Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Dobre zmiany u narodowych przewoźników

LOT i PKP coraz gorzej traktują swoich pasażerów

50–70 proc. pociągów ma opóźnienia. 50–70 proc. pociągów ma opóźnienia. Todd Diemer / Unsplash
Gdybym miał odpowiedzieć, gdzie szukać modelu obecnego stosunku państwowych instytucji do zwykłego obywatela, rzekłbym, że w praktyce narodowych przewoźników.

Polskie Linie Lotnicze LOT mienią się narodowym przewoźnikiem. Pamiętamy, że możliwość przejęcia tej firmy przez jednego z międzynarodowych potentatów była traktowana prawie jak plama na polskim honorze. „Noblesse oblige” – jak mawiają ci, których mamy uczyć posługiwania się widelcem, notabene szczycących się Air France. Skoro szlachectwo zobowiązuje, wypada oczekiwać od PLL LOT (dalej po prostu LOT) należytego traktowania pasażerów.

Oto co zdarzyło się w Petersburgu 16 grudnia 2017 roku. Samolot do Warszawy miał odlecieć o 19.05 lokalnego czasu. Wsiedliśmy do maszyny o przewidywanym czasie. Okazało się jednak, że trap ewakuacyjny przypadkowo się otworzył – załoga nie mogła go zamknąć. Poproszono pasażerów o opuszczenie pokładu. Niedługo potem wyznaczono nowy czas odlotu na 20.35. Mniej więcej o 20.00 przedstawiciel lotniska w asyście przedstawiciela LOT poinformował, że wprawdzie usterka została usunięta, ale samolot może zabrać tylko 19 osób. Pierwszeństwo mieli ci, którym wiza rosyjska kończyła się 16 grudnia. Takich pasażerów było 17, do tego dwóch podróżujących klasą business.

Nie jestem specjalistą od lotnictwa, więc nie mogę powiedzieć, czy lot dopiero co naprawionym samolotem bez uprzedniego sprawdzenia jest ryzykowny czy nie. Wierzę, iż znawcy ocenili, że nie ma ryzyka, ale wątpliwości pozostają. Awarie są nieuniknione, ale poważne linie lotnicze nieraz decydują się na przysłanie zapasowego samolotu. Z Warszawy do Petersburga leci się mniej niż dwie godziny, a więc czas był wystarczający, aby zdążyć zabrać wszystkich pasażerów, którym kończyły się wizy.

Tak czy inaczej niektórzy pasażerowie byli dość wystraszeni. Przepisy Federacji Rosyjskiej dotyczące nielegalnego (bez posiadania wizy) pobytu na jej terytorium są dość surowe. A co by się stało, gdyby lot z Petersburga w ogóle odwołano, co mogło się zdarzyć nawet po decyzji o jego starcie z 19 osobami na pokładzie? Tego nikt pasażerom nie wyjaśnił. Przedstawiciel lotniska mógł uznać, że to nie jego sprawa, ale reprezentant LOT chyba nie. Czy konsul RP w Petersburgu przybyłby na lotnisko, gdyby obywateli polskich (ewentualnie innych państw, ale podróżujących polskim samolotem) miały spotkać jakieś niemiłe konsekwencje, niezawinione przez nich?

Vouchery od LOT

Należałem do grupy podróżnych, którym wizy kończyły się 17 grudnia. To oczywiste, że musieliśmy zmienić bilety. Trwało to jakieś dwie godziny (w moim przypadku). Około godziny 21 jedna z pasażerek poinformowała, że przedstawiciel LOT przyjdzie za 10–15 minut, aby zająć się podróżnymi. Czekałem 30 minut i w końcu zdecydowałem się pójść do hotelu na lotnisku.

W międzyczasie ktoś starał się dodzwonić do centrali LOT w Warszawie. Bez rezultatu. Centrala firmy oferowała reklamy, promocje, nawet muzykę, ale połączenie z konsultantem czy jakimkolwiek stanowiskiem alarmowym było niemożliwe. Rano dowiedziałem się, że przedstawiciel LOT pojawił się koło północy. Raczył rozdać vouchery o wartości 550 rubli, mające, jego zdaniem, wystarczyć na kolację i śniadanie. Rzecz jednak w tym, że – po pierwsze – 550 rubli to cena jednej kanapki i herbaty, a po drugie – voucherów i tak nie dało się wykorzystać, ponieważ bary, które mogły je realizować, były już zamknięte o północy, a otwierano je już po nowym terminie, przynajmniej samolotu, którym podróżowało 10 osób mających odlecieć poprzedniego dnia.

Nie ma wątpliwości, że przedstawiciel LOT tak kombinował z zapewnieniem wyżywienia, aby jak najmniej osób z tego skorzystało. I oczywiście ani w głowie mu było, by zadbać o hotele dla podróżnych.

LOT oszczędza na pasażerach

A jak jest w przypadku innych linii lotniczych? Jedna z pasażerek opowiadała, jak zachował się Aerofłot (rosyjskie linie), gdy odwołano lot z powodu złych warunków atmosferycznych. Zapewniono podróżnym kolację, odwieziono ich do hotelu i rano przywieziono na lotnisko. Dobrym przykładem stosunku LOT do klientów jest organizacja programu Miles and More. Polega on na tym, że pewna liczba przelecianych mil uprawnia do otrzymania darmowego biletu. Wszelako LOT wprowadził zasadę, że pewna liczba mil traci sukcesywnie ważność, a po drugie – nalicza tak wysokie opłaty lotniskowe, że korzyść jest iluzoryczna.

Podróż zastępczą odbyłem Lufthansą. Serwowano obfite śniadanie w czasie lotu do Frankfurtu, a także drugie śniadanie w trakcie drugiego etapu podróży – z Frankfurtu do Krakowa. A jak leciałem kilka dni wcześniej z Warszawy do Petersburga w porze obiadowej, poczęstowano nas wafelkiem Prince Polo, kawą lub herbatą i szklanką wody lub soku. Kanapkę lub sałatkę można było sobie kupić za dolary (także kanadyjskie), funty, euro i złotówki. A kiedyś LOT słynął z tak dobrego i obfitego jedzenia, że linie te były wybierane także z powodów kulinarnych. Wygląda więc na to, że LOT zbija koszty przelotów, ograniczając świadczenia dla pasażerów. Noblesse oblige? Wolne żarty. Na pocieszenie pozostaje świadomość, że mamy narodowego przewoźnika lotniczego, a za jakiś czas będziemy mieli Centralny (a może Narodowy) Port Lotniczy. Nietrudno zgadnąć, czyjego imienia.

Pociąg opóźni się o osiem minut

W niektórych składach pociągów, zwłaszcza Pendolino, czytamy, że InterCity to narodowy przewoźnik kolejowy. Często podróżuję koleją. Nie prowadzę statystyki, ale jakieś 50–70 proc. pociągów ma opóźnienia. Służby informacyjne PKP przystosowały się do tego stanu rzeczy i zwiększyły precyzję informacji, podając na przykład, że „Ekspres Intercity Premium z X do Y jest opóźniony o około osiem minut, wielkość opóźnienia może ulec zmianie, proszę zwracać uwagę na komunikaty”.

Informacje są przekazywane bełkotliwie, zwykle za późno (także wtedy, gdy podróżni marzną na peronach). Zdarza się, że zapowiada się odjazd pociągu, który dopiero ma wjechać, lub wjazd takiego, który już odjechał. Na peronach rzadko bywają dyżurni ruchu, w Warszawie i Krakowie nigdy. Zlikwidowano informację kolejową, co znacznie wydłuża czas kupowania biletów. Nawet w okresie wzmożonego ruchu, np. przedświątecznym, jedna trzecia (lub więcej) kas jest nieczynna.

Obsługa pociągów jest często opryskliwa i na uwagi krytyczne reaguje wezwaniem: „Proszę mnie nie obrażać”. Pociągi są brudne, wagony z usterkami, toalety coraz częściej nieczynne, a media niedawno doniosły o zawszonym pociągu. W pociągach IC miał być dostęp do internetu, ale to są ciągle tylko plany. Notabene operatorzy telefonii komórkowej też nie pomagają – np. na najbardziej prestiżowej linii z Warszawy do Krakowa nie ma zasięgu mniej więcej na 50 proc. trasy.

Niektóre praktyki są wręcz zdumiewające. Zapłaciłeś za bilet kartą, rezygnujesz z podróży, ale pieniądze zwrócą ci, gdy pokażesz potwierdzenie skorzystania z karty. Bilet kupiony przez internet musi być imienny. Kupno biletu w Intercity Premium kosztuje dodatkowe 250 zł, nie wiadomo, za co. Wszystko to wygląda na celowe działanie, aby wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy. A nuż ktoś zgubi potwierdzenie, że zapłacił kartą, lub zapomni dowodu osobistego. Czysty zysk dla PKP. Nawet jeśli wysoka dodatkowa opłata za kupno biletu w pociągu ma zapobiec powstaniu tłoku, zapewne można to uregulować bez drakońskich opłat.

Regres w obsłudze pasażerów

A oto zdarzenie z 18 grudnia 2017 r. Rzeszów, pociąg IC z Przemyśla jest opóźniony o 50 minut. Wyjaśnienie standardowe: „z powodu utrudnień w ruchu”. W rzeczywistości drużyna konduktorska owego IC przechodziła z innego składu, też opóźnionego. Nie ma drużyn rezerwowych (oszczędności), więc pociągi muszą czekać, co sprawia (efekt domina), że opóźnień jest coraz więcej. Jeden z kolejarzy dodał, że na stacji Przemysł Główny trwa wojna pomiędzy IC i Przewozami Regionalnymi. Ta pierwsza spółka nie ma własnych elektrowozów poza tymi, które przyjadą. Po kilkunastu godzinach pracy trzeba elektrowozy dokładnie sprawdzać.

Więc pociągi IC muszą czekać na zakończenie czasochłonnego testu, a Przewozy Regionalne odmawiają udostępnienia swych elektrowozów. I to jest dodatkowy powód opóźnień. Wrogie stosunki między poszczególnymi spółkami PKP są zapewne odpowiedzialne za absurdalne rozkłady jazdy (bywa, że pociąg Regio jedzie tuż przed IC i powoduje jego opóźnienie) czy zatrzymywanie składów uprzywilejowanych, aby mogły przejechać osobowe, nawet gdy IC jedzie swoim torem. Praktyka ruchu zdaje się zależeć od widzimisię dyspozytorów.

Daleki jestem od obwiniania obecnej dobrej zmiany za „dobre zmiany” u narodowych przewoźników. Regres w obsłudze pasażerów zaczął się zaraz po podziale (nastąpiło to we wczesnych latach 90.) PKP na wiele spółek, które zaczęły rywalizować między sobą o klientów i pieniądze. Wszystkie rządy tolerowały (a obecny to kontynuuje) tę degrengoladę PKP. To oczywiście prawda, że są nowe inwestycje kolejowe, głównie dzięki funduszom z bardzo złej UE, niesłusznie wtrącającej się w wewnętrzne nasze sprawy, ale to nie zmienia faktu, że pasażerowie traktowani są coraz gorzej, i to z powodów merkantylnych. Gdybym miał odpowiedzieć, gdzie szukać modelu obecnego (w sensie od kilkunastu lat) stosunku państwowych instytucji do zwykłego obywatela, rzekłbym, że w praktyce narodowych przewoźników. Cieszy oczywiście, że PKP Intercity zapowiada zupełnie nową kolej w przyszłości, ale poczekamy, zobaczymy.

PS Aby jednak nawiązać do typowej tematyki moich felietonów, poruszę dwa tematy stricte polityczne. Ciągle się dyskutuje, jak mają głosować niepełnosprawni. Sejm wykluczył możliwość ich głosowania drogą korespondencyjną. Wielu komentatorów wskazuje, że jest to ograniczanie zasady równości. Senat rozważa zniesienie tego ograniczenia. Powodem uregulowania przyjętego przez Sejm miało być zapobieżenie handlowania głosami.

Wszelako dotychczas nie odnotowano ani jednego przypadku handlowania głosami przez wyborców niepełnosprawnych. Jeden z posłów (nie odnotowałem nazwiska, ale był to chyba p. Andruszkiewicz z koła „Wolni i Solidarni”) argumentował, że to wszystko dla wolności i demokracji, że sam będzie pierwszym, który wniesie o zmianę proponowanych przepisów o głosowaniu przez niepełnosprawnych. Z drugiej strony szczerze oburzył się, że ich prawa są wykorzystywane do celów walki politycznej. Trzeba przyznać, że p. Andruszkiewicz (?) ma niebanalne poczucie humoru.

Zmarł jeden z sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Pani mgr Przyłębska tak to skomentowała: „Mam takie wrażenie, że [to przez] obciążenie psychiczne związane z tą obrzydliwą nagonką medialną. Ale nie tylko, również części polityków, którzy w niewybredny sposób rzucają oskarżenia, nazywając niektórych sędziów sędziami dublerami”. Wypada tylko pozazdrościć p. mgr Przyłębskiej tego, że jej wrażenia zastępują diagnozy lekarskie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama