza, że ich podstawowy problem z kandydaturą Trzaskowskiego jest taki, że nie przedstawił on konkretnej koncepcji na funkcjonowanie Warszawy. – Przedstawił tylko pomysł, że chce wygrać z PiS, to na razie tyle – mówi. – Po coś się idzie do władzy: widzi się jakieś problemy i ma się zarys ich rozwiązania, np. kwestii smogu, zieleni, reprywatyzacji, kwestii mieszkaniowej – tłumaczy. Już się raz spotkali. Chodziło o sprawę zagospodarowania ul. Poznańskiej w centrum miasta. – Zadzwoniliśmy do biura poselskiego i dość sprawnie udało nam się umówić na spotkanie. I to jest jakiś plus dla kandydata na prezydenta – dodaje Mencwel. – Co prawda samo spotkanie nie przyniosło żadnych rezultatów. Ale chociaż powiedział uczciwie, że nie on teraz rządzi w Warszawie i nie może brać odpowiedzialności za decyzje podejmowane przez obecną ekipę. Przynajmniej postawił sprawę jasno, nie oszukiwał, nie wodził za nos.

Jest filosemitą

Pierwsze sondaże po ogłoszeniu decyzji o kandydowaniu Trzaskowskiego pokazały, że ma ogromne szanse wygrać, choć nie wiadomo, kto wystartuje przeciwko niemu. Codziennie ma po kilka spotkań samorządowcy, niepełnosprawni, akcja Świąteczna Paczka itd. Gdy poprosić o kolejne spotkanie, mówi: Może w niedzielę? Jego biuro poselskie przy ul. Pięknej w Warszawie, wyjąwszy ścianę pełną książek (wybijają się grube biografie polityków, Churchill, Stalin, Hitler), wygląda jak baza wypadowa. Przenośny stojak na ubrania z rzędem koszul i marynarek, obok stojak na buty (kilka par butów trekkingowych), na stołach otwarte, zapisane notatniki, długopisy, jak po jakiejś odprawie.

A sam Trzaskowski jest w trakcie – jak to nazywa wyprzedzającej polityczne ataki kontrofensywy. Na Facebooku napisał: „Ułatwmy wszystkim PiS-owskim hejterom pracę. Zlustruję się dla Was sam. Polityczne winy znacie. Czas na prywatne: Mam żonę Ślązaczkę (o zgrozo!). Teściowa ma niepolskie imię (Gizela), nadane po wojnie przez sąsiadkę Niemkę w Legnicy. Moje dzieci są średnio grzeczne. 12-letniej córce nie podoba się ani Kaczyński, ani Putin i czyta satanistyczne książki fantasy. 8-letni syn nie chce chodzić na religię (gówniarz woli pływać). Znam języki obce (niemiecki nie, ale rosyjski już tak). Jestem filosemitą. Jeżdżę na rowerze. Jem sałatę. Kiedyś jadłem nawet jarmuż. Byłem na paradzie równości. Na moje wykłady (w Collegium Civitas, UW, UJ) przychodzą cudzoziemcy. Więcej grzechów nie pamiętam i nie obiecuję skruchy”. Znów się przypomniało, że „Czaskowski” umie robić kampanie.

Polityka 1.2018 (3142) z dnia 26.12.2017; Polityka; s. 37
Oryginalny tytuł tekstu: "Na troski Czaskowski"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną