Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wizytę Mateusza Morawieckiego na Węgrzech można nazwać „antybrukselską”

Victor Orbán i Mateusz Morawiecki Victor Orbán i Mateusz Morawiecki Victor Orbán / Facebook
Kluczowe dla polskiego premiera jest przekonanie Viktora Orbána, by zawetował artykuł 7 traktatu o UE.

To pierwsza bilateralna wizyta Mateusza Morawieckiego. Tym bardziej zaskakujące, że nowy premier nie wybrał się do Berlina, który jest naszym najważniejszym partnerem gospodarczym, czy do Paryża, który liczy na przejęcie schedy po wyrzuconym za nawias Unii Europejskiej londyńskim City.

Morawiecki, podobnie jak Jarosław Kaczyński, ulega urokowi Viktora Orbána. Premierowi Węgier z kolei Polska jest potrzebna, bo w porównaniu z politykami PiS Orbán potrafi negocjować, jest gotowy do zmiany stanowiska – na ich tle zachowuje wizerunek racjonalnego partnera.

Gulaszowa dyplomacja

Wizyta premiera Morawieckiego rozpoczęła się od złożenia wieńca pod Pomnikiem Tysiąclecia na placu Bohaterów. To znaczący gest, obaj premierzy podczas konferencji prasowej nawiązywali do najnowszej historii Europy Środkowej.

Premier Morawiecki wspominał pierwsze w karierze Viktora Orbána przemówienie z 1989 roku, w którym przyszły lider Fideszu nawoływał do wyprowadzenia z Węgier wojsk ZSRR (co ciekawe, w tym samym roku Orbán wyjechał do Oksfordu dzięki stypendium Georga Sorosa), a także wręczył Orbánowi książkę „Twierdza: Solidarność Walcząca” Igora Jankego (co ciekawe, dotyczy ona m.in. opozycyjnej działalności ojca premiera, Kornela Morawieckiego). Janke to z pewnością autor znany Orbánowi – w 2012 roku napisał książkę o premierze Węgier („Napastnik: opowieść o Viktorze Orbánie”).

Aby podkreślić familiarny stosunek między obiema stronami, Morawiecki nazwał kilka razy Orbána „Viktorem”. Obaj panowie zapewniali o wspólnych kierunkach wobec polityki migracyjnej Unii Europejskiej, projektach takich jak trasa „Via Carpatia” czy potrzebie budowy Europy Ojczyzn, projektu opozycyjnego wobec Stanów Zjednoczonych Europy, o których dziś wspomina chyba już tylko, marginalizowany we własnej partii, Martin Schultz.

Słowem – otrzymaliśmy więcej tego samego co przez ostatnie dwa lata. Tymczasem funkcjonowanie węgierskiej polityki zagranicznej doskonale oddaje projekt budowy elektrowni atomowej PAKS II, która zapewni 60 proc. zapotrzebowania Węgier na energię elektryczną. Zostanie ona zbudowana w większości za pieniądze Rosatomu, rosyjskiego holdingu atomowego, choć jak zapewnia strona węgierska, w budowie pomogą też polscy specjaliści. Premier Morawiecki podczas konferencji wspominał o bezpieczeństwie energetycznym i budowie gazociągu Baltic Pipe, ale doskonale wie, że Węgrzy podpisali umowę w sprawie Turkish Stream i zamierzają korzystać z tańszego, rosyjskiego gazu.

Gdy nad koncernem Audi zbierały się czarne chmury w związku z aferą „diselgate”, Węgrzy, na co dzień krytykujący imperialistyczne zapędy Berlina, szeroko otwierali ręce dla przenoszącej się nad Dunaj produkcji jednego z modeli samochodu.

Przykłady elastyczności w polityce zagranicznej Budapesztu można mnożyć. To tłumaczy, jak to możliwe, że podczas konferencji obu premierów nie padło ani jedno słowo o artykule 7 traktatu o Unii Europejskiej.

Węgry wstrzymają się od głosu?

Artykuł 7 traktatu o Unii Europejskiej ma za zadanie dyscyplinować państwa, które naruszają unijne wartości. Owszem, 22 grudnia 2017 roku premier Viktor Orbán powiedział, że Węgry stanowią „przeszkodę nie do ominięcia” dla wprowadzenia artykułu 7. Ale premier Węgier potrafił w przeszłości brutalnie ścierać się z Angelą Merkel w sprawie uchodźców, żeby później „modlić się, żeby została kanclerzem na kolejną kadencję”.

Głos Węgier wart jest tyle, ile można im obiecać. Polska przekonała się o tym podczas zeszłorocznych wyborów na szefa Rady Europejskiej, przegranych przez PiS 27:1. Tymczasem zbliżają się negocjacje w sprawie perspektywy budżetowej UE 2021–2027, które mogą doskonale zdyscyplinować Budapeszt.

Viktor Orbán wspomniał, że być w sojuszu z Polakami to bycie w sojuszu z narodem odważnym. Zapomniał dodać, że dziś to odwaga jeźdźca bez głowy.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama