Być może w tym roku Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy pobije kolejny rekord zebranych pieniędzy, ale mimo to wczorajsza zbiórka nie tylko cieszy, ale także smuci. Właściciele niektórych sklepów i galerii nie życzyli sobie bowiem obecności wolontariuszy orkiestry, wypraszali ich na mróz.
Także tych placówek, w których bez kłopotu przed świętami mogli kwestować wolontariusze Caritasu czy innych organizacji charytatywnych, także pomagający potrzebującym. Wtedy nie przeszkadzali, Orkiestra – jak się okazuje – niektórym przeszkadza. A może to dzieci, na ratowanie których wczoraj zbierali pieniądze wolontariusze Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, najwyraźniej są gorszego sortu, choć wiele z nich jeszcze się zapewne nie urodziło?
A może właściciele sklepów i galerii czegoś się boją? Raczej nie tych jeszcze nienarodzonych, których zdrowie, a może życie uratuje sprzęt, zakupiony z naszych darów. Być może boją się obrońców tych nienarodzonych, z których część zieje nienawiścią do Owsiaka. Za to, że mówi „róbta, co chceta”, zamiast szanować za to, że od 26 lat wyzwala w ludziach to, co najlepsze, porusza serca i ciągle pomaga.
Można było wysłać pieniądze na konto Orkiestry i nie zawracać sobie głowy szukaniem zmarzniętych wolontariuszy. Wyrzucanych ze sklepu zwłaszcza pod Warszawą i w mniejszych miejscowościach.
A jednak niektórzy woleli wrzucić do puszki osobiście. Za serduszko? Może, ale także dlatego, że w Orkiestrze chodzi nie tylko o pieniądze. Chodzi o wytworzenie w ludziach wspólnoty pomagania potrzebującym, a w młodych wolontariuszach – przekonania, że są bardzo potrzebni, że pomagają innym być lepszymi. Że fajnie, że im się chce. Okazało się, że nawet w przypadku inicjatywy, której celu nie da się zdyskredytować, niektórzy potrafią zachować się podle albo tchórzliwie, co na jedno wychodzi. Przykra lekcja dla młodych.